piątek, 30 czerwca 2017

Decyzje


- Znowu naciądnęłaś ciocię! - mama do Ninki
- Dlatego ją lubię! - Ninka do mamy

Nie czuję się "naciągnięta", ale lubiana...

W życiu nie ma lubienia, sympatii, miłości, tęsknoty.... bez powodu.
Wiem, że najpierw trzeba coś dać, żeby coś wziąć...

Z dzieciakami nie jest mi łatwo, bo ich rączki przyciągają poskładane piłki, które po złożeniu staną się okrągłymi kulami na trawie albo inne dziwne konstrukcje z plastiku włączając kolorowe długopisy z piórkiem... Itd, itd.

My, dorośli mamy moc... Moc wyjaśnienia młodemu człowiekowi, że ta składana piłka za 29,99zł ma takie samo zastosowanie jak ta skórzana, która leży na półce od kliku lat lub ta plażowa, którą można napompować, albo gumowa, która poniewiera się po ogródku...
Mamy moc w wyjaśnieniu młodemu pokoleniu, że nie musimy kupować gdy już wcześniej zostało przez nas lub bliskich coś takiego nabyte...

Ale poległam w temacie higieny... Codzienna kąpiel jest obowiązkiem, ale nie wiedziałam,
że mam braki w temacie kul do kąpieli, tych barwiących wodę.


Negocjacje z Ninką zakończyły się kupnem....
Zgodziłam się na zapłacenie za wybrane produkty, bo uznałam, że to dobry kierunek...

Ninka zdecydowała się na zapachowe kule do kapieli i bez dyskusji powiedziałam
- Bierzemy!

Radość w oczach 7-latki - BEZCENNA

Ps. Zapach w domu niebywały..

środa, 28 czerwca 2017

Obserwacja

To, że byłam wczoraj w sądzie wiecie, bo pokazałam Wam zdjęcie pięknej klatki schodowej sądu w Gliwicach na FB.
Nie poszłam tam, żeby podziwiać architekturę (chociaż jest godna podziwu) ale żeby złożyć zeznanie w obronie mojej koleżanki.
Ponad godzinę czekałam na wezwanie sędziego i w tym czasie obserwowałam co dzieje się na korytarzu.
Kilkanaście metrów dalej siedziała grupa ludzi. Chyba krewnych lub znajomych, bo prowadzili półgłosem zażartą dyskusję... Ich nerwy sięgały zenitu.
W końcu poszli na salę rozpraw.

Z innej sali wyszedł facet zakuty na nogach w łańcuch, na rękach miał kajdanki.
Towarzyszyło mu dwóch policjantów.
Nie, nie był jakiś zwykły kryminalista...
Miał świetne buty, eleganckie, z miękkiej skóry, w kolorze grafitowym.
(Mam chopla na punkcie butów, więc zwracam na nie uwagę)
Oskarżony był w białej koszuli i markowych, garniturowych spodniach.
- Hmmm... Jakaś gruba ryba - pomyślałam
Kręciło się wokół niego dwóch adwokatów. Szeptali mu coś na ucho, ustalali coś między sobą. Policjanci stali i obserwowali sytuację wycierając sobie pot z czoła (pot z czół - raczej)

Potem wyszła z sali pierwsza grupa, która mnie zainteresowała i usłyszałam donośny głos ich mecenasa, który stał w środku zainteresowanych.
- ... Ale przy prędkości 90km/h ... pasy niezapięte... ten chłopak ma rację...
Nie słyszałam szczegółów, ale pewnie chodziło o jakiś wypadek samochodowy.
Pomruczeli jeszcze chwilę i poszli.

Na korytarzu został tylko ich adwokat, który wykonał telefon to jakieś kobiety...
- Dzień dobry, mecenas "Jakiś Tam", miałem nieodebrane połączenie....
Chwilę z kimś porozmawiał, po czym wykonał telefon do swojej asystentki (jak przypuszczam)
- Tak, byłem na sali... No dobrze... A co?... A ta kobieta żyje?...

- NIE, NIE, NIE!!! Nie wytrzymam dłużej w tej atmosferze! Jest za gęsta dla mnie! - chciałam już stamtąd wyjść, otrzepać z siebie problemy innych ludzi i pognać w pole...



Albo do pracowni, bo tam jest spokój.

Wytrzymałam tę gęstwinę problemów, wiszącą w powietrzu, ale nie chcę już nigdy do niej wracać, nigdy!
Nawet ze względu na zabytkowe wnętrze, NIE CHCĘ!

poniedziałek, 26 czerwca 2017

Dzisiaj to dar...

"Wczoraj to historia, jutro to tajemnica, a dzisiaj to dar" - usłyszałam kilka godzin temu taką sentencję...

Pymyślałam, że jest wyczekane przez wiele misięcy lato.

Że dożyliśmy, bo wielu nie było to dane...
Że powinniśmy czerpać siłę z przyrody, która nadgania zaległości wiosny...
Że dostaliśmy dar w postaci "DZISIAJ".

Ja jeszcze nie wiem czy dostałam, bo do wschodu słońca musi upłynąć prawie godzina....

Piszę o tym, bo z różnych stron dochodzą do mnie smutne wiadomości.
O tej porze roku oczekiwałam entuzjamu, a słyszę że jest tzw "dół".
- Bo sąd odpisał, że wniosek (jakiś tam) został oddalony.
- Bo brat okazał się bydlakiem, bo zamierzał zagrabić dużą sumę pieniędzy, uzbieraną przez ojca.
- Bo chora dziewczynka nie może zebrać wystarczającej kwoty na operację.
- Bo skradziono bliskiej mi osobie auto.
- Bo mąż zdradził/żona zdradziła..
- Bo szef nie jest profesjonalny i nagradza lubianych pracowników, a tych których nie lubi szykanuje.
- Bo ta robota była zupełnie nie potrzebna, chociaż wymagała
kilkudziesięciu godzin pracy.
- Bo...
- Bo...
I "bo" w nieskończoność, bo każdy z nas ma jakiś problem.

Moi Drodzy, nie ma bezsensu!
Wszystko, cokolwiek się dzieje, ma swój sens.
Nawet wtedy, gdy nie macie pieniędzy na ...mydło.
Ale też, gdy kradną Wam "wypasione" auto.
Jest w tym jakiś sens.
Choroba też może mieć swoje zadanie... Może nauczyć nas odrzucania tego, czego nie chcemy...

"Dzisiaj to dar"

niedziela, 25 czerwca 2017

Wakacje

W skrzynce na FP znalazłam takie zdjęcie:



Nie mam pojęcia jak mam  na nie odpowiedzieć...

Dziwnie się złożyło, bo od kilkunastu minut myślę o wakacjach.
Uświadomiłam sobie je wczoraj, bo minęły mnie 3 piękne przyczepy campingowe ciągnięte przez duże auta.

Przypomniałam sobie, że kiedyś miałam marzenie, żeby zwiedzić Europę w ten sposób.
Z zapałem opowiedziałam o swoim planie znajomemu, który zapytał o mój urlop.
- Chcesz pociągnąć przyczepę twoją "żabą"?!
- Nooo, a co? - byłam zdziwiona pytaniem
O mało nie rozpłakał się ze śmiechu.
Wkurzył mnie!
- Przecież taka przyczepa campingowa jest cięższa od twojego autka!
Niechętnie, ale po namyśle przyznałam mu rację...

Fajnie byłoby mieć taki niezależny od biur podróży transport.
Bo można się zatrzymać w dowolnym miejscu, mieć na kółkach swój domek ...z łazienką,
nie chodzić na posiłki w wyznaczonych godzinach i uciekać przed złą pogodą...

Tak, byłoby idealnie!

Jeszcze nie tak dawno temu mówiłam:
- Jak się nie ma co się lubi, to się lubi to czego się nie lubi.
Bo spędzałam wakacje w domu.
A dzisiaj mówię:
- Jak się lubi co się ma, to się nie lubi zmian.
Nigdzie się nie wybieram!

Ps. Wracając do zdjęcia, które otrzymałam...
Tylko tej opalenizny mi brak w moim naturalnym środowisku...

sobota, 24 czerwca 2017

Strach

Nie należę do osób, które boją się ludzi...

Nawet w nocy, kiedy wracam z pracowni do domu, nie czuję strachu, że ktoś zrobi mi krzywdę.

Mieszkałam wcześniej w sąsiedztwie wielu młodych rodzin, które latem imprezowały na podwórku w weekendowe noce. Nigdy z ich strony nie spotkało mnie nic niemiłego. Właściwie to nasze krótkie spotkania były w klimacie żartów i życzenia sobie dobrej nocy.

Teraz mieszkam w środowisku, którego kompletnie nie znam...
Przed chwilą wjechałam windą do domu i usłyszałam, że na parkingu coś się dzieje...
Domyślam się, że jest tam kilka/kilkanaście "wesołych" już osób, które chcą się bawić.
Na szczęście udało mi się wejść do klatki schodowej zanim przyszli. Nie wiem jak zareagowałabym na widok nieznanej grupy ludzi...
Może, jak zwykle przeszłabym obok niech zupełnie obojętnie... Ale ponieważ ich nie znam, cieszę się, że nie miałam tej  "przyjemności".

Aaaaa, raz się bałam! Też w nocy.
Mieszkałam wtedy na parterze, niskim parterze, a po osiedlu chodził jakiś pijany facet i darł się:
- Baby, wy chu... !!!

czwartek, 22 czerwca 2017

Marzenia

"Jeżeli potrafisz coś wymarzyć, potrafisz także to osiągnąć" - Walt Disney

"Plaster z opatrunkiem" napisany przez mistrza, dawno temu...


środa, 21 czerwca 2017

Przeżyłam

Kilka tygodni temu rozmawiałam z mężczyzną, który przez wiele lat pracował w Paryżu. Powiedział, że jest teraz w Polsce i że paryski pracodawca namawia go do powrotu.
- Dlaczego nie chce pan wrócić? - zapytałam - Tutaj trudno o pracę dekoratora...
- Boję się ataków terrorystycznych - usłyszałam odpowiedź.

Nigdy nie byłam w sytuacji takiego zagrożenia, aż do dzisiaj.

Stałam w kolejce do kasy po bilet, na dworcu centralnym w Warszawie, takiej w przejściu dla pieszych. Do tej kasy była krótsza kolejka niż przy kasach głównych, więc ją wybrałam.
Stałam cierpliwie i obserwowałam potok ludzi idących w obu kierunkach.
Ponieważ tunel jest przelotowy, więc korzystają z niego, poza podróżnymi, mieszkańcy miasta. Była godzina szczytu, to też miałam komu się przyglądać.
Wierzcie mi, nie zapamiętałam nikogo... Tempo zmian twarzy, ubioru, sposobu poruszania się było tak wielkie, że kręciło mi się w głowie.

Rzuciłam okiem na tablicę z odjazdami pociągów, zadzwoniłam do siostry, żeby się upewnić czy kupię odpowiedni bilet i po skończeniu rozmowy stanęłam jak wryta...

Na środku kamiennej podłogi leżała zielona torba z tkaniny, z jakąś zawartością.
Przyglądałam się jej przez chwilę z nadzieją, że jakaś starsza pani wróci po nią i podniesie.
Nie doczekałam się.
Nie upłynęła minuta, jak ludzie zaczęli okrążać szerokim łukiem czyjąś "zgubę",  a w oddali zobaczyłam nadchodzących policjantów.
- Upsss... Co ja tutaj robię?! - dotarła do mnie myśl o zagrożeniu.
Potem, lotem błyskawicy, przez głowę przeleciało mi wyobrażenie sytuacji ekstremalnej...

Przeczytacie to w zwolnionym tempie w stosunku do mojego myślenia, ale moja świadomość mówiła mi:
- Jeśli to jest ładunek wybuchowy, to jestem w epicentrum. Rozerwie mnie na mniej kawałków niż tych, którzy są dalej i zginę na miejscu... Nie będę się męczyła pod tonami betonu, który mnie przywali.

Myślałam o tym, żeby nie ruszać się z miejsca, i patrzyłam na uciekających ludzi.
Policjanci przykucnęli przy zielonej torbie i bali się jej dotknąć...
Tłum płynął, rozszczepiając się na wysokości tajemniczego przedmiotu.
Patrzyłam na działania policjantów z odległości może 3-4 metrów. Jakieś urządzenie przykładali do torby, ale chyba nie był to wykrywacz ładunków, bo widziałam, że robili to niepewnie.

Nagle podszedł do nich ok. 10-letni chłopiec i powiedział, że to jego.
Mówił łamaną polszczyzną. Wyglądał na dziecko imigranta z północnej Afryki. Zapewniał policjantów, że to jego torba i wskazał na ojca oddalonego o kilkanaście metrów od nas. Jego tata trzymał na rękach małe dziecko.

- Wiem, że dzieciaki są używane jako "mięso armatnie", więc to może być mój koniec. - stojąc tak "wklejona" do podłogi stwierdziłam, że wszystko w rękach Boga.
Przyszłam tu po bilet... Ale co ma być to będzie. Nie ruszam się ani na krok! Amen!

Czytacie to w dużo wolniejszym tempie, niż rzecz się działa... To były jednostki sekundy!

Strach, wręcz panika opanowała ludzi!

Policjanci, chyba wyszli z tego samego założenia co ja.
Kazali podnieść młodemu torbę, bo postawili wszystko na "jedną kartę".
Chłopiec uniósł torbę z zielonej tkaniny z zawartością czegoś lekkiego i ...zniknął w oddali.

Przyznam szczerze, że uznałam to za cud.

Próbowałam ochłonąć z myśli, że to mógł być zamach terrorystyczny, który byłby wzorcem.
Bo zabiłby tysiące ludzi, zniszczyłby strategiczną infrastrukturę, pokazałby że dzieci również mogą być narzędziem....

- Przeżyłam... Nie wiem po co... Ale może, żeby Wam napisać o takim zagrożeniu

wtorek, 20 czerwca 2017

Nieplanowany wypad...

Nie lubię niespodzianek - myślałam, że lubię, ale jednak nie lubię.
Za kilka godzin pojadę do Warszawy. Nie, że chcę, że podoba mi się miasto...,
ja muszę jechać!


Jak znam siebie i ...siebie w świecie, to przywiozę Wam jakiś "plaster".
Wspierajcie mnie myślami, ale tylko dobrymi! Proszę!
Miejcie spokojny dzień, bez niespodzianek.

poniedziałek, 19 czerwca 2017

Nowe doświadczenie

Zaparkowałam na dużym parkingu i wysiadając z auta zauważyłam niemal biegnącego w moim kierunku chłopaka o ciemnej karnacji. W rękach trzymał granatowe pudełeczko.


- O, nie ma mowy... Nie dam się naciągnąć na żadne "perfumy" - pomyślałam i znacząco spojrzałam na handlarza.
Dostojnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi sklepu.
Kątem oka widziałam, że wyhamował i szedł już powoli, tak niby do mnie, ale zatoczył łuk i po chwili straciłam go z pola widzenia.

Nie sądziłam, że spojrzenie może mieć taką moc...
- Może ja umiem mówić oczami, a tego nie wiedziałam. Hmmm...

niedziela, 18 czerwca 2017

Dzieciaki

Ostatnio zauważyłam, że zwracam uwagę dzieci. Zwłaszcza maluchów...

W kolejce do kasy w markecie stało przede mną młode małżeństwo z małym
synkiem. Chłopczyk siedział w siodełku sklepowego wózka i darł się w niebogłosy.
Rodzice nie potrafili go uspokoić.
Mnie to też wkurzało, ale cóż mogłam zrobić?
Mały, gibając się na prawo i lewo, przypadkiem spojrzał na mnie. Zamilkł!
Patrzyliśmy na siebie kilka sekund.
Po chwili zniknął mi z oczu za postacią ojca.
Nie upłynęło następne 5 sekund jak ponownie wychylił główkę, żeby na mnie
spojrzeć...
Uśmiechnęłam się do niego i zaczął się ze mną bawić w chowanego.
Jego buzia pojawiała się z prawej i lewej strony taty.
Dałam mu znak przechylając głowę, że załapałam grę w kuku...
Chłopczyk miał w oczkach figielki. Zapomniał o problemie, który mu dokuczał.
Rodzice obejrzeli się za siebie i wzrokiem podziękowali mi za uciszenie ich
synka.
Potem ojciec wysadził młodego z wózka i nasza zabawa się skończyła...

Piszę dlatego, że to nie jedyny ostatnio przypadek.

Poprzedniego dnia, na bazarku, chciałam kupić moją ulubioną kawę. Jest ona tylko na jednym stoisku, więc stanęłam w małej kolejce.
Przede mną była babcia z wózkiem, w którym siedziała maleńka dziewczynka.
Dziecię przyglądało mi się uważnie i wypowiadało jakieś sylaby...
Domyśliłam się, że zauważyła coś interesującego.
- Tak, pani ma okulary - powiedziała babcia do dziewczynki.
Mała dalej mówiła coś czego nie rozumiałam, ale patrzyłyśmy na siebie nieustannie.
- Pani ma inne okulary niż babcia. Słoneczne. - usłyszałam.
Dziewczyneczka dalej nie spuszczała ze mnie wzroku i słodko się uśmiechała.
- Hej, dziewczynko śliczna - odezwałam się ,bo jej promienny uśmiech mnie rozbroił z obojętności - Jesteś szczęśliwa?
- NIE - usłyszałam konkretną odpowiedź z ust ok. 1,5-rocznej kobietki.
- NO, MASZ!!!
Zaśmiałyśmy się z jej babcią w głos...

Nie będę Wam opisywać innych reakcji maluchów na mnie, bo szkoda czasu.
Przyznam się tylko, że sprawiają mi ogromną przyjemność... OGROMNĄ!

sobota, 17 czerwca 2017

Jestem zakochana - szepnęła...

Kilka dni temu wstąpiłam do punktu obsługi klienta Orange, żeby zrezygnować z internetu mobilnego.
Na dwóch stanowiskach panie obsługiwały klientów, kolejki nie było, więc z nadzieją na szybkie załatwienie sprawy usiadłam na kanapie.
Z zaplecza wyszła dziewczyna, którą pamiętałam z poprzednich wizyt.
Określiłabym ją jako "lodowatą piękność"... Wysoka, szczupła, ładna. Nigdy nie zauważyłam,
żeby się uśmiechała.
- Zapraszam - powiedziała chłodnym głosem, wskazując mi krzesło.
Ucieszyłam się, że u niej będę załatwiać sprawę, bo była merytoryczna.
- Podcięła pani włosy - dałam sygnał, że już wcześniej mnie obsługiwała.
- Tak, trochę. W czym mogę pani pomóc? - chłód jej odpowiedzi i spojrzenia mnie lekko
zmroził.
- Chcę wypowiedzieć umowę na ten numer - podałam karteczkę z notatką.
- Ludzie rzadko przynoszą konkretny numer, trzeba ich szukać w systemie... - westchęła
wpatrzona w ekran monitora.
Poprosiła o mój dowód osobisty i zaczęła pisać coś na klawiaturze, a ja przyglądałam się
jej rysom twarzy i myślałam, że miała szczęście urodzić się tak ładną.

- Zauważyła pani, że ścięłam włosy... - mówiła nie patrząc na mnie - Tak, miałam długie.
Ale ktoś mi powiedział, że jak zetnę to odmieni się moje życie. Faktycznie, wszystko się
zmieniło. Żal mi włosów, ale odrosną.
- Jasne, że odrosną! Moje też odrosły, mimo że kiedyś miałam na głowie prawie łysinę.
Spojrzała na mnie z uśmiechem. Czułam, że odniosłam sukces wywołując jej zainteresowanie.
- Na tym zdjęciu ładnie pani w krótkich włosach - stwierdziła patrząc na mój dowód
osobisty.
- Oj, tę fryzurę mialam dawno temu...
Piękna dziewczyna klikała coś dalej, ale równocześnie zaczęła opowiadać:
- Moja mama w dzieciństwie ścinała mi włosy "na chłopaka". Może chciała mieć syna?
Byłam drugą córką. Jak dorosłam do wieku, kiedy decydowałam już sama o swoim wyglądzie, postanowiłam mieć długie włosy. Jak mama w styczniu usłyszła, że je obcięłam
uznała, że musiało wydarzyć się coś strasznego. - Tu moje oczy zrobiły się wielkie i czekałam
na dalszy ciąg opowieści młodej kobiety - Bo ja jestem już po rozwodzie, życie mnie nie
rozpieszczało...
- Stało się coś tragicznego?!
Pani przeprosiła mnie, bo musiała iść do drukarki, ale po chwili wróciła i opowiedziała
ciąg dalszy.
- Przez ponad miesiąc klient namawiał mnie na randkę. Nie chciałam się zgodzić. W końcu
uległam. Po kilku miesiącach spotkań uznałam, że nie mamy wspólnego języka, nie mogę
żyć wbrew sobie i zdecydowłam się na zakończenie tej znajomości. Wyobraża pani sobie,
że on po usłyszeniu mojej decyzji, następnego dnia, wyliczył mi ile jestem mu winna za
jedzenie w restauracjach?! Na początku chciałam za siebie płacić, ale nie przyjmował tego
do wiadomości. Po rozstaniu wystawił mi rachunek za wszystko...
- Facet bez honoru!
- To było w styczniu. Wtedy ścięłam włosy. Już odrastają...
- Ma pani świetną fryzurę. Bardzo ładnie pani w niej - powiedziałam zupełnie szczerze,
bo asymetria podobała mi się zawsze.
- Tak zaproponowała mi fryzjerka - znowu zobaczyłam jej uśmiech.
Podpisałam wydruki rezygnacji z umowy i powiedziałam, że życzę jej powodzenia we
wszystkim co robi.
- Jestem zakochana... - szepnęła jakby niechcący
- No i dobrze pani tak! Niech pani kocha i będzie kochana! - wykrzyknęłam wstając
z krzesła.
- Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - "lodowata piękność" pożegnała mnie tymi słowami.
- Z pewnością! - odpowiedziałam z nadzieją, że kiedyś opowie mi, że czuje się szczęśliwa.

czwartek, 15 czerwca 2017

Kosmos

"Rzuć wszystko i leć na Asgardię! Powstaje pierwsze państwo w kosmosie" - przeczytałam właśnie
na wp.pl...
Artykułu nie przeczytałam do końca, bo informacja o konstytucji, wyborach oraz walucie jest dla mnie utopijna.

Ale!
Fajnie by było mieć taki osobisty statek kosmiczny...
Wkurzają nas sąsiedzi, leje deszcz od kilku dni, nikt nas nie rozumie, ...czujemy się nie z tego świata - wsiadamy do naszego latającego domku, może nawet rodzinnego i wylatujemy w kosmos, żeby patrzeć na Ziemię z góry.

Nasz statek kosmiczny byłby bezpieczny, wygodny, doskonale wyposażony, miałby nawet sztuczną grawitację, żeby nie "łowić" z przestrzeni rzeczy nieuwięzionych... Może rośliny można by tam było hodować, a nasze zwierzaki miałby swój wybieg...

Wiem, że "popłynęłam"... Sama się z tego śmieję.






środa, 14 czerwca 2017

Leżakday

Mam plan na nadchodzący dzień - leżakday!



Ostatnio tak wiele się działo, że muszę położyć swoje ciało na słońcu, w ciszy, wśród zieleni...
Moje mięśnie nie zawiodły mnie w ostatnich dwóch tygodniach, a głowie też należy się nagroda, za logiczne myślenie.
W sumie, fizis i psyche zasłyżyły na leżak.

Ps. Tylko czy wie o tym pogoda?!...

wtorek, 13 czerwca 2017

List do Z.S.

Droga ...(nie, już nie droga) Zosiu.
Jutro przyjdzie do mnie nasza wspólna znajoma. Bardzo cieszę się na jej wizytę, bo nie widziałyśmy się wiele lat. Przez kilka godzin pracowałam w ciszy, bo aktualizował się komputer, więc myślami wróciłam do historii z 2005 roku. Oczywiście, wiesz o co chodzi...
Przeanalizowałam sobie ją dokładnie kolejny raz, ale pod innym kątem.
Znasz moją ocenę tamtej sytuacji, ale piszę do Ciebie dlatego, że spojrzenie na nią nieco mi się zmieniło. Pewnie obawiałaś się tego przez naście już lat...

Zosik, sfałszowanie tej umowy było tylko i wyłącznie w twoim (mała litera zamierzona) - W TWOM INTERESIE!!! TO BYŁA TWOJA UMOWA!!!
Załączniki do umowy były przez ciebie i twojego męża podpisane, dobrze o tym wiesz, bo byłam u was w domu na 2 dni przed wyjazdem na ślub siostry.
Tych załączników w dokumentach na wasze nazwisko nie odnaleziono...
Wiedziałaś, że po kilku dniach urlopu nie wrócę już na swoje stanowisko, bo dostałam zgodę na przejście do innego działu. To ciebie upoważniłam w sekretariacie do rozdysponowania dokumentów, które zostawiłam do podpisania szefom... Bo ci ufałam!
Jaki był koniec wiesz.

Piszę ten list, żeby inne osoby też spojrzały na pamiętne wydarzenie świeżym okiem.

Nie mam zamiaru cię szukać i rozliczać..., chociaż Lena obiecała cię dorwać, w swojej sprawie.

Nie jest też moim celem pytanie cię jak mogłaś zrobić coś co jest zwykłym ŚWIŃSTWEM.

Ale pozwól, że przypomnę ci... byłyśmy serdecznymi koleżankami, wspierałyśmy się w trudnych chwilach, pomagałyśmy sobie w pracy... Byłaś dla mnie wzorem pracowitości, na dowód tego załatwiłam ci lepsze - BARDZO DOBRE stanowisko.

Po krytycznym dniu przeżywałyśmy wspólnie dramat...

Potem dałaś mi nadzieję na pracę w twojej, nowej firmie. Tak bardzo się cieszyłam.
Nie dostałam tej pracy... mimo świetnej rozmowy wstępnej z właścicielami.
A może uznałaś, że jednak nie powinnaś mnie polecać? Może "zapaliła" ci się "czerwona lampka"... :)

Wiesz, że nie było dla mnie rzeczy niemożliwych. Włącznie z zawiezieniem twojego męża z dwoma kolegami i tobą, moim 4-osobowym autem... do Ostrawy, tak na pstryk!

Wymieniać dalej nie będę, bo szkoda czasu, ...sama wiesz.

A ja już wiem dlaczego na moje zaproszenie na ostatnią kawę, przed wyjazdem do Belgii, nie przyszłaś...

Tamtego dnia było mi bardzo przykro, ale dzisiaj wiem że miałaś powód.

Koleżanko była, masz mnie na sumieniu, już na zawsze...

niedziela, 11 czerwca 2017

Szansa

Po sobotniej imprezie, dopiero kilka godzin temu moje prace wróciły na swoje miejsce.
Przyznaję, że miałam mieszane uczucia...
Żałowałam, że nie znalazły nowych właścicieli, ale też cieszyłam się, że nadal będą moje.
Przewietrzyły się, pokazały ludzkości, nasłuchały komplementów i postanowiły wrócić do domu.
Mam jeszcze jedno uczucie - satysfakcję!
Spośród 50 pań zaproszonych na Festiwal, około 30 zabrało ze sobą naszyjniki ze skóry i ceramiki skomponowane przez siebie.
Nie sądziłam, że moja, niszowa biżuteria, będzie cieszyła się takim zainteresowaniem.
Na prawdę!
Zdaję sobie sprawę, że trzeba mieć odwagę, aby nosić oryginalne rzeczy. Mnie jej nie brakuje, ale zauważam, że preferowane są ozdoby nie rzucające się w oczy... Szkoda!

Na pomysł stworzenia  autorskiego naszyjnika wpadłam zaraz po otrzymaniu zaproszenia na tę imprezę. Miałam obawy czy uda mi się nakłonić panie do tworzenia.
Okazało się, że wcale nie musiałam nakłaniać!
Pytałam tylko:
- Czy nie zachciałaby pani skomponować dla siebie naszyjnika, takiego, który by pani nosiła?
Wskazywałam wtedy skrzyneczkę z elementami ceramicznymi, pokazywałam rodzaje rzemieni, ... i widziałam w oczach każdej kobiety błysk!

Czułam, że daję im szansę. To było niesamowite!
Jakbym mówiła do ptaka wypuszczonego z klatki:
- LEĆ!

Panie zestawiały sobie elementy, ja łączyłam je i po kilku minutach otrzymywały naszyjnik w specjalnym pudełeczku.

Nie miałam czasu na robienie zdjęć, ale żałuję że nie zostało udokumentowane szczęście na twarzach pań... To było prawdziwe szczęście, daję słowo.

Fajnie jest jak dostajemy szansę, prawda?

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Wartość


Pod wieczór wpadła do mnie na chwilę koleżanka.
- Ty ciężko pracujesz! - powiedziała widząc obrazy ustawione jeden na drugim, na sztalugach, obwieszone ściany, dziesiątki naszyjników zrobionych w różnych technikach plastycznych, dwa regały pełne ceramiki, stół w połowie zajęty przez rzeczy filcowane... itd.
- Tak, pracuję codziennie, dużo. Tylko nie wiem po co... Nikomu moja praca nie jest potrzebna.
- Ale to jest ładne!
- Ha, ha, ha... - dziękuję!!! Mogę też ładne sprzątać. Nie znasz kogoś kto szuka solidnej sprzątaczki?
Koleżanka osłupiała.
- Tak, moja droga. Praca mopem jest lepiej wynagradzana niż praca pędzlem...  niczego nie ujmując osobą sprzątającym! Przestała liczyć się inwencja twórcza. Takie czasy - skwitowałam.

Miła koleżanka nie wiedziała co odpowiedzieć.
Zobaczyłam tylko smutek na jej twarzy...

piątek, 2 czerwca 2017

Piaskownica

Ewidentnie czuję, że się starzeję...
Pomyślałam o tym siedziąc w piaskownicy z Ninką i Polą.

Góra świeżego piasku wyzwoliła w nas stworzenie czegoś niezwykłego.
Z zapałem utworzyłyśmy szczyt, pod którym wydrążyłyśmy tunel.
Ninka wsunęła do niego nóżki, ale po chwili wszystko się zapadło...


Usiadłam w zapadlinie i zaczęłam obsypywać się piaskiem od pasa w dól.
Nisia podłapała pomysł i zrobiła ze mnie syrenę.

Radość z inwencji siostrzenicy zaczęła mieszać mi się z obawą o moje stawy.
Zaczęło mi być zimno.
Wilgotny piach chłodził mnie zbyt szybko.
Ninka, zadowolona ze swojej pracy, chciała zrobić zdjęcie "dzieła".

Przyznam, że nie miałam siły żeby jej odmówić. Siedziałam cierpliwie pod dziesiątkami kilogramów piasku i czekałam, aż będzie zadowolona z foty.

Pewnie moje niedawne przeziębienie powie:
- Stara, nie masz dosyć kataru?!
A ja odpowiem:
- Dla chwil satysfakcji z pracy dzieci mogę mieć katar do końca życia...