czwartek, 31 sierpnia 2017

Pytanie...

"Dziś szaleństwo koralikowe! Tomek dziękuje, bawił się kilka godzin i odganiał dziewczyny"



To wiadomość od koleżanki, która prowadzi terapię zajęciową dla niepełnosprawnych.

Wysłałam jej kilka dni temu trochę niepotrzebnych mi korali.
Na widok tego zdjęcia zaczęłam się śmiać. ...Z radości, że mogłam chłopakowi
sprawić przyjemność.

Potem doszłam do wniosku, że czasami niewiele trzeba, żeby inni poczuli się
dobrze.
- Może świeża gazeta sprawi, że ktoś przestanie się nudzić?
- Może złotówka za wózek pod marketem, odciąży kogoś od odstawienia go
do szeregu innych i wywoła uśmiech ulgi?
- Może kupienie od artysty jego pracy sprawi, że nie pójdzie spać głodny?
- Może powiedzenie komuś - "dziękuję, że jesteś" - ma dla niego ogromne znaczenie?

Mogłabym te "może" wymieniać jeszcze długo...
Może możemy sprawić, żeby komuś sprawić przyjemność...
Pytanie: "Czy chcemy?"

środa, 30 sierpnia 2017

Wsparcie

Za każdym razem, jak ktoś mi tłumaczył, że rośliny lepiej rosną, jak się do nich mówi,
to uznawałam to za jakieś brednie...

Wczesną wiosną zasiałam w skrzynkach wiele kwiatów. Nasiona były od uznanego
producenta, więc nie miałam wątpliwości, że będę miała piękny balkon.
Codziennie wpatrywałam się w ziemię w oczekiwaniu zielonych listków.
Byłam szczęśliwa, że wreszcie je ujrzałam...
Zaczęłam do nich mówić:
- Dacie radę! Rośnijcie, czekam na was!

Zaczęły rosnąć w szybkim tempie... Miałam wrażenie, że dodaję im mocy... Hmmm.....
Przyjechała mama i zaczęła się śmiać.
- W skrzynkach rośnie ci rzepak i zwykły perz.
- Ale jest zielono i to mi się podoba.

O dalszych losach roślin w skrzynkach opowiem Wam innym razem, bo to nie
ich losy są dzisiaj moim celem.

Piszę o wspieraniu, bo obserwuję reakcje moich papug.
Maka kupiłam jako malca i od początku mówiłam mu, że jest pięknym, mądrym
ptakiem. Po śmierci Figi, przyniosłam mu Gigę, która prawdopodobnie miała
"trudne dzieciństwo". Zauważam różnicę w ich zachowaniu.
Mak jest pewny siebie, Gigusia ciągle wystraszona, czuła na najmniejsze zmiany.
Dla Maka moje "- chodź, pomiziam cię" - są jasne i pewne przyjemności.
Przylatuje do mnie, sadzam go na kolanie i delikatnie drapię po nosku, uszkach,
szyjce... Sam ustawia się tak, żebym wiedziała jakich pieszczot oczekuje.
Giga nas wtedy obserwuje.
Wiem, że nie lubi dotyku. Woli dźwięk, więc gwiżdżę jej ulubioną melodyjkę.
Ona powtarza za mną.
Giga z Makiem, prawie każdego dnia dostają ode mnie porcję tego, czego potrzebują.

Potrzeby mamy różne.
Rośliny oczekują naszej opieki i podziwu.
Zwierzęta oczekują naszej opieki i podziwu oraz spełniania ich oczekiwań.
Ludzie oczekują naszej opieki i podziwu oraz spełniania ich oczekiwań, ale...

Ale tylko, my ludzie, mamy tego świadomość.
I naszym zadaniem jest dbać o to, żeby wszyscy i wszystko czuło się dobrze.

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Relacja

Wiem, wiem... powiecie:
- Ma chore oczy, a pisze, zamiast leżeć w łóżku z zamkniętymi powiekami.
- Kochani, jak nie napiszę dzisiaj, to zapomnę.
Jak będą jakieś błędy, wybaczcie. Faktycznie, jeszcze słabo widzę.

Przeczytałam dzisiaj artykuł o różnicy w wynagradzaniu za pracę...
Weszłam sobie potem do wanny i trochę o tym myślałam.
O tych różnicach mogłabym pisać wiele, ale napiszę Wam o niewynagradzaniu.

Nie pracowałam w tamtej firmie, bywałam w niej tylko z racji znajomości z właścicielem.
Wpadałam czasem na kawę i popodziwiać nowe pomysły i produkty.
Miało to miejsce wiele lat temu.

- Dzień dobry, panie prezesie - ukłonił się grzecznie pracownik w niebieskim uniformie.
- Nie mam pieniędzy! - odpowiedział szef przechodzący z rękoma w kieszeni.

Była to dla mnie bardzo dziwna sytuacja..., kolejna zresztą.

Kręciłam się po firmie czekając na "audiencję" u prezesa, więc księgowa zaproponowała mi wypicie filiżanki kawy, którą nosiłam przez kilka minut, w jej pokoju.
- Dlaczego na "dzień dobry" prezes odpowiada - "Nie mam pieniędzy"?
- No bo mamy lekkie opóźnienia w wypłatach, odpadli nam kluczowi klienci, inwestujemy...
- Hmmm... Po szefie nie widać problemów finansowych. Ale nie komentowałam dalej, bo cóż ta dziewczyna mogła mi odpowiedzieć... Broniłaby szefa jak niepodległości, żeby nie stracić pracy.

To co mnie zdziwiło, wkurzyło, to nowe okularki szefa, były warte ok.2 tys. złotych. Drogie, bardzo drogie modne auto kupił sobie kilka miesięcy wcześniej, dom, który wystawił trzeba było wykończyć. Ciuchy i buty z drogich sklepów... Duże pieniądze!

Nigdy nie zapomnę tego dialogu:
- Dzień dobry, panie prezesie.
- Nie mam pieniędzy!

Do dzisiaj, chociaż minęło od tamtego czasu wiele lat, nie mogę zrozumieć takiej postawy...
Ps. A może o takie zniewolenie pracownika chodzi?!
"Ja jestem szefem tej firmy, jeżdżę dobrym autem, mam dom i mieszkanie, jestem drogo ubrany, moja żona też...
Hmm... ... a ty jesteś moim niewolnikiem, chłopaku. Może ci kiedyś zapłacę, a jak nie chcesz czekać to spadaj..."

Brrrr... nigdy więcej tam nie wróciłam!

niedziela, 27 sierpnia 2017

Strzałka

Pobawiłam się wczoraj fotografowaniem...
Po zrobieniu tego zdjęcia zobaczyłam strzałkę, ...jak z jakiejś gry.
Ciemna strzałka utworzyła się ze styku liści.
...Nic nie kombinowałam, żeby ją uzyskać!
Może to trop na szukanie światła w życiu?...
Hmmm...






czwartek, 24 sierpnia 2017

Urlop

Nie mam prezesa, dyrektora, szefa...
Tak, sama decyduję o tym co robię i jak długo pracuję.

Pomyślicie, że jestem w luksusowej sytuacji... Moją odpowiedzią może
być tylko uśmiech, bo na inne odpowiedzi nie mam po prostu siły.

Nie mam siły, bo mój organizm powiedział mi właśnie:
- STOP!!!

Okazuje się, że to on jest moim szefem i wysyła mnie na urlop.
Ból kręgów szyjnych uśmierzałam tabletkami, przedramię smarowałam
żelem przeciwbólowym, ale jak już oczy odmówiły współpracy to znaczy,
że muszę odpocząć.

Faktem jest, że narzuciłam sobie wysokie tempo. Zrobiłam ostatnio bardzo
dużo. Moja pracownia "pęka w szwach".
Cieszę się, że wychodzą mi fajne rzeczy, że moja praca kiedyś zaowocuje...
Uwielbiam patrzeć na gości wchodzących do pracowni, na ich szeroko
otwarte oczy, na ich zaskoczone miny... To co robię jest właśnie dla tych
doznań, ich i moich.

Wczoraj do pracowni wszedł mój pryncypał - organizm.
- Wyrzucam cię na urlop! Wróć, jak wyleczysz zapalenie spojówek!


wtorek, 22 sierpnia 2017

Recenzja

"Witajcie, dziś byłam u Pani Dorotki (Dorota Śliwa) odebrać obraz. Pani Dorota jest przesympatyczną osobą i wspaniałą artystką. Obraz w rzeczywistości wygląda jeszcze lepiej. Polecam serdecznie. Dziękujemy Pani Doroto ))))))))))))) Dzwońcie i zamawiajcie swoje ulubione miejsca na ziemi..."

Jak zobaczyłam tekst Klientki nad zdjęciem, które przesłałam jej do akceptacji obrazu, to ...
najpierw się uśmiechnęłam, a potem moje oczy chyba zrobiły się "szkliste".

Często budzę się z pytaniem:
- Czy robię coś, dla czego warto wstawać?

... I wtedy słyszę Gigę z Makiem, moje papugi upominające się o ziarenka i świeżą wodę.
Może te ptaki sprawiają, że wychodzę z łóżka, myję się, ubieram, jadę do pracowni?

Codziennie robię coś nowego, maluję, filcuję, lepię z gliny, robię biżuterię...
Żeby żyć...

Za kilka godzin wstanę z innym nastawieniem...
Obudzę się z wiarą w cudownych ludzi, którzy doceniają umiejętności ręki i głowy innego
człowieka. 

- Dziękuję! - nie potrafię inaczej wyrazić mojej wdzięczności.




piątek, 18 sierpnia 2017

"Chata" Paul WM. Young

Jakiś czas temu przeczytałam "Chatę" Paula WM. Younga. Nie pamiętam
kiedy to było, ale upłynęły z pewnością 2 lata.
Ryczałam nad nią jak dziecko...
Moja tragedia miała inną "konfigurację", ale była równie bolesna.
...
Ostatnie wakacje spędziliśmy nad Jeziorem Żywickim, niedaleko od domu, chociaż mieliśmy w planach wyjechać na Mazury.
To była druga połowa sierpnia...
Odwiedzili nas znajomi, małżeństwo lekarzy.
Hania zabrała mnie na spacer wzdłuż brzegu i nagle zadała pytanie:
- Jak myślisz?... Ile Andrzej jeszcze pożyje?
- No... 15-20 lat - nie miałam cienia wątpliwości, że przed nami długie życie, chociaż był chory na serce.
- On jest bardzo chory... - Hania była anestezjologiem.
- Wiem, bo nie ma siły wejść pod górkę na parking. Przyjeżdżam po niego pod samą recepcję...
Hania chciała mi powiedzieć, że ...to nasze ostatnie wakacje, ale nie potrafiła przełamać mojej wiary w wyzdrowienie Andrzeja.
W końcu zmieniłyśmy temat.
Po dwóch miesiącach umarł na moich rękach...
Piszę to do Was ze łzami w oczach, ale ...niczego już nie wrócę.
Mogę tylko polecić fantastyczną książkę lub film, żebyście zrozumieli o czym piszę...
"Chata" Paul WM. Young - WYZWALA


środa, 16 sierpnia 2017

Złość

Wczoraj do ogródka pojechałam okrężną drogą.
Nie dlatego, że tak sobie zaplanowałam, ale wjechałam w strefę deszczowych chmur i nie byłam pewna czy podjęłam dobrą decyzję.

Na czas rozjaśnienia się nieba pojechałam na osiedle, na którym mieszkałam dawno temu.
Chciałam zobaczyć jak się ma moja choinka.
Wsadziłam ją na skwerku, bo po świętach Bożego Narodzenia, nie miałam sumienia jej wyrzucić... Była maleńka, ale w donicy, miała korzenie.

Kiedyś już Wam o niej wspomniałam.

Wiosną, owego roku, choinka "podziękowała" mi za życie nowymi, zielonymi pędami.
Przechodziłam obok niej codziennie i szeptałam jej czułe słówka.
Bardzo cieszyłam się, że rośnie.
- Maluchu, jesteś o połowę mniejsza ode mnie, ale będziesz wielka! - to jedno ze zdań, które jej wysyłałam.

Po kilku tygodniach, jakiś drań, złamał jej czubek...
Wpadłam w złość!
Nie byłam w stanie odwrócić sytuacji. Bałam się, że moja choineczka padnie.

Do czasu jak tam mieszkałam obserwowałam drzewko, ale długo nie wykazywało chęci wzrostu.

- Chciałam dobrze, a wyszło... jak zwykle.

2 lata temu pojechałam na to osiedle, bo szukałam tam mieszkania.
Może nie pamiętacie, ale jak zobaczyłam moją choinkę to oniemiałam...
Była ze 3 razy większa od czasu jak widziałam ją ostatni raz.
Puściła drugi pęd wzrostu i w jakimś sensie dodała mi wiary, że MOŻNA... Mimo przeciwności losu.

Dziś odwiedziłam moje drzewko.
Jest już DRZEWEM!!!
Rośnie jak szalona! W górę, na boki!



- Jesteś wielka! - powiedziałam do niej z uśmiechem.
- Ale niesymetryczna... - odpowiedziała bezgłośnie.
- Kichaj symetrię! To twoja wyjątkowość! Jesteś piękna! I moja! Żyjesz! ...Nie masz pojęcia jak byłam wściekła, że cię ktoś zranił.

Ps. Mamy prawo do złości, jeśli ktoś niszczy to, o co dbamy.
Mam rację?

wtorek, 15 sierpnia 2017

Satysfakcja

Pan Karol trafił do mojej pracowni ze starym obrazem, do odnowienia.
Na płótnie było bardzo dużo ubytków farby i musiałam się bardzo postarać,
żeby je uzupełnić. Zrobiłam wszystko, żeby uzupełnienia nie były widoczne
gołym okiem.
Pan Karol był zadowolony.

Po jakiś czasie znowu mnie odwiedził i opowiedział o swoich podróżach
po świecie, o chorobie serca i w końcu o tym, że już nie wyjeżdża z Polski,
bo nie czuje się najlepiej.
- Ale wie pani, znalazłem sposób na oglądanie pięknych widoków
- O! Internet! - zareagowałam
- A gdzie tam! Ja nie umiem obsługiwać komputera. Chodzę po biurach
podróży i zbieram katalogi. Tam jest pełno pięknych zdjęć.
- No pewnie, każdy sposób jest dobry...
- Prenumeruję też czasopisma przyrodnicze.
- Super!

Myślałam, że to zwykła pogawędka, więc nie drążyłam tematu.

- Pani Doroto, namalowałaby mi pani taki obraz? - z kieszeni wyjął zdjęcie
wycięte z gazety. Przedstawiało wąską, kamienną uliczkę z południa Europy.
- Czy obraz ma być wierny tej fotografii?
- Tak, wszystko ma być tak jak tutaj. Te kamienie, odrapane mury, schody,
latarnie... wszystko! - podał mi również rozmiar obrazu.
- Panie Karolu, tu jest cała masa szczegółów...
 - Wie viel kostet das? - zapytał
- 700,-złotych.
- Ooooo, w Rybniku facet mi to namaluje za 450,-
- To okazja! Proszę z niej skorzystać! - uśmiechnęłam się

Rozstaliśmy się w miłej atmosferze.

Po kilku tygodniach na wyświetlaczu telefonu zobaczyłam, że dzwoni pan Karol.
- Ups!
- Pani Doroto, wybieram się do pani jutro. Będzie pani w pracowni?
- Będę, zapraszam.

Miałam jakieś przeczucie, że przyjedzie z problemem...
- Mam ten obraz w aucie. Chcę go pani pokazać. Pójdzie pani ze mną.
- No dobrze, pójdę.
Poszłam za zdyszanym, wielkim panem Karolem na parking. Wyjął obraz
i zapytał:
- Co pani o tym sądzi?
Spojrzałam na "dzieło" i wzięłam głęboki oddech...
- Nooo, temat się zgadza. Jest uliczka, kamienice, schody...
- Pani Doroto, ale to nie jest to co na zdjęciu!
- No to co ja panu poradzę? Chciał pan tanio, to pan ma tani obraz...
- Przemaluje go pani?
- Nie, nie ma mowy! To jest czyjeś dzieło, a ja nie będę nikogo poprawiać.

Wróciliśmy do pracowni. Pan Karol położył na stole swoje zdjęcie i kazał
mi namalować identyczny obraz. Już bez targowania się o cenę.

Namalowałam.
- No, to jest to! - usłyszałam jak zobaczył.
- Panie Karolu, cieszę się. - byłam zadowolona, że nie ma uwag - Polecam się na przyszłość.

Ta historia wydarzyła się prawie 10 lat temu.
Pan Karol jeszcze kilka razy korzystał z moich umiejętności, bo prawdopodobnie
uznał, że niska cena nie zawsze daje satysfakcję.

Tabletka

Niejednokrotnie zauważyłam, że dążenie do zadowolenia jest bolesne...
Czasami, w drodze do osiągnięcia celu, walczę z psychiką, a często również z bólem fizycznym.
Właśnie maluję piękną Toskanię, rejon marzeń na wakacje ...lub życie.
- No to jadę na urlop - pomyślałam, biorąc pędzel do ręki.
...
Oczami wyobraźni patrzyłam na nagrzane słońcem wzgórza, na gorące mury budynków, w myślach wdychałam ciepły wiatr... , ale coś mi jednak przeszkadzało.
Do rzeczywistości przywołały mnie kręgi szyjne.
Powtarzanie tego samego ruchu głowy, czyli paleta - obraz, przez kilka godzin nie pozwala zapomnieć, że jest się w pracy, a nie na urlopie.
- Aaaa tam, wezmę tabletkę przeciwbólową i ...znowu będę w Toskanii.
OBY NA WSZYSTKO BYŁA TAKA TABLETKA!

poniedziałek, 14 sierpnia 2017

Sukienki

To, że jestem zbieraczem, już wiecie od dawna...
W lot znajduję zastosowanie dla czegoś co ma ładną fakturę, formę, splot, miękkość, barwę... Gromadzę wszystko, z wyjątkiem plastiku.
Kilka dni temu musiałam załatwić sprawę w mieście oddalonym o ok. 30 km.
Temperatura sięgała 40 stopni C, ale nie miałam wyjścia.
Klimatyzacja w aucie ratowała mi życie....
Na skrzyżowaniach przyglądałam się kobietom w powiewnych sukienkach i zadawałam sobie pytanie dlaczego ja nie mam takich kiecek...
Stos tkanin na letnie sukienki rośnie mi z roku na rok, a ja chodzę w spodniach i trykotowych bluzkach.
- Babo, nie masz już jędrnego ciała nastolatki, zmarszczki na twarzy... i marzą ci się sukienki? - odezwała się we mnie ta krