wtorek, 27 lutego 2018

Księżniczka

Koniec zimy usprawiedliwia nas z marudzenia, tak mi się wydaje...
Tęsknimy za światłem, ciepłem i ...lekkimi ciuchami.
Ulgę przynosi nam narzekanie na klimat i tak było chyba zawsze.

Dawno temu, jak pracowałam na etacie, takie chłody zniechęcały nas do
latania (w czasie pracy) po sklepach, załatwiania prywatnych spraw,
w ogóle wychodzenia z firmy - bo było zimno.
Jedną "ofiarę" wysyłało się do cukierni po ciastka dla wszystkich
i robiło się kawę.
Towarzystwo znudzone brakiem pracy (bo takie to były czasy) zasiadało
przy stole i zaczynało się marudzenie.

Ble, ble, ble... Zimno, puste półki... ble, ble, ble...

W pewnym momencie nasza najładniejsza koleżanka rzuciła:
- Ja to powinnam się urodzić 100 lat temu, jako księżniczka!

Wszyscy podziwialiśmy jej urodę, świetną sylwetkę i pewność siebie.
Powodziło jej się świetnie. Była szanowaną żoną inżyniera Huty Katowice.
Miała piękne mieszkanie, pieniądze, ...coś dziwnego w oczach, co otwierało
jej wszystkie drzwi.

- Danusiu, ale mogłabyś się wtedy urodzić również jako wieśniaczka...-
powiedziałam cicho.

- Kto?! Ja?!

Strzeliła focha i było po imprezie.
Nie odzywała się do mnie przez tydzień.
Nie przyjmowała przeprosin.

A ja nie chciałam jej urazić.
Pomyślałam tylko o rachunku prawdopodobieństwa!

Ps. Czasami coś palnę i nie wiem co dalej z tym zrobić....



poniedziałek, 19 lutego 2018

Sąsiedzi

Zwykle, jak sprzątam pokój moich papug, zastanawiam się co zrobić z ziarenkami, które wpadają na dno ich klatki...
Moje ptactwo jest kapryśne, więc kupuję im karmę nie najtańszą.

Wyrzucając śmieci, zauważyłam, że różne ptaki grzebią w kontenerach, szukając pożywienia.
Pomyślałam, że ucieszą się, jak wysypię im na trawnik, przy śmietniku, smakołyki moich papug.

Nie spodziewałam się zobaczyć ich radości, ale też nie spodziewałam się tego co usłyszałam od sąsiadów z bloku.

Zostałam zaatakowana prymitywnymi zarzutami.
Moje wyjaśnienia, że nie wyrzucam na trawnik śmieci, tylko
ziarna, które ptaki zjedzą w pół godziny, nie docierały do rozwścieczonych małżonków.
Rzeczowo odpowiadałam na zarzuty.
Nawet poczekałam na wezwanie policji, którym zagroził mi
pan sąsiad...
Nie wybrał numeru 112, bo chyba uznał, że ośmieszyłby się
wezwaniem policjantów, więc poszłam w swoją stronę.
Krzyczał do mnie coś w rodzaju:
- Przeczytaj tę kartkę na drzwiach!
Minęłam drzwi z kartką i usłyszałam za plecami:
- Co?! Nie umiesz czytać?!

Znoszę wiele, ale jak dużo młodszy ode mnie ...szmaciarz,
mówi mi na "ty", to wstępuje we mnie Hiszpan.
Odwróciłam się i krzyknęłam:
- Proszę się ode mnie odczepić!

- No pewnie, najlepiej powiedzieć odczep się - wykrzykiwał.
- Powiedziałam: Proszę się ode mnie odczepić!
Usłyszałam:
- Won! ...Idź już!

Nigdy wcześniej nie usłyszałam słowa "Won!"...
Dla mnie jest to ostateczne wygonienie kogoś/czegoś z życia.

Ps. Ta sytuacja kosztowała moją psychikę wiele...
Ale też nauczyła mnie, że potrzebujących należy wpierać
w ukryciu.


Oni to docenią, a reszta niech się... pławi w swojej złości.

środa, 14 lutego 2018

Walentynki... Eh!

Walentynki...
Za moich, zielonych lat, nikt w Polsce o takim święcie nie miał pojęcia!
Był stan wojenny, puste sklepy, kartki na żywność, ale ...były randki 
Jednej z nich nie zapomnę nigdy...
Młody oficer, po krótkiej znajomości, zaprosił mnie na kolację do kasyna.
- Oooo, wreszcie zjem coś dobrego!
Ładnie się ubrałam, żeby nie przynieść mu wstydu, i wygłodniała
pobiegłam na umówione miejsce.
Do kasyna nie mieli wstępu zwykli śmiertelnicy, więc czułam się wyróżniona.
Wnętrze obiegało od mojego wyobrażenia, ale przełknęłam ślinę i usiadłam przy stoliku.
Podeszła kelnerka.
- Co nam pani może zaproponować do zjedzenia? - zapytał mój partner.
- Jest bigos i fasolka po bretońsku.
( No to zapowiada mi się "prawdziwa uczta" - pomyślałam w ułamku sekundy)
- A CO TAŃSZE? - zapytał oficer
O mało nie spadłam z krzesła!!!
- Fasolka.
- To proszę 2 razy bigos!
Ps. To się nazywa GEST!
A jakie "poczucie humoru"...
Na bigosie, droższym od fasolki, zakończyła się nasza znajomość.

poniedziałek, 12 lutego 2018

Akumulator...

