niedziela, 31 grudnia 2017

Moje życzenia - osobiste

Dostałam wczoraj wiele życzeń na Nowy Rok, ale szczególnie dziękuję
za te osobiste, napisane przez adresata.

A skoro takie lubię najbardziej, to takie - moje - Wam składam:

Życzę Wam:
- wolności w podejmowaniu decyzji
- pracowitości wolnej od bólu
- radości z życia
- uwagi na rzeczy drobne...
- satysfakcji z wykonanej pracy
- usłyszenia pochwał
- wdzięczności, że nie jest gorzej...
- niepoddawania się
- wiary w sens wstawania z łóżka
- siły do opieki nad słabszymi
- wygranej na loterii (...powinnam zacząć grać w tym roku)
- uznania intelektu, błyskotliwości
- sukcesu w tym co robicie
- zdrowia! ( to miało być na pierwszym miejscu w liście...)
- ZDROWIA I ŚWIĘTEGO SPOKOJU!

(Resztę dopiszcie sami w komentarzach)

piątek, 29 grudnia 2017

A pani to jeszcze żyje?!

Co jakiś czas słyszę lub czytam, że ludzi, którzy wpływają na mnie negatywnie należy
omijać z daleka...
- To pijawki! Nie daj się! - słyszę zewsząd

Od wielu tygodni planowałam zakończyć taką, toksyczną, znajomość.
Wreszcie zdobyłam się na odwagę i weszłam do sklepu tej pani.
- Pani Osiu, jutro chcę rozliczyć się z panią i resztę moich rzeczy odebrać.
- Proszę bardzo, nie ma problemu, zapraszam.

Poczułam ogromną ulgę, bo tym razem nie usłyszałam słów podszytych drwiną,
sarkazmem, ironią. Może dlatego, że miała gościa...
W każdym razie ucieszyłam się, że zakończymy "współpracę". Już ostatecznie!

Muszę zaznaczyć, że próbowałam się od niej odciąć już 2 razy.
Kiedy miałam już dosyć jej marudzenia, kapryszenia, uwag co do mojego wyglądu,
fochów, krytykowania tego co robię,  itp. znikałam na długi czas.
Rok temu koleżanka powiedziała mi, że pani Osia pytała czy żyję...
Omal nie udusiłam się ze śmiechu, bo owa pani odwracała ode mnie wzrok,
gdy spotykałam ją na ulicy. 
Przemyślałam to i postanowiłam "złamać lody" i wstąpić do jej sklepiku, żeby
powiedzieć "dzień dobry".
- Noo, dzień dobry! A pani to jeszcze żyje?! - usłyszałam od kobiety starszej ode mnie
o ok. 20 lat...
- Hmmm... żyję jeszcze.
- No bo mówią, że pani zniknęła... - i tu przytoczyła mi kilka plotek na mój temat.
- Żyję, mam się świetnie i nie zamierzam tego zmieniać! 
I ta odpowiedź ją chyba wkurzyła.
Od października miałyśmy kontakt raptem dwukrotny, ale znowu niesympatyczny,
i to sprawiło, że znajomość tę zakończę w tym roku. Definitywnie.

Nie udało się!
" Sklep nieczynny z powodu choroby. Przepraszamy" - przeczytałam wczoraj na
kartce przyklejonej do drzwi.

- Hmmm... karma?






czwartek, 28 grudnia 2017

Poczta niedoręczona...

Kończy się rok i myślę o tym co w nim się wydarzyło...

Nie będę tego wymieniać, bo jak czytacie mój "plaster", to wiecie prawie
wszystko. Szkoda czasu mojego i Waszego.

Jednak napiszę o tym czego nie wiecie:
Dwa dni temu rozmawiałam z moją przyjaciółką i doszłam do wniosku,
że zrealizował się jeden z moich planów...
- Wiesz, to coś niezwykłego, jak nie pracujesz miesiąc z powodu choroby
(pęknięcia kostki) a pieniądze wpływają ci no konto!

Pośmiałyśmy się trochę, chociaż gorzko, z czasu jaki nas dopadł, ale cieszyłam się,
że chociaż jej jest lepiej.

Wracając do planu, to ja też miałam zamiar ustabilizować swoje dochody, ale
...nie udało się. Trudno!
Żyję jak korek na wodzie, ale są wspaniali ludzie, dzięki którym nie głoduję.

Natomiast, jeśli chodzi o prace, których bym nie podjęła, to jest kilka:
- w sierocińcu, bo wzięłabym te dzieciaki do domu
- w schronisku dla zwierząt, bo przygarnęłabym je wszystkie
- w domu dla bezdomnych, bo jak Hiszpan, walczyłabym o mieszkania dla nich
- i jeszcze kilka innych bym nie podjęła dla swojego przeżycia...

Do tej listy dopiszę jeszcze jedną posadę - czytacza niedoręczonej poczty...


Pewnie zadręczyłabym Was "plastrami z opatrunkiem", bo odpowiadałabym tu na każdy list.








wtorek, 26 grudnia 2017

Wielkie oczy

Wyspałam się dzisiaj do syta...
Budziłam się co jakiś czas, po dramatycznych snach.
W końcu, jak przyśniło mi się, że mam ciętą ranę brzucha, postanowiłam wstać
z łóżka.
- Upsss... Wolę jawę od snów!

Wieczorem pojechałam do pracowni, żeby zapomnieć o łóżku. Miałam zamiar namalować
jakąś łąkę, ale nie miałam terpentyny...
Wróciłam do domu i obejrzałam film "Wielkie oczy".
- Świetny!

Kolejny raz uświadomiłam sobie co rządzi sukcesem...
- Nie talent!
- Nie pomysł!
- Nie pracowitość!
- Nie wiedza!

- Sukces jest dzieckiem sprytu!

(Ale końcówka filmu dała mi nadzieję... że nie należy się poddawać)






poniedziałek, 25 grudnia 2017

M jak Miłość

Siedzę w domu, jest cicho... Włączyłam telewizor... O dziwio nie spalił się,
a nawet nie zasyczał, po długim czasie nie używania.
Po raz drugi obejrzałam film "Listy do M" i pod koniec filmu pomyślałam,
że...
- już zapomniałam co... (skleroza mnie wpędza w otępienie!)


- W każdym razie nie zapominajcie, żeby kochać i być otwartym na miłość.

sobota, 23 grudnia 2017

Prezent

Prezent - coś wartościowego dane komuś w prezencie; ofiarowane. (cytat z Wikipedii)

Nie wiem czy problem z prezentami mam tylko ja... Może ja i Zuza.

Zuzanna zapytała swojego męża co chciałby dostać na gwiazdkę.
- Marzy mi się lot samolotem!

Ich rozmowa miała miejsce wiele lat temu.
On był sztygarem na kopalni, zarabiał bardzo dobrze i właściwie nie potrzebował
niczego. Wszystko miał... ale samolotem nigdy nie leciał.

Zuza, była przeszczęśliwa, że wreszcie sprosta oczekiwaniom męża i nie będzie
musiała zastanawiać się czy kupić mu na gwiazdkę nowy zegarek czy koszulę,
o skarpetkach nie wspomnę.



Kupiła w Orbisie bilet lotniczy do Frankfurtu, oczywiście tam i z powrotem.
Włożyła do eleganckiej koperty i położyła pod choinką.

Jurek nie spodziewał się, że spełnione zostanie jego marzenie. Promieniał z radości.

Poleciał wkrótce.
Zuza czekała na niego na lotnisku.

- I co? I jak było? - zapytała rozpromieniona
- We Frankfurcie miałem tylko 2 godziny do lotu powrotnego... Przesiedziałem na lotnisku.
- No, qrwa chciałeś lecieć samolotem, a nie zwiedzać Niemcy!

...Tego prezentu nie zapomnę nigdy :)

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Paryżanka

Przeczytałam właśnie artykuł o tym czego stylowa kobieta powinna unikać...
Cyt:
"...Z wyjątkiem eleganckiego damskiego garnituru czy pięknej bielizny, oczywiście. Klasyczna garsonka albo duety buty plus torebka w tym samym kolorze, kolczyki plus naszyjnik z zestawu, a już dwa elementy z widocznym logo rożnych marek jednak kompletNIE odpadają..."

Takich rad jest w tym tekście jeszcze kilkanaście...

W trakcie czytania przypomniała mi się mama mojej przyjaciółki.
Nie pamiętam jej imienia, ale wspominam ją z czułością, bo mama Kasi miała ogromny dar...
Dar mówienia komplementów.
Była nieustannie uśmiechnięta i zadowolona z życia. Lśniła swoją osobowością.

Kiedyś spotkałyśmy się, przypadkiem, na przystanku autobusowym.
Nie zdążyłam powiedzieć jej "dzień dobry", a usłyszałam:
- Paryżanka!
- Proszę ze mnie nie żartować...
- Ja mówię poważnie! Masz dobry styl, nie jakiś pospolity...
- Staram się nie wyróżniać - odpowiedziałam
- Ha! Wyróżniasz się, bo nie błyszczysz!

Były to lata ...dawne, nawet nie pamiętam które.
Ale znajomość z tą panią utwierdziła mnie w przekonaniu,  że mój styl nie musi
podążać za najnowszymi trendami.
Nie muszę golić głowy z prawego lub z lewego boku...
Nie muszę mieć sztucznych paznokci...
Nie muszę nosić lateksowych spodni...
Nie muszę doczepiać włosów...
Nie muszę doklejać rzęs...

Mogę wszystko, ale nic nie muszę!


Ps. polecam:
http://kobieta.gazeta.pl/kobieta/56,107881,22750592,17-rzeczy-ktorych-stylowa-paryzanka-nigdy-nie-wlozy-ani-nie.html?utm_source=facebook.com&utm_medium=SM&utm_campaign=FB_Kobieta

sobota, 16 grudnia 2017

Ona i on na zakupach...

Pojechałam wczoraj do sklepu zoologicznego po ziarenka i kolby dla moich papug.
Sklep jest na terenie supermarketu, więc w drodze do niego minęłam między innymi
miejsce z masującymi fotelami.
Wiem, że należy wrzucić do automatu jakiś pieniądz, żeby fotel zadziałał.
Nie wiem jaki, ale chyba nie mały, bo nie widziałam nigdy osoby korzystającej
z masażu.
Kupiłam to co chciałam i znowu minęłam mężczyznę siedzącego w "cudownym"
fotelu.
- Po co kobiety biorą facetów na zakupy?!
- Przecież od dawna wiadomo, że mężczyzna wchodzi do sklepu po konkretną rzecz,
płaci i wychodzi.


- To my, baby, latamy między stoiskami i zastanawiamy się czy może nie przydałoby
się nam na przyszłość...
- Te biedaki, spocone, bo w ciepłych kurtkach, siedzą na ławkach pod kasą i czekają
na swoje kobiety, bo chcą być dla nich "oparciem", bo zdecydowali się dźwigać zakupy...

Pamiętam mój układ z Andrzejem:
- Idę na zakupy, wrócę o ...którejśtam.
- Dobra, umówię się z Czarnym. Spotkamy się wieczorem, w domu.

To było zdrowe...

Ps. I takiego "zdrowia" w szale świątecznych zakupów życzę wszystkim. Kropka!


piątek, 15 grudnia 2017

Do dzieła, Kochani

Pracuję w branży, która jest ostatnim ogniwem w łańcuchu pokarmowym...

Słyszę lub czytam miłe komentarze, ale nimi trudno zapłacić rachunki.
Nie poddaję się i ciągle wierzę w ludzi, którzy mają potrzebę posiadania
czegoś co stworzyłam.
Nie o moich problemach chcę dzisiaj napisać.

Zrobiłam małe zakupy w Biedronce i pakowałam tę cebulę, ziemniaki
i papier toaletowy do auta na parkingu.
Kątem oka widziałam zbliżającego się mężczyznę...
- Niech nie podchodzi, bo go tylko zdołuję - pomyślałam

Od czasu jak jakiś obszczymur rzucił we mnie kapslami z piwa,
obiecałam sobie, że nie będę wspierać leni żerujących na innych.
W ostateczności zadawałam pytanie:
- Pan, mężczyzna prosi kobietę o pieniądze?! Nie wstyd panu?!

Ale moja taktyka zawiodła jak zobaczyłam twarz faceta, który
do mnie podszedł...
- Przepraszam panią, ale proszę mnie wysłuchać. Nie będę ściemniał.
Kilka dni temu wyszłem z więzienia... Nie mam za co żyć. My może pani
dać mi parę groszy?
- Gdzie pan mieszka - zapytała właściwie bez sensu, bo mnie to nie interesowało,
ale chciałam chyba usłyszeć czy się nie zająknie...
- Tu, niedaleko, na Kozielskiej, koło skrzyżowania ze światłami.

Niewiele myśląc wysypałam mu na dłoń wszystkie drobne, jakie miałam.

Jeśli mnie okłamał to życie mu odpłaci...
Ale jeśli, rzeczywiście, nie ma na chleb, to może przeżyje dzięki moim drobniakom
kolejny dzień.

Myślimy o nadchodzących Świętach.
O cudnym czasie.
Planujemy co upiec, ugotować, w co się ubrać...
Pewnie na stole wigilijnym będzie nakrycie dla przypadkowego gościa...

Oooo... znam ten pic!
Szukajcie potrzebujących, biednych i tych, którzy nie mają nadziei na godne
świętowanie urodzin Jezusa Chrystusa.
I to już!

Wierzę w Was, moi czytelnicy "Plastra z opatrunkiem"... i wiem, że nie piszę w próżnię.








czwartek, 14 grudnia 2017

Jak Scarlett O'hara

Wiem, wiem... Garbimy się, bo choroba w domu, bo nie ma zgody w rodzinie, bo nie podołamy z prezentami na gwiazdkę...
Mogłabym wymieniać powody naszego kurczenia się przez
dłuższy czas...
Ja również bywam pochyloną konwalią, nie ukrywam.

Kiedyś, ktoś powiedział mi:...
- Wyprostuj się i prowadź!
Zapamiętałam tę chwilę...
Wcześniej usłyszałam:
- Nie przejmuj się, przejmij władzę!
Nie wiem jeszcze jak to zrobić, ale pomyślę o tym jutro -
jak Scarlett O'hara




środa, 13 grudnia 2017

Bajka

Po godzinie czytania o tym co dzieje się na świecie wyświetliło mi się pytanie:
"Co jest po drugiej stronie Ziemi?"


- Nooo... to już jestem pewna, że urodziłam się w nieodpowiednim miejscu!
...
Ps. Żartuję, oczywiście
Z tej strony Ziemi urodziło się kilka osób, które kocham, lubię, podziwiam i
nie "oddałabym" ich za żaden bajkowy domek z ogródkiem w ciepłym klimacie.

wtorek, 12 grudnia 2017

Zaproszenie

Jakoś od lat nie mogę się pogodzić z wieczorem o 16-ej...
Pewnie nigdy nie polubię ciemnych dni.
Właśnie zimą włącza mi się mega wyobraźnia, jakby w obronie własnej.

Profesor Bralczyk mówi, że z ciemnością należy się pogodzić i wtopić w nią
lub z nią walczyć.
No to ja walczę jak umiem...
Jak nie chcecie poddać się zimowemu smutkowi to włączcie wyobraźnię!



Zapraszam Was do mojego ogrodu na dobre jedzenie, wino i pogaduchy
Ps. Zapewniam, że nikt z zewnątrz Was nie zobaczy, bo to ukryte przed światem miejsce

niedziela, 10 grudnia 2017

Nie mam się w co ubrać...

Nie mam co na siebie włożyć - pomyślałam właśnie, bo nadchodzą Święta i należałoby wyglądać odświętnie...
- Mój ulubiony sweter odpada, bo czarny, a rodzina krytykuje mnie za chodzenie w czerniach od ponad 20-tu lat...
- No to może włożę coś pastelowego w Wigilię?
- Nie włożę, bo czuję się w tej kolorystyce jak ciastko z kremem...
- Kolor szary mi się podoba. Dobrze się w nim czuję. Ha!

- Ale te szare ciuchy, które mam są wiekowe, a nowych nie kupię.

- No to już nie wiem już w co się ubiorę!

Przejrzałam portale modowe na zimę 2017/2018, żeby znaleźć rozwiązanie mojego problemu i zobaczyłam coś, co dało mi wiarę w oryginalny wygląd...



Kapcie obszyję jakimś futerkiem i będzie kreatywnie, i ciepło, i nikt nie zwróci mi uwagi, że mam czarny sweter lub bluzkę...

sobota, 9 grudnia 2017

Obiecuję!

W piątek przeszłam przez gliwicki rynek, żeby zobaczyć jak się ma Jarmark
z okazji Bożego Narodzenia...
To co zobaczyłam, zdecydowanie, nie nastroiło mnie radością.
Zamiast tłumów klientów zobaczyłam kilkudziesięciu wystawców, którzy
byli zmarznięci i zrezygnowani.
Błagalnym wzrokiem przyciągali nielicznych przechodniów, żeby sprzedać
swoje produkty... A ja chciałam opuścić rynek jak najszybciej, bo nie byłam
zainteresowana sercami z piernika lub grzańcem "jakimśtam".

Zwolniłam jednak przy stoisku pani, która robi niebanalną ceramikę, maluje
na jedwabiu, haftuje, dzierga... jest dla mnie artystką.
- I co mam jej powiedzieć? - pomyślałam - Że cenię to co robi? I że trzymam
za nią kciuki? I że życzę jej klientów? - ...nie odważyłam się.
Zapłaciła za to stoisko nie mniej niż 500,-zł. Na te pieniądze pracowała pewnie
miesiąc, jak nie więcej... Ona nie oczekuje kogoś, kto powie jej, że podziwia jej
pracę. Ona czeka na klienta, który wyciągnie z portfela gotówkę i zapłaci!

- Mało jest takich momentów, że jestem "zimna", ale nie dam rady ocieplić świata...

Poszłam dalej, ale obiecałam sobie, że kiedyś od niej coś kupię. Obiecuję!

środa, 6 grudnia 2017

Stres

Wróciłam z pracowni wcześniej niż zwykle, bo zapowiedzieli się fachowcy na wymianę
wodomierzy.
Takie techniczne sprawy wytrącają mnie z rytmu w jakim żyję i ...nie jestem wtedy
zadowolona. Jakoś nie lubię obcych osób w domu... Czuję, że ktoś kogo nie zaprosiłam
jest w moim życiu obcym ciałem. Tak jak pyłek w oku...

- Nie ma rady, muszę ich wpuścić do domu, bo ...muszę - pomyślałam - Zrobią, co muszą
zrobić i pójdą.
- Ała!
- Nie marudź, dziwolągu! To zwykłe życie! - próbowałam postawić się na Ziemi.

Wyjęłam czekoladę.
- Ha! Mam lek na stres!



- Ale tydzień temu zjadłam dwie kostki i jakoś te "endorfiny" nie zadziałały... Muszę się
z tym problemem przespać... Może nie będzie tak źle.




wtorek, 5 grudnia 2017

Prezent

Dzisiaj Mikołaj pewnie da z siebie wszystko, żeby Was zaskoczyć :)

To fajny dzień.

Dawno, dawno temu, i mnie zaskakiwał.
Dostawałam prezenty, których się nie spodziewałam....
Kiedyś, oprócz złotej bransoletki Mikołaj przysłał mi nową pralkę!
Pralkę, na owe czasy tak nowoczesną, że trudno było mi opanować jej obsługę.

Był to rok 1995! Prawie prehistoria elektroniczna - panel sterowania z wyświetlanymi ikonkami,
otwieranie od góry, pranie w zimnej wodzie, bąbelkowe.... Cud techniki!



Stałam nad tym wynalazkiem z nadzieją, że opanuję programator i ta najdroższa na rynku
pralka zadziała.
- A gdzie wsypuje się proszek - zapytał mój "Mikołaj"
- Do bębna, bo nie ma innej możliwości.

"Mikołaj" strzelił focha i poszedł oglądać telewizję...





poniedziałek, 4 grudnia 2017

Autoofiara

Kilka tygodni temu stwierdziłam, że nie mam już pomysłu na temat obrazu i
załamałam się...
Pomyślałam, że to mój koniec.

Po godzinie "leżenia" na dnie psychicznego dołu pomyślałam:
- Będę kopiować samą siebie!

Od tego czasu maluję obrazy i obrazki wymyślone lata temu, ale w innej wersji.
I chyba będę dalej powtarzać to co kiedyś stworzyłam, bo ...wzięłam lekcję
z działalności innych artystów.

Doszłam do wniosku, że:
muzyk nie komponuje nowego utworu na każdy koncert
piosenkarka śpiewa te same piosenki przez wiele lat
poeta recytuje wiersze, które napisał dawno temu
aktor gra rolę przez kilka sezonów
rzeźbiarz "drąży" w drewnie temat, który podoba się ludziom
grafik powiela swoje prace
ceramik powtarza formy, kolorystykę
itd...

Dałam sobie pozwolenie, żeby malować moje ukochane tematy bez presji,
że muszę wymyślać nowe.

Ps. Moje łąki są antyalergiczne, więc nikomu krzywdy nie zrobię :)




sobota, 2 grudnia 2017

cyt: "szczęście pieniędzy nie daje" (Andrzej Poniedzielski)

Mam znajomego, który od lat boryka się z depresją sytuacyjną.
Z uporem maniaka, co jakiś czas, nakłaniam go do patrzenia w przyszłość.
- Te powroty do przeszłości niczemu nie służą! - powtarzałam wielokrotnie.

Dzisiaj, przez przypadek, zobaczyłam aktualne zdjęcie pani Ewy Minge
i oniemiałam....


Pamiętam jak mówiła, że te rude loki były dla niej przymusem, nie lubiła ich...
Takiego wizerunku wymagał kontrakt i natychmiast, jak się zakończył zmieniła
fryzurę.
Ścięła włosy i zmieniła ich kolor - poczuła się wreszcie szczęśliwa.

Andrzej Poniedzielski ma rację, mówiąc "szczęście pieniędzy nie daje"....
Powiedział to w łódzkiej "Przechowalni" zaprzeczając twierdzeniu, że
"pieniądze szczęścia nie dają".

Ps. Chyba przestanę mówić ludziom, żeby nie wracali do przeszłości.
Bo może warto do niej wrócić, żeby żyć od nowa...

środa, 29 listopada 2017

Test

Od kilku tygodni testuję kierowców. ...Bo sama nim najczęściej jestem.
Sprawdzam jak reagują na przechodniów.

Moje doświadczenie wynika z faktu, że bardzo dawno temu potrąciłam pieszego.

Były to wczesne late 80-te ubiegłego wieku, moje prawo jazdy było jeszcze "ciepłe",
a na ulicach, wieczorem, w listopadzie nie było oświetlenia o wystarczającej mocy.
Jechałam "maluchem" rodziców, niezbyt szybko, bo tym autkiem było to niemożliwe.
Nagle przed maską samochodu zobaczyłam ciemną postać...
Nie udało mi się natychmiast wyhamować. Odległość była zbyt mała.
Uderzyłam prawym przodem maski w człowieka... Zamarłam na sekundę, po czym
wyskoczyłam wystraszona, żeby sprawdzić czy żyje... DRAMAT!!!
- Przepraszam! Nie widziałam pana! Wezwać pogotowie?!
- Nieeeee.... wszysyyyystkoooo w poooorządkuuuu - odpowiedział bełkotem
leżący mężczyzna.
- Nie wzywać karetki?!
- Nieeee. Już wstaaaaję.

Facet podniósł się i poszedł w swoim kierunku. Poszedł - od właściwie - pobiegł....

Osoby obserwujące wydarzenie wykrzykiwały:
- Morderczyni!
... I inne tego typu określenia.

Działo się to w dzielnicy miasta, w której mieszkali moi dziadkowie.
Do nich jechałam, więc pierwsi usłyszeli moją panikę o życie potrąconego człowieka.
Moje zmartwienie przeszło a nich...

Po kilku dniach dziadek powiedział mi, że ten facet ma nogę w gipsie...
- Bogu dzięki! - westchnęłam
- Nie martw się już nim, bo on nic nie pamięta. Pytałem znajomych.

Są w naszej pamięci takie wydarzenia, które nie dają się z głowy wyrzucić.
To jedno z nich.

I właśnie dlatego zrobiłam test na kierowców...

Wielokrotnie stawałam kilka metrów przed pasami, żeby samochody mogły
przejechać.  ...A ich kierowcy zatrzymywali auta, żebym mogła przejść.
Zaznaczam, że nie noszę odblaskowej odzieży, ani nie zachowuję się
agresywnie. Powoli podchodzę do przejścia i czekam aż przejedzie sznur
samochodów. ...Tak z punktu wiedzenia kierowcy.
A kierowcy pozwalają mi przejść na drugą stronę ulicy.

Hmmm...  Dają mi szansę?







poniedziałek, 27 listopada 2017

SIOSTRA

Nie pamiętam jak zareagowałam na fakt, że mam brata, bo miałam wtedy niespełna 3 latka...

Ale doskonale pamiętam noc urodzin mojej siostry.
Wstałam nad ranem, żeby pójść do łazienki.
Drzwi na korytarz były otwarte, a Mingo (nasz pekińczyk) siedział przestraszony
w przedpokoju.
Rodziców nie było, co oznaczało, że pojechali na porodówkę.

To była chłodna noc... jak to w listopadzie.
Zabrałam psiaka do swojego łóżka i próbowaliśmy zasnąć. Nie było łatwo...

Wreszcie do domu wrócił ojciec.
- Macie siostrę! - oznajmił szczęśliwy w progu.

Obudziłam Jacka, wycałowałam psa i zasnęłam kamiennym snem na ok. 2 godziny,
bo na 8-mą miałam do szkoły.
W klasie ogłosiłam, że mam siostrzyczkę.
Nie było już mowy o klasówkach, kartkówkach czy przepytywaniu tego dnia.
Dziewczyny załatwiły u nauczycieli zwolnienie z wszelakich działań doprowadzających
nas do stresów.
28.11.1979r był świętem nad świętami!
Fajerwerków tylko nie było ...bo nic wtedy nie było.
A ja miałam maleńką SIOSTRZYCZKĘ! Ha! :)

I mam ją cały czas...  NAJLEPSZĄ z sióstr.

Kasiu, kocham Cię!

sobota, 25 listopada 2017

Życie...

Za mną kolejny bardzo pracowity tydzień... Narzuciłam sobie chyba zbyt szybkie tempo,
bo muszę brać tabletkę przeciwbólową, żeby zasnąć.

Nie narzekam, bo jestem zadowolona z efektów pracy i swojej dyscypliny. Spoko :)

Zanim położę się do łóżka chcę Wam napisać o moim najnowszym odkryciu.

Ciekawość przebiegu życia sławnych ludzi towarzyszy mi od zawsze.
Uwielbiam czytać biografie.

"Wybitni ludzie też ludzie" jest moim numerem 1...



Nie czytam o życiu innych, żeby zaspokoić ciekawość.
Czytam, żeby poznać ich drogę, sukcesy, porażki, warunki w jakich żyli, zwyczaje...

Z prozaicznego powodu czyli wysilonych, przy malowaniu, moich oczu, zaczęłam
słuchać biografii przy pracy.

Wczoraj, po raz kolejny, doszłam do wniosku, że artysta, bez wsparcia to może...
zostać pochowany w zbiorowej mogile.

Leonardo da Vinci miał mecenasa, który karmił go, dawał mieszkanie, kasę... Mistrz 
miał tworzyć.
Michał Anioł podobnie.
Salvador Dali miał Galę, która jeździła po Paryżu metrem z jego pracami, pod pachą,
w poszukiwaniu nabywców.
Christian Dior, umarłby zanim rozpoczął karierę wielkiego krawca, gdyby przyjaciele
nie złożyli się na jego leczenie... 
Potem załatwili pracę w Le Figaro i zdopingowali do stworzenia domu mody.

Mogłabym wymieniać osoby wsparte przez innych bez końca...

Nie uda się nikomu, kto jest sobie sam sterem, żeglarzem, okrętem i ...oceanem.

Bez wsparcia przyjaciół, taty lub mecenasa, możemy unosić się tylko jak korek na wodzie. Kropka!

czwartek, 23 listopada 2017

Włosy

Z Lidką miałyśmy zawsze świetny kontakt, chociaż różniłyśmy się diametralnie.

Wpadła do mnie bez zapowiedzi, wściekła na swojego męża...
- Całymi dniami pracuje! Wraca zmęczony! Firma jest ważniejsza ode mnie! ...
I wymieniła jeszcze kilka argumentów na to, że jest w totalnym stresie.

Słuchałam z uwagą tego co mówi, ale te doświadczenia były mi wtedy obce.
Lidka była młodą mężatką.

- Lidziu, może zrobię ci nową fryzurę? Poczujesz się lepiej....

Nie namyślała się nawet przez minutę, jak usłyszałam zgodę.
Z mojego domu wyszła inna kobieta... Zadowolona ze swojego wyglądu,
promienna. Ciągle wkładała palce w swoje, lekko skrócone włosy, bo poczuła się
atrakcyjna.
Rozstałyśmy się jak skuteczny terapeuta z zadowoloną pacjentką :)

Ta sytuacja miała miejsce ok. 30 lat temu....

Zarażona entuzjazmem mojej przyjaciółki, w stresowych momentach, brałam
nożyczki i sama robiłam sobie nową fryzurę.
- Skoro to działa, to czemu nie? - myślałam

Na szczęście, te totalne kryzysy, nie dopadały mnie zbyt często, ...bo byłabym łysa!

Jednak przez wiele lat miałam włosy raczej krótkie...

Ktoś, kiedyś, kiedy miałam włosy już dosyć długie, powiedział że powinnam ściąć,
bo pani prezes-jakaśtam ma krótkie włosy i wygląda świetnie.
Przejęłam się tą sugestią. Uznałam, że wyglądam źle i powinnam wrócić do starego
zwyczaju cięcia włosów co miesiąc.
Wieczorem, rozżalona na cały świat chlasnęłam włosy na wysokości ramion, a
następnego dnia usłyszałam:
- Myślałem, że będzie lepiej....
To był jeden z momentów, kiedy wstępuje w mnie Hiszpanka. Ooooo, było gorąco!

Dzisiaj już nie chcę stresu leczyć nową fryzurą.
Nie sugeruję się też opinią innych na temat moich włosów.
Ścinam kiedy chcę, farbuję sobie kiedy i jak chcę....

Ale wczoraj mi nie wyszło!
Moje włosy mają RÓŻOWĄ poświatę... Ałaaaa....



Ps. Do następnego farbowania włosów nie udzielam się towarzysko!

poniedziałek, 20 listopada 2017

Wizyta

Może to błąd, że moja pracownia nie jest dostępna dla zwykłego przechodnia, ale
trudno...
Ponad 10 lat temu drzwi mojego miejsca pracy były otwarte dla każdego.
Przychodzili ludzie z ulicy, żeby się nie nudzić w domu.
Wpadali, podchmieleni pracownicy sąsiadującej firmy, żeby napić się z nimi wódki.
Wchodzili "opowiadacze", żeby się wygadać...
ITD
Miałam różnych gości, którzy odrywali mnie od pracy, żeby poczuć się lepiej.

Kilka lat temu postanowiłam zmienić tę zależność i zaczęłam wybierać osoby,
z którymi chcę porozmawiać, posiedzieć...

Żebyście nie uznali mnie na ekscentryczkę, dam Wam przykład jednej z wizyt:

Nie pamiętam czy było to w maju lub w czerwcu, ale było słonecznie, cieplutko.
Usłyszałam, że ktoś chodzi po korytarzu.
Wyszłam z pracowni i zobaczyłam kobietę wchodzącą do pomieszczenia gospodarczego.
- Czy mogę pani w czymś pomóc?! - zapytałam głośno.
- Ooooo.... - pani cofnęła się ze schodów i powiedziała:
- Szukam pracowni plastycznej.
- Zapraszam, to tutaj - wskazałam jej wejście
Sprawiła na mnie wrażenie jakiejś niespełnionej artystki. Była kolorowo ubrana,
na głowie miała chustę, ...agresywny makijaż
- Dostałam pani adres od (tu wymieniła od kogo) i przyszłam, bo jestem na emeryturze
i mam sporo czasu...
- Proszę się rozejrzeć - byłam grzeczna, chociaż w tym czasie skręcałam kosiarkę do trawy.

Starsza pani rozgościła się u mnie na dobre, jak pudło z częściami kosiarki wyciągnęłam
na korytarz.

Po niemal godzinie ochów i achów, usłyszałam:
- Bo wie pani... ja mieszkam na poddaszu i mam okienko, przez które wpada słońce.
Ono mnie razi. Chciałbym, żeby pani namalowała mi taki obraz, którym mogłabym
zasłonić to słońce w okienku... - Argumenty sypały się z jej ust jeszcze kilka minut.

Wręczyłam jej wizytówkę i poprosiłam, żeby zadzwoniła jak zdecyduje się co chce.

Nie zadzwoniła.... :)

A ja utwierdziłam się w przekonaniu, że moja pracownia jest tylko dla wybranych.

Ps.
- Czuję się tutaj jak w jakiejś kapsule... - usłyszałam wczoraj od Małgosi.

Ha! O to mi chodziło :)



środa, 15 listopada 2017

Pan Foch

Wczoraj odwiedziłam pana Focha.
Nie dlatego, że go lubię, ale dlatego, że miał moje rzeczy, które są mi w tej chwili potrzebne.
Pan Foch przygotował dla mnie pudło z moją własnością, zamotaną w pajęczynę...
Idąc do auta z owym pudłem czułam, że odniosłam sukces.

Pan Foch nigdy nie był dla mnie miły, był wręcz nieuprzejmy.
Uważał, że uszczypliwe uwagi są zabawne, bo uśmiechał się przy nich niezwykle
promiennie. ...Nie miałam odwagi odpowiedzieć tym samym, bo nie leży to w mojej
naturze. W końcu, kilka lat temu zakończyłam znajomość.

Pan Foch jest dzisiaj na skraju wytrzymałości fizycznej i psychicznej.
- Muszę iść na operację kolana!
- Hmmm... współczuję - odpowiedziałam
- Niech pani kupi ode mnie ten lokal!
- Ha, ha, ha... - nie jestem zainteresowana
- Syn na mnie krzyczy, że mam sprzedać albo wynająć.... - rozpacz buzowała
- O!
- Nikt mi nie chce pomóc! Nikt!

Pożegnałam się grzecznie, ale pomyślałam też:
- Człowieku, masz to na co sobie zapracowałeś! Panoszyłeś się przez długie lata
pogardą dla innych, to zbierasz pogardę dzieci i wnuków. Teraz nikt nie chce ci pomóc...
Jesteś w tym swoim ukochanym lokalu sam!

Teraz opisuję Wam wczorajsze spotkanie i myślę o relacjach między ludźmi.
Między nami, ludźmi....

- Czy nie warto czasami, sarkastyczną uwagę uwięzić w zarodku, żeby komunikacja
z kimś była łatwiejsza?

Ps. O języku, tym w buzi innym razem. Idę spać. Paaa....




poniedziałek, 13 listopada 2017

Listopad i luty

Nie wiem jak Wy, ale ja mam swoje dwa miesiące w roku, których nie lubię...
Na pierwszym miejscu jest luty, brrr....
Na drugim listopad.
Listopad znienawidziłabym do cna, gdyby nie przyjście w nim na świat mojego brata i siostry.

To, że lubię światło, wiecie nie od dziś. Listopad jest miesiącem wybitnie ciemnym, więc
czuję się w nim źle. Nie daj Boże, jak pada...
Czasami myślę, że urodziłam się w zbyt zimnym klimacie.

Staram się dawać sobie nadzieję na światło sztuczne, to przedświąteczne, radosne...
Bo w końcu ten mroczny listopad minie!

Ale jak pomyślę o lutym, kiedy to ja się urodziłam, to znowu wpadam w jakąś ciemność...



środa, 8 listopada 2017

Przeszłość

Mój dziadek, na kapryszenie przy jedzeniu, zwykł mówić:
- Wojny wam trzeba!

Byłam wtedy dzieckiem, nie wiedziałam co to wojna, ale po tym stwierdzeniu
zaciskałam zęby i zjadałam to co podała babcia.

Nie wiem czy słowo "wojna" było tym "kodem dostępu", czy może złość dziadka,
że nie doceniamy tego co mamy...

Obejrzałam właśnie reportaż o 26-letniej dziewczynie, która nie jest zadowolona z niczego.
Nie ma ochoty pracować, nie chce słuchać kochających ją osób, nie ma zamiaru zmieniać
swojego życia... Żyje dramatem w postaci rozwodu z mężem, który odszedł do innej kobiety.

Miałam ochotę zacytować mojego dziadka:
- Wojny ci trzeba! -
A od siebie:
- Młoda kobieto, życie przed tobą, a ty skupiasz się na tym co było. Odszedł, to odszedł...
Niech spada! Na nim twoje funkcjonowanie w świecie się nie kończy!

Dziewczyna, pod koniec reportażu, dostała "bolesnego kopa" od prowadzącej.
Po kilku tygodniach, pewnie przepłakanych, młoda kobieta postanowiła zerwać z przeszłością
i myśleć o tym co może zrobić dzisiaj i jutro...

Czasami pogrążamy się w "kotle przeszłości", gdzie mieszają się przeżyte szczęścia lub dramaty.
- Tylko po co do tego "kotła" zaglądamy?! To patrzenie w przeszłość niczemu nie służy.

Mój dziadek był niezwykle pogodnym człowiekiem. Śpiewał pod nosem przedwojenne piosenki,
śmiał się z brzucha babci (ale uroczo), dożył w optymizmie 84 lat. Nigdy go nie zapomnę....

Ps. Do sklepu zoologicznego weszła, tuż przede mną, starsza pani w dziwnych spodniach.
- Ona jest? - zapytała
- Przed chwilą wyszła na paznokcie - odpowiedział pan siedzący za ladą.
- Dobrze, to przyjdę wczoraj!

Rozbawiło mnie to nieco, ale też zastanowiłam się nad wartością tego co stało się kiedyś.

Wczoraj jest już zamknięte.
Stało się i nic nie można w nim poprawić.
Dzisiaj i jutro daje nam szansę na  ZMIANĘ...






poniedziałek, 6 listopada 2017

Lowelas

Opowiedziałam Wam o Monice...
Kobiecie zamkniętej w sobie, żyjącej w niedostępnym dla innych świecie.

Dzisiaj napiszę o mężczyźnie, który od wielu lat sprawia, że nie przestaję się dziwić.

Nie znam jego imienia, nie wiem kim jest. Widzę go często w centrum miasta.
Zawsze jest opalony i ubrany w stój wakacyjny, nawet zimą.
Zapytałam kiedyś znajomego fotografa o krążącego po ulicach mulata z aparatem
w dłoni.
- On podaje się za reportera i fotografuje laski. Opowiada, że jeździ po świecie
w poszukiwaniu gwiazd...
- No nie! Obrzydliwy lowelas... Dziewczyny dają się na to nabrać?!
- Nie wiem czy dają, ale on nie pauzuje... Szuka swojej gwiazdy od wielu lat.
- Nie sądzisz, że jest komiczny z tą afrykańską opalenizną i koszulą z palmami?
- Dośka, on opowiada, że wrócił z równika, a widziałem go jak wychodzi z
solarium.
- Bogu dzięki, że nie jestem długonogą laską...
- To biedny człowiek. Kreuje się na podróżnika, nosi firmowe torby i koszule...
a faktycznie jest nikim...

Hmmm... Nie szata zdobi człowieka, prawda?


sobota, 4 listopada 2017

Wybór

Monikę poznałam ponad 20 lat temu, zupełnie przypadkiem, jakby mimochodem.
Obie znalazłyśmy się w sytuacji, kiedy to nie wiadomo co ze sobą zrobić, bo wkoło
dziesiątki osób, a nikogo się nie zna...
Widziałam, że snuje się w tłumie jakby nieobecna, więc podeszłam i powiedziałam,
że ma fajną torbę.
- Szyta ręcznie? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź
- Tak, sama ją uszyłam. - uśmiechnęła się
Przedstawiłam się, ona również i poczułyśmy się nieco lepiej w tej gromadzie.

Doceniłam jej wygląd, bo wyróżniała się zdecydowanie.
Była ubrana w lniane ciuchy nałożone na cebulę. Zawsze podobał mi się taki styl.
Monika słuchała moich słów uznania jej stylu z ewidentnym zdziwieniem.
Absolutnie nie byłam zaskoczona, bo wtedy pracowałam na "ważnym" stanowisku
i ...wyglądałam jak pracownica wyższego szczebla. Garsonka, biała bluzka, szpilki...

Próbowałam przełamać jakąś barierę, która jednak była między nami.
Nie potrafiłam znaleźć "klucza" do tej dziewczyny. Każdy jej uśmiech gasł szybciej
niż powinien.

- Ok, to do następnego spotkania - podałam jej dłoń, bo postanowiłam wrócić do domu.
- Jak wychodzisz, to ja też.

Szłyśmy razem kilkanaście minut.
Po drodze, żeby ją rozbawić, zaproponowałam, żebyśmy zamieniły się ciuchami.
- Wiesz, ja ze swoją przyjaciółką Iwonką, robiłyśmy to nagminnie. Kiedyś zamieniłyśmy się
butami, lewymi. Kupiłyśmy sobie ten sam fason, tylko w innych kolorach. Ja miałam czerwone,
a Iwona zielone, albo na odwrót, nie pamiętam... W każdym razie zamieniłyśmy się lewym
butem i ludzkość była zdezorientowana... - plotłam, żeby ją jakoś wyzwolić ze smutku.
- Ja nie umiem chodzić w szpilkach...  Poza tym mam większą stopę od ciebie.

Zaciągnęła swój kapelusik w stylu safari na oczy i chciała się ze mną pożegnać.
- Poczekaj! - zatrzymałam ją - Powiedz, co cię gnębi.
- Aaaa... nie ważne.
- Mów!
- Mieszkam z mamą, w starej kamienicy. Mieszkanie ogrzewamy węglem, a ja pracuję
na pół etatu na ksero. Matka kupuje jedzenie z swoje grosze, a ja płacę rachunki ze swojej
pensji. Zastanawiam się skąd wziąć pieniądze na węgiel na zimę... Taka proza...

Stanęłam jak wryta przed piękną, atrakcyjną kobietą i zapytałam:
- Nie masz swojej rodziny? Męża, dzieci?
- Nie mam.

Później spotkałyśmy się jeszcze raz, bo chciałam jej jakoś pomóc.

Wczoraj widziałam Monikę oczekującą na zielone światło na skrzyżowaniu.
Nosi dalej swój kapelusik, ubiera się nadal na cebulę, ma już siwe włosy i tamtą
smutną minę...

- A może tak chce? Nie wiem.




piątek, 3 listopada 2017

Moja słabość

Mam słabość do zwierząt, to żadna tajemnica. Moja rodzina i znajomi wiedzą o tym od zawsze.

Latem walczyłam o życie ślimaków... Możecie zapytać moją mamę jak zaciekle.
W końcu wygrałam.

Nie lubię tylko much.
Daję im szansę i otwieram okno, żeby wyleciały.

Dobra!
Komarów też nie lubię, ale tłukę je na własnym ciele po wyssaniu mojej krwi, przyznaję.

Wczoraj koleżanka napisała mi, że filcowy skrzat ode mnie jest uwięziony w szafie, bo jej kotka
uznała go chyba za swoje dziecko i z miłością nosi go w pyszczku.
- Daj jej, niech go sobie nosi - zareagowałam
- O nie, wymemła. Nie dam! Schowałam.
- Ok. Zrobię jej drugiego, osobistego. - ...I zrobiłam wieczorem.
Jeśli go zaakceptuje będę szczęśliwa.

Wiele lat temu przyjechała do mojej pracowni pani, która chciała zrobić prezent córce.
Przywiozła zdjęcie pieska. 
- Chcę, żeby pani namalowała tego Yorka dla mojej córki, fryzjerki psów.
Wzięłam głęboki oddech, bo takiego zlecenia jeszcze nie miałam...
- No dobrze. Proszę o wymiar i termin.
Uzgodniłyśmy szczegóły i namalowałam portret pieska. (Zmieniłam tylko kolor kokardki)

Zdjęcie obrazka nie jest najlepszej jakości, bo technika wtedy nie sięgała dzisiejszej mocy.

W każdym razie zleceniodawczyni odebrała moją pracę z podziwem.

Po kilku dniach zadzwoniła, że córka nie jest w pełni zadowolona z portretu, bo brakuje
dwóch włosów....
- Nie ma problemu, domaluję. Proszę przyjechać z córką, żeby pokierowała mnie w namalowaniu
tych dwóch włosów.

Przyjechała matka, ojciec, córka i jej mąż...
Z panią fryzjerką piesków usiadłyśmy przy portrecie, uzgodniłyśmy w którym miejscu brakuje
dwóch włosów, i dwoma ruchami pędzla sprawa była załatwiona...
...No! :)

Ps. Chyba zapiszę się na wizytę u specjalisty...

czwartek, 26 października 2017

Hermenegilda

Czasami czujemy jakiś ciężar przeszłości...

Nie chcę wdawać się w szczegóły dziedziczenia, bo nie o to mi dzisiaj chodzi.

Dawno, dawno temu dostałam posadę urzędniczki w Katowickim UM.
Musiałam mieć kontakt z najwyższą Urzędniczką, poza prezydentem miasta.
Owa pani pozostanie w mojej pamięci jako góra lodowa...

Po jakimś czasie zapytałam o nią dziewczynę, która była jej "prawą ręką":
- Dlaczego jest taka wyniosła, niedostępna, zimna?!
- No, tak jest. Wszystkich stawia na baczność.
- Dobra, nie będę cię wypytywać, bo jesteś wobec szefowej lojalna i nie chcę
tego naruszać.
- Dzięki! Ale zdradzę ci jednak jej sekret. Pani Herna ma kompleks imienia.
- No, Hermenegilda to raczej niepopularne imię... - odpowiedziałam
- Kiedyś, na imprezie ktoś, kto za dużo wypił zadał jej pytanie o imię.
- ...Odważny.
- Powiedziała, że urodziła się w 1941 roku, w czasie wojny.
W Katowicach byli tylko niemieccy urzędnicy. Ojciec tak się cieszył z urodzin
córki, że pił na umór... Do ewidencji ludności wszedł pijany i zarejestrował
swoją córeczkę pod imieniem Hermenegilda, śmiejąc się przy tym do łez.

No i z żartu zrodził się dramat....

środa, 25 października 2017

Porażka

Dokładnie rok temu opowiedziałam Wam o moim doświadczeniu w leczeniu krtani.
Mam z nią problem do tej pory, ale już nie stosuję metody, jaką wymyśliłam kilkanaście lat temu.

Rozchorowałam się wtedy na dobre.
Ponieważ od dzieciństwa moja krtań odmawia współpracy, straciłam głos. Po tygodniu otoczenie zbuntowało się czytaniem z ruchu moich ust i wysłało mnie do laryngologa. Lekarka badanie zakończyła słowami:
- nie wiem czy pani kiedykolwiek odzyska głos...
- Uuuuu... chyba nie jest dobrze - pomyślałam
Zaleciła mi jono.. czy jontoforezę. Chodziłam potulnie na zabiegi.
Nie przyniosły spodziewanej poprawy.
Ktoś mi powiedział, że prawdopodobnie mam za suche powietrze w mieszkaniu i powinnam wieszać na kaloryferach mokre ręczniki... No i spać w skarpetkach frotowych.

Wieczorem włożyłam takie skarpety, chociaż nie widziałam związku z krtanią... i obok łóżka postawiłam czajnik bezprzewodowy.

Postanowiłam zastosować drastyczne nawilżanie, czyli gotowałam wodę. Wieczko było otwarte, żeby czajnik nie wyłączał się co chwilę.

Kiedy w sypialni było pary tyle ile w kuchni przed świętami wyłączyłam czajnik i zasnęłam.

Rano zrobiłam sobie herbatę i o mało nie zwymiotowałam. Taka była ohydna...
- co za świństwo wodociągi wpuściły zamiast wody!!!
Na szczęście miałam wodę mineralną...

Z czajnika z wodą wylałam ...frotową skarpetkę! 
Coś okropnego!

Porażki są nauką, szkołą nawet... Nie traktujcie ich inaczej :)


sobota, 14 października 2017

Marzenie

Jest już prawie rano, ale nie szkodzi...
Napiszę o tym co wymyśliłam w wannie, w ciepłej pianie.
Otóż wymyśliłam siebie w jakimś niebanalnym pomieszczeniu, w centrum
miasta, na trasie turystów odwiedzających Śląsk...

W owym lokalu byłoby przytulnie.
Z pewnością stałyby miękkie fotele, przy okrągłych stolikach... Na stolikach
leżałyby książki, do wglądu. Na ścianach wisiałyby obrazy, obrazki, grafiki,
fotografie. W gablotach byłaby artystyczna biżuteria dla nietuzinowych pań
i spinki do koszul dla panów..
A rzeźby w korze byłyby wszędzie. Stojące, wiszące... wszelkie!
Ceramika, tak ignorowana, w naszym klimacie, stałaby się w tym miejscu
zauważona i doceniona.

Masowa produkcja miałaby w tym lokalu absolutny szlaban!

- Hmmm.... - myślę o wycieczkach ludzi, którzy błąkają się po gliwickiej
starówce i czuję, że nie satysfakcjonuje ich zapiekanka z pieczarkami na rynku....

Owszem, mają kilka punktów, które są na trasie zwiedzania, ale nie sądzę,
żeby z nich skorzystali...

Byłam kiedyś turystką i doświadczyłam potrzeby posiadania owocu twórczości
nacji, którą odwiedziłam.  I myślę, że to jest normalne.

Reasumując:
- Marzenia się spełniają
Ps. Jeśli "uśmiechniesz się" do decyzyjnej osoby
- Nie wolno rezygnować z marzeń.
Ps. Bo jest możliwość, że mogą się spełnić
- Jeśli nie JA to kto?

Do dzieła!





czwartek, 12 października 2017

Bumerang

Chyba miesiąc temu zadzwoniła do mnie znajoma, z którą nie miałam kontaktu od kliku lat.
- Chciałabym wpaść do twojej pracowni.
- Zapraszam! - ucieszyłam się, że zadzwoniła.
- Wiesz, moja siostra jest chora na stwardnienie rozsiane i stowarzyszenie organizuje licytację
prac na rzecz.... - wiedziałam o co chodzi...
- Ewa, nie ma problemu, dostaniesz coś ode mnie, spoko.
- Nawet jak przekażesz mały obrazek to zaowocuje....
- Przyjedź, wybierz sobie co chcesz...


Pierwsza próba spotkania nam nie wyszła, ...nawet nie pamiętam z jakiego powodu,
ale wczoraj udało nam się zgrać terminy i Ewa przyszła do mojej pracowni.

Po zaproponowaniu kawy i herbaty, z półki zdjęłam dwa obrazki i po akceptacji Ewy
wypełniłam certyfikaty oryginalności.
- Dorota, dziękuję w imieniu siostry. Dobro wraca. Zyskasz nowych klientów.
- Ewciu, ...niech tak będzie! - uśmiechnęłam się.

Opowiedziała mi o problemach jakie dopadają jej siostrę... Ile musi płacić za rehabilitację...

Pogadałyśmy o życiu chyba przez godzinę.
To był dobry czas, potrzebny i mnie i Ewie.

Jak już zostałam sama przez głowę przegalopowało mi wiele rozmów o potrzebach,
o niedostatku, o jakimś dziwnym zakręcie tego co robimy, jakby bumerangu...



.....................................................................................................................................

Nigdy nie zapomnę słów Mojej Siostry, kiedy wciskała mi do ręki "gruby" banknot i mówiła:
- Bierz! Daję, bo nie mam...






poniedziałek, 9 października 2017

Uczę się...

Obudziłam się wczoraj razem ze słońcem...
Jak zobaczyłam niebo za oknem pomyślałam, że podzielę się nim z Wami i zrobiłam zdjęcie.

Zwykle, rano zaglądacie do mnie i zostawiacie znak lajkiem lub komentarzem.
Bardzo się z tego cieszę i daje mi to motywację, żeby wstać i żyć.
(Bardzo dziękuję!)

A wczoraj cisza... Nie było nikogo.
- Nikt mnie nie lubi
- Nudzę wszystkich tymi swoimi świtami...

Upływały kolejne godziny i doszłam do wniosku, że trwa jakiś bunt przeciwko moim
zdjęciom...
- No jak? Jaki bunt, kto by zbuntował taką ilość osób? - otrząsnęłam się w końcu i doszłam
do wniosku, że jestem zablokowana przez fejsa...

W oczekiwaniu na wodę w wannie obejrzałam dokument o zagrożeniach z sieci.
- Ha! Mają mnie! Kontrolują to co się ogląda i pogrozili mi palcem!

Nie było mi do śmiechu.
Poprosiłam koleżankę, żeby sprawdziła co widać na mojej osi czasu.
- Kot
- O! Faktycznie nie widać tego co wrzucałam ostatnio... Hmmm...

Zaczęłam kombinować...
Wymieniałyśmy sms-y. Byłam bezsilna.
- ...Sprawdź jeszcze raz, bo nie będę miała dostępu do bloga.

To mnie rozwaliło!
Zacisnęłam zęby i z uporem maniaka szukałam wyjścia z ..."więzienia".
- Skoro komuś zależy na czytaniu "Plastra", to zrobię co w mojej mocy,
żeby wrócić "do siebie".

- JEST! - przeczytałam w końcu :)

Okazało się, że chcąc udostępnić tylko jednej osobie ciekawą stronę,
ograniczyłam dostęp wszystkim pozostałym znajomym...
Naprawiłam.
Uczę się... Uff...

Mam jeszcze sporo do nauki, w innych dziedzinach.
Ale o nich może jutro :)

piątek, 6 października 2017

Walizka

Wczoraj, w czasie pracy, wysłuchałam sztukę Juliusza Machulskiego "Next-ex".
Polecam gorąco!

Jedno zdanie przeorało mój mózg... -
"Dziecko jest jak walizka - znajdziesz w niej tylko to, co wcześniej tam włożyłeś"



- Hmmm.... - pomyślałam o sobie, jako dziecku...

Cytuję z: http://polskaszkola.accrington.pl/index.php/pl-pl/o-nas/uczniowe/osiagniecia/osiagniecia-2016-2017/item/9-dziecko-jest-jak-walizka-znajdziesz-w-niej-tylko-to-co-wczesniej-tam-wlozyles

W jaki sposób pomóc dziecku w okresie dorastania?
- pomóż mu zrozumieć, co się z nim dzieje: opisuj i nazywaj zmiany, jakie zachodzą w organizmie i psychice dziecka;
- pytaj o jego potrzeby;
- mów o swoich oczekiwaniach;
- rozmawiaj i słuchaj, zamiast oskarżać, oceniać i atakować (np. W jaki sposób mogę ci pomóc w problemach z chemią?);
- zrezygnuj z kazań i opisz konkretny problem i Twoje uczucia z nim związane (np. Jestem zła, bo obiecałeś mi, że posprzątasz pokój, a nie dotrzymałeś słowa);
- pokaż, że interesuje Cię jego świat, że chcesz być na bieżąco z jego radościami i smutkami;
- jeśli musisz dziecku czegoś odmówić, to wyjaśnij mu powody swojej decyzji, wysłuchaj jego argumentów i poszukajcie wspólnego rozwiązania;
- rozmawiaj, proś i dawaj wybór, zamiast stosować zakazy, rozkazy i nakazy (np. Chciałbym, abyś posprzątał swój pokój. Zrobisz to dzisiaj czy jutro?);
- zamiast karać, wyciągaj konsekwencje (np. Skoro spóźniłeś się na obiad, to musisz go sobie teraz sam odgrzać);
- doceniaj pozytywne zmiany zachodzące w Twoim dziecku, dzięki temu poczuje się doceniane i ważne, nie ignoruj i nie pomniejszaj problemów, żalów i smutków nastolatka - dla niego są one naprawdę ważne, buduj w swoim dziecku niezachwiane poczucie, że zawsze może na Ciebie liczyć.
Aleksandra Musielak"

Mój komentarz:
- Bez komentarza!

niedziela, 1 października 2017

Sen

Śniło mi się, że znalazłam dwa banknoty o nominale 100.000,-zł (słownie: sto tysięcy złotych)... Były w tonacji różowej.
Na dodatek przypięte to sznura pereł, również różowych.
Kolor różowy nijak się ma do moich preferencji kolorystycznych, no trudno...

W pierwszej chwili byłam przeszczęśliwa, że trzymam w dłoniach taki skarb,
ale potem pomyślałam:
- Przecież nie mogę tych pieniędzy wydać! Nawet zwykłych zakupów nie mogę zrobić,
bo nikt nie będzie mógł wydać mi reszty...
- Na konto też nie mogę wpłacić, bo zaraz zacznie się śledztwo skąd mam taką kasę...
Nikt mi nie uwierzy, że znalazłam.

Oglądałam różowe banknoty, sprawdzałam czy nie są zwykłym wydrukiem i w końcu
stwierdziłam, że papier i grafika na nim jest tak szlachetna, że muszą być prawdziwe.

- Pójdę do kasyna, żeby przegrać 1.000,-zł. Niech wydadzą mi 99.000,- zł w 100-złotówkach.

Ha!
Pomysł genialny, na pierwszy rzut oka, bo w takich miejscach nie pytają o pochodzenie pieniędzy.



Ale, po ruszeniu wyobraźnią, doszłam do wniosku, że taki krok mógłby skończyć moje życie przed czasem... A mam jeszcze trochę do zrobienia.

Różowe perły z niezwykłymi różowymi banknotami włożyłam do szarej koperty i odłożyłam na przyszłość.

Ps. Szkoda tylko, że nie pamiętam gdzie!

piątek, 29 września 2017

Autorytet

Wczorajszy wieczór dał mi powód do intensywnego myślenia…
Miałam okazję pobyć z siostrzenicami, bo ich rodzice byli zaproszeni na imprezę.
Ucieszyłam się, że „starzy” wreszcie będą mieli czas dla siebie, a ja mogę poszaleć z dziewczynkami.

Nie spodziewałam się jednak, że kolejny raz zostanę wystawiona
na próbę...

- Masz w telefonie takie coś, co liczy minuty? - pytanie Ninki trochę mnie zmroziło.
- Mam... - odpowiedziałam spokojnie, chociaż bałam się jej
pomysłu.
- No, masz - wzięła moją komórkę do ręki i po niemal sekundzie
użyła odpowiedniej aplikacji.
Przeszły mnie dreszcze...
- Tu masz grę w wyrazy i minutę na ułożenie obrazka i opisu.
- Nisiu, ja nie znam tej gry...
- Przeczytaj - i wręczyła mi reguły

Po chwili uruchomiła stoper, a ja w autentycznych nerwach
układałam obrazek z puzzli, po czym szukałam odpowiedniego
szablonu do nazwy obiektu, no i literek, które do niego pasowały.
Czas mijał.
7-letnia Ninka mierzyła mi czas, a 2-letnia Pola usiłowała mi
pomóc w gąszczu elementów różnych puzzli, różnych układanek...

Udało mi się ułożyć jeden obrazek i dopasować odpowiednią nazwę.
- Ufff...
Ninka spojrzała na mój sukces z góry i powiedziała:
- Jeszcze dwa! Zostało ci 30 sekund.

Nikt, nigdy mnie tak nie dopingował...
Jakimś cudem zmieściłam się w czasie i kolejne dwie układanki
były gotowe przed sygnałem.

Postanowiłam wziąć sprawy w swoje ręce, żeby nie rywalizować
ze stoperem. Nasunęłam Nince pomysł na teatrzyk kukiełkowy.
Z radością podchwyciła temat, ale czas na wystawienie go, okazał się
dla mnie znowu dotkliwym....

W oczekiwaniu na powrót rodziców i pokazanie im sztuki, którą zaplanowałyśmy,
Nisia ten czas zapełniła tańcem według najnowszych trendów muzyki.
- OK! - pomyślałam, że dam radę

Nagle obraz na ekranie stanął...
Nie wiedziałam jak to naprawić.

- Ciociu, nie zachowuj się jak babcia. Wiesz jak to robić.

Zrobiłam, ale przysięgam, że nie wiem jak....
Chyba pozycja "starszyzny" zmusiła mnie do rozwiązania problemu.



środa, 27 września 2017

Dzień dobry, bardzo

Kilka godzin temu minął cudny dzień i właśnie mija pracowita noc…
Jestem gotowa do snu fizycznie, bo wszystko mnie boli ze zmęczenia, ale myślę, że....

Ten "Plaster z opatrunkiem" muszę napisać.

Bardzo cieszę się z piątki za obronę pracy dyplomowej Kasi. BARDZO!

To był oczekiwany efekt wielomiesięcznej pracy mojej siostry.

Podziękowaniem promotorce był artystyczny bukiet zrobiony przez Olgę,
która stanęła na wysokości zadania i uwiła kwiaty w sposób na miarę archiTEKTURY.


Tektura była znakomitym pomysłem!
Szacun! :)

Jest zbyt późno (3:58) żeby opisać resztę ubiegłego dnia, ale jak mi przypomnicie
to napiszę :)





niedziela, 24 września 2017

Porządek

Wychodząc z pracowni rzuciłam okiem na rozgardiasz, który w niej panuje.
- Nie daj Boże, żeby ktoś mi tu zrobił porządek... - pomyślałam - bo nie
znalazłabym niczego.

Kiedyś moja pracownia była "współmoja".
Był czas, że nie miałam innego wyjścia. Miało to jedną zaletę, że za czynsz płaciłam połowę.
Ta "spółka" miała też jedną, zasadniczą wadę. Nie znajdowałam swoich narzędzi pracy tam
gdzie je zostawiłam. Wierzcie mi, czas ich szukania doprowadzał mnie do szału.
Wspólokator starł się ułatwić mi pracę i wszystko porządkował, w sobie tylko znanym
systemie. ...A ja szukałam moich nożyczek, młotka, wkrętów, zawieszek... podczas
jego nieobecności.
Ten czas minął, dzięki Bogu, i pracownię wynajmuję sama.
Wiem, że taśma klejąca jest w stałym miejscu, jak sięgnę po ciążki, to też je znajduję...
Tuby farb olejnych mają swoje 2 koszyki, pędzle mają pojemnik, reszta stoi też
na swiom miejscu.
Pozostałe gliny, filce, druty... mają swoje kąciki.

Jeśli przyszełby ktoś do mojej pracowni i powiedział, ze zrobi mi porządek,
to z siłą Kólowej Śniegu powiedziałbym:
- Rządź sobie u siebie! To jest mój nieład! ...Nieład artystyczny!

Zresztą, w domu powiedziałabym to samo....

sobota, 23 września 2017

Zmysły

Jakieś 10 dni temu kosiłam trawę ubrana w krótkie spodenki i letnią koszulkę.
Byłam zachwycona ciepłem, słońcem i letnim powietrzem...
Nieco wyrośnięta trawa stawała się cudnym, miękkim, pachnącym dywanem.
Planowałam nawet pobrykać boso, ale nadeszły deszczowe chmury i czar
prysł.
Od dwóch dni noszę zimową kurtkę i kozaki. Słowo!
Kilka dni temu zmokłam i czułam, że dopada mnie choroba.
- O! NIE! Nie teraz! - pomyślałam, chyba z ...mocą.
Z pudeł (bo ja jeszcze się nie rozpakowałam do końca, po przeprowadzce)
wyjęłam zimową kurtkę i kozaki.
- Nooo... teraz mogę wyjść z mojego, ciepłego już domku.

Nie ukrywam, że osoby ubrane "wrześniowo" wstrzymywały oddech na mój
widok...
Nie przejęłam się tym zbytnio, bo moje ciepło jest ważniejsze od czyjejś oceny
mojego wyglądu.

Nie jestem zadowolona, że lato skończyło się przed czasem.
Miałam nadzieję, że jak późno przyszło, to później odejdzie... Nie stało się tak,
jak myślałam.



Ale dzisiaj doszłam do wniosku, że paskudna pogoda nie jest barierą dla
pozytywnych wiadomości!

Nie będę Wam ich wymieniać, żeby nie nudzić.
Jednak każdy plus w dniu zapowiadającym się negatywnie jest potęgą.

Doceniajcie "maluchy".
- Te rzeczy, które sprawiają Wam przyjemność - tworzenie, czytanie, pisanie, dotykanie, wąchanie.... patrzenie.
Takie, niby małe doznania, a robią nam ...dobrze.

środa, 20 września 2017

Dziękuję...

W oczekiwaniu na wynik skanowania komputera zastanawiałam się
nad szkołą, nad tym co mi z niej pozostało.

Doszłam do wniosku, że mam tylko podstawową wiedzę...
W stopniu wymaganym przez współczesny świat umiem czytać, pisać,
liczyć, znam geografię, historię, ...chemii i fizyki nie znam, bo mnie
nie przekonała, historię sztuki znam dosyć dobrze.

Myślę właśnie o młodych ludziach, którzy na podstępne pytanie:
- czy Schleswig-Holstein jest wybitnym kreatorem mody?
...I słyszę odpowiedź pięknych, młodych dziewczyn:
- Taaak! Jest cudowny, wybitny, niesamowity....
To opadają mi nie tylko ręce.

Moja szkoła nie dała mi wystarczającej wiedzy do radzenia sobie w życiu.
Ale dała mi sporo.

Do dzisiaj doceniam moją nauczycielkę języka polskiego.
Nie chcę pisać o niej w czasie przeszłym, ale z racji upływu lat muszę.

Moja ukochana, pani profesor Eulalia Zeman, była srogim nauczycielem.
"Pałami" siała na każdej lekcji. Baliśmy się Jej wszyscy.

Ale lubiłam na nią patrzeć...
Miała czarne, długie włosy, związane w ogon. Malowała usta czerwoną szminką
i zawsze była ubrana w stonowane kolory.
Była wyprostowana i nosiła wysoko głowę.
Nie, nie była ikoną piękności. Ona była królową stylu...

Nie zapamiętałabym jej gdyby nie, między innymi zdanie, jakiego używała
zachęcając nas do czytania książek:
- JEŚLI TWOJE MIESZKANIE ZACZNIE PŁONĄĆ ZABIERZ BIBLIĘ I
.... i tu wymieniała lekturę, która była w tym czasie w programie nauczania.

Ps. Pani Profesor, jeśli Pani jakimś cudem przeczyta ten tekst, to proszę przyjąć
ode mnie niskie ukłony.
Zwłaszcza za słowa:
- Dorota, ty nie startujesz na studia?! Twoja próbna matura jest na poziomie dziennikarza...

Jestem Pani ogromnie wdzięczna, bo to Pani "bat" dzisiaj sprawia,
że niektórzy czytają to co piszę w moim "Plastrze z opatrunkiem".
DZIĘKUJĘ!