środa, 11 lipca 2018

Łapka w górę!

Wieczorem, w drodze do domu, minęła mnie sąsiadka z pierwszego piętra.
- Dobry wieczór!
- O, dobry wieczór! Borys, chodź szybciej, bo chce mi się siusiu! - usłyszałam
w odpowiedzi.
Pani popędzała swojego psiaka, który wyraźnie był zmęczony.
Borys przy krzaczku podniósł nóżkę i sąsiadka się zatrzymała.
- Ha! Jemu też się chciało... - i już razem szłyśmy do klatki schodowej.
- Przeszliśmy dzisiaj parę kilometrów, ale trzeba chodzić. Pogoda odpowiednia,
więc można było polatać.
- Widać to po pani sylwetce.
- Dziękuję! Mam 64 lata, mieszkam sama i martwiłam się o swoje zdrowie.
No to poszłam do schroniska i wzięłam sobie Borysa.
- Brawo! Pani wygląda jak nastolatka, a psiak jest szczęśliwy.
- A co sama miałam chodzić?! Moja jedna koleżanka woli seriale, drugiej
wiecznie coś dolega...
Stanęłyśmy przed windą i już wiedziałam, że nasza rozmowa za chwilę się
skończy.
Poczochrałam po główce Borysa, pożegnałam sąsiadkę i na pierwszym piętrze
w windzie zostałam sama.
- Hmm... - uśmiechnęłam się sama do siebie - Chcę spotykać więcej takich
ludzi i takich zwierząt!!!

Zdjęcie z internetu.

wtorek, 10 lipca 2018

Plan na jutro

Zwykle przed snem robię plan na następny dzień.
Czasami ktoś lub coś mi go rozwala, ale może jutro będzie tak jak sobie zapisałam:
- podziękować Bogu, że się obudziłam zdrowa i sprawna.
- przeczytać Krainę Zielonego Pojęcia.
- dać proso i wodę papugom.
- wymiziać Maka - o tym, właściwie, sam mi przypomni...
- ugotować żurek.
- przekonać mamę do wyprasowania sterty ciuchów.
- spodziewać się deszczu, bo podlewanie ogrodu przekracza moje siły.
- pojechać do pracowni, żeby namalować coś ładnego, mimo, że nikomu
niepotrzebnego.
- wrócić do domu o zachodzie słońca i usiąść na balkonie.
- wykąpać się.
- przeczytać coś mądrego.
- zasnąć.

Mam nadzieję, że nie oczekuję zbyt wiele...
.........................................................................................................................

Jeśli też robicie plany, to proszę, napiszcie.

sobota, 7 lipca 2018

Plaster bez opatrunku, tym razem.

Słyszeliście kiedyś o koncepcji cięcia roślin, czyli wszystkiego co się da, żeby je suszyć,
a potem to spalać, a następnie popiołem posypywać trawnik?
Ja, taką interpretację życia dojrzałych roślin, które podobno trzeba ścinać  (czyli gałęzie winorośli)
uważam za barbarzyństwo. Były cudnie zielone, krzewiły się jak w raju. Zachwycały dorodnością
wielkich liści i gronami owoców.
"Ekspertka" kilka dni temu, stwierdziła, że gałęzie winorośli należy ściąć.
Nie wiedziałam o tej decyzji, bo swego czasu, dałam jej wolność, żeby była szczęśliwa.
Zobaczyłam to co zrobiła dwa dni temu. Ze ściany zieloności został tylko jej konający fragment.
Brązowe liście, kikuty łodyg...  Kikuty były również na płocie. A ten  na sośnie prawie uderzył mnie w czoło...
A pod winoroślą sterta obumarłych gałęzi przeznaczona na popiół.
Następny plan pani "prezes", jak nazywają ją sąsiedzi, to wycięcie kocimiętki, na której siadają setki
owadów.

Szkoda, że "guru ogrodnictwa" nie pomyśli o innych...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ten ogródek miał być radością dla tych, których kocham...
- I znowu mi nie wyszło.


piątek, 6 lipca 2018

Dla Margolette A.

- Tak! Znowu trzeba iść spać! - pomyślałam właśnie.
Zdaję sobie sprawę, że nikt normalny tak nie myśli, ale trudno...

Już tłumaczę dlaczego boję się położyć do łóżka.
To, że miewam dziwne sny, wiecie nie od dziś.
Czasami Wam o nich piszę. Może nie każdego one interesują,
ale przed chwilą Margo, napisała mi, że czyta :)

Otóż wczoraj, po trudnych chwilach, zalana łzami, nad ranem zasnęłam.
Znalazłam się w starym sadzie i zbierałam z ziemi jabłka.
Niemal każdy owoc był robaczywy, co mnie cieszyło, bo wiedziałam,
że jest prawdziwy, zdrowy. Zbierałam te jabłuszka z myślą o upieczeniu
szarlotki dla znajomych.
Pamiętam, że z perfekcją obierałam jabłka i tylko nienaruszone kawałki
wrzucałam do miseczki. Ciasto wyrobiłam na maśle.
Upiekłam pachnącą, rumianą szarlotkę. Wielką, dla kilkudziesięciu osób.
Bardzo cieszyłam się na przybycie moich gości.
Czekałam, czekałam, czekałam...
Goście przyszli, ale szarlotka była już pokryta pleśnią...

czwartek, 5 lipca 2018

Ta historia jest metaforą...

Gdy, jako dziecko, oglądałam bajki Disney,a, chciałam mieszkać w zamku na skale
i widzieć wszystko z góry...
Z biegiem czasu uznałam, że ta skała jest za wysoka, żeby z niej codziennie schodzić
i wchodzić z powrotem do domu. Bo siedzenie w jednym miejscu wydałało mi się jakimś
ograniczeniem.
- Widok piękny, komnaty przestronne, ...ale co dalej? - myślałam.

Upłynęły kolejne lata, dużo się w nich wydarzyło i przyszło dziwne doświadczenie!
- Nie, nie zostałam księżniczką! :) Nie dostałam też zamku na skale...

Niedawno zaproponowałam moim siostrznicom bawialnię, taką w cenrtum handlowym.
Były przeszczęśliwe, a jest wielka, z dużą ilością atrakcji.
Pani przy drzwiach zapytała o wiek mniejszej.
- 3 latka - odpowiedziałam
- To pani wchodzi jako opiekunka dziecka.
- Ok!

Dziewczynki nie wiedziały którą konstrukcję wybrać... Wszędzie chciały wejść
i się bawić.
Nagle Ninka wskazała palcem w górę, czyli na piętrowy zamek.

Pola, oczywiście, podążyła jej śladem, a ja nie miałam innego wyjścia, bo miałam
dbać o bezpieczenstwo malucha, i też wdrapywałam się na górę, chociaż otwory były
przeznaczone dla dzieci.
W końcu stanęłam na wieży zamku i ...zrobiło mi się słabo.
- Nie zjadę po tej rurze! Ani na tej zjeżdżalni! ... Nie skoczę też!
Było zbyt wysoko, żebym nawet skoczyła.

Ogarnął mnie również strach o 3-letnią Polę.
- Nisia da radę, bo jest wysportowana, ale Pola patrzy na mnie... Też się boi.
Uśmiechnęłam się do małej porozumiewawczo. Powiedziałam, że schodzimy, i cyknęłam
zdjęcie z wysokości.


- Zdobyłyśmy wieżę tego zamku? - zapytałam
- Taaaak - usłyszałam z małych usteczek.

Schodziłyśmy tą samą drogą, ale z dużą uważnością na siebie.
Zeszłyśmy z tej cholernej wieży zamku i chyba obie, tymczasem, nie chcemy być
księżniczkami...

-------------------------------------------------------------------------------

Ta historia jest metaforą.
Chcę powiedzieć, mojej koleżance, że da radę "zejść" do normalności, po tym co ją spotkało.
- Gosiu, wspieram Cię! Wiesz to, od dawna. Wygrasz!

poniedziałek, 2 lipca 2018

Konik polny

W polskiej kulturze konik polny bywa symbolem lekkomyślności i braku dbałości o przyszłość... -
wyczytałam w Wikipedii.

Podlewałam ogródek i przyglądałam się roślinom. Niektóre błagały o wodę, te silniejsze jakby
dziękowały... Niby prosta czynność, a dająca wiele do myślenia.

Nagle, na liściu żurawki, zobaczyłam konika polnego.
Pobiegłam po telefon, żeby mu zrobić zdjęcie, bo ...patrzył na mnie z sympatią.
Wróciłam, gotowa do sfotografowania jegomościa, a ten pokazał mi... tylną część ciała.


- O, ty niewdzięczniku! - pomyślałam - Zauważyłam, że jesteś, że żyjesz, podlałam roślinę, na której siedzisz, a ty do mnie dupą?!

Ps. Już zaczynam się gubić, kto z czego, albo co z kogo bierze przykład....