Kilka dni temu, po zrobieniu zakupów, ładowałam torby do auta.
Zanim wsiadłam zobaczyłam obok siebie młodego mężczyznę...
- Czy mogłaby mi pani pomóc?
Byłam zdziwiona pytaniem, bo nie wyglądał na żebraka. Był dobrze ubrany, zadbany...
- W czym mogę panu pomóc?
- Rozładował mi się akumulator i proszę, żeby pani pozwoliła mi odpalić od swojego.
- Ale ja nie mam kabli!
- Ja mam!
- OK!
Wycofałam, żeby stanąć jak najbliżej jego samochodu, ale jak rozwinął kable, przez okno
powiedziałam mu, że są za krótkie i nie damy rady.
- Musi pan wypchnąć auto, żebym mogła podjechać do pana z przodu!
Na parkingu było ciasno. Co chwilę ktoś wyjeżdżał, ktoś wjeżdżał.
- Chłopaku, nie mogłeś trafić gorzej... Wybrałeś sobie do pomocy kobietę, a mężczyźni
tu kotłują się jak w ulu... - pomyślałam.
Ale przecież powiedziałam, że mu pomogę, więc nie mogłam zwiać.
Chłopak poprosił jakiegoś faceta, żeby wypchnął z nim auto na miejsce zakazane do
parkowania. Podjechałam dosyć blisko.
- Mam wyłączyć silnik? - zapytałam.
I widząc zakłopotanie w błękitnych oczach przystojnego blondynka oraz to, że powtarza moje
pytanie kolejnemu mężczyźnie, zaczęłam się po prostu śmiać.
On tego nie widział, bo nie chciałam robić mu przykrości.
- Tak, proszę wyłączyć silnik - ...dowiedział się.
Wyszłam z samochodu, żeby mu otworzyć klapę mojego silnika i zapytałam:
- A pan wie jak to zrobić, bo ja nie.
- Tak, chyba tak...
- Plusy, minusy... da pan radę?
- Spróbuję...
Okazało się, że kable mają tylko ok. 1,5m długości, więc kilka razy ustawialiśmy się tak,
żeby w końcu sięgnęły celu.
- Ufff.... udało się!
Po chwili jeden odpadł, chłopak go złapał, ale przywarł w nieodpowiednie miejsce i ...zaiskrzyło.
Wstrzymałam oddech.
Spojrzałam na kilku facetów, którzy przyglądają się sytuacji. Z pogardą na bezczynność i ciekawość
rzuciłam wzrokiem na taksówkarza, który stał przy swoim wielkim aucie, tuż za mną, i trzymał
ręce w kieszeniach.
- Wkręcają mnie...
Zacisnęłam zęby i udałam, że wiem co robię
- A ten mój akumulatorek nie jest za słaby dla pana beemy?
Moja "żabcia" miała zasilić sportowe BMW...
- Nie, proszę tylko odpalić.
Przekręciłam kluczyk w stacyjce, ale bez wiary, że operacja się uda.
Pomyślałam tylko, że będę kolejną ofiarą techniki.
Odpaliłam silnik.
BMW też za moment zaturkotało.
- Bardzo pani dziękuję - po chwili chłopak ukłonił się przy drzwiach mojego auta.
- Niech pan chwilę pogazuje, żeby się podładował...
- Nie, ważne że zapalił. Dziękuję!
Odjechał.
Mężczyźni poszli w stronę swoich aut.
Ja zawróciłam i wyjechałam z "areny".

- Może to był pretekst, żeby mnie okraść - pomyślałam po kilkunastu minutach...
- Nie, no mam torebkę, portmonetkę... Wszystko mam! Byłam przed chwilą na poczcie
i wiem, że nic mi nie zginęło!

Nie wiem, dlaczego ten młody człowiek wybrał mnie do rozwiązania problemu
z akumulatorem skoro mógł poprosić jakiegoś mężczyznę....
Może bał się ośmieszenia?
Nie wiem i nigdy się nie dowiem...

Ps.
- A może mnie były potrzebne te oczy przepełnione nadzieją i zaufaniem?




poniedziałek, 5 lutego 2018

Sposób

Mam jakąś organiczną odrazę do osób, które wchodzą do mojej przestrzeni podstępem...
A jeśli ją burzą, to ogarnia mnie złość.

Dawno temu opiekowałam się starym człowiekiem.
Chciałam, żeby dożył przeznaczonych mu lat, w bezpiecznej atmosferze.
Gotowałam mu obiady, prałam, sprzątałam... kupowałam co chciał, ...
a ten pod moją nieobecność plądrował moje rzeczy.

Po kilku śladach doszłam do wniosku, że muszę ten proceder zakończyć.
Długo zastanawiałam się jak, bo nie miałam kamery, żeby wyświetlić sprawcy
dowód na przeszukiwanie moich szuflad.

Znalazłam rozwiązanie...
W szufladce mojej nocnej szafki leżała stara portmonetka.
Włożyłam do niej 100,-zł i kartkę z prośbą:
"PROSZĘ NIE GRZEBAĆ W MOICH RZECZACH"

Następnego dnia, nieoczekiwanie, usłyszałam tyle usprawiedliwień mojego
podopiecznego, że nie nadążyłam na nie odpowiadać....

Oczywiście, żadne z nich nie dotyczyło wglądu w moją portmonetkę, ale wszystkich
poprzednich "kontroli" przeprowadzonych w moich dwóch pokojach.

Skończyło się na tym, że zamontowałam zamki w drzwiach i
...zabawa starszego pana się skończyła.

Ja byłam spokojniejsza, a mój podopieczny zdruzgotany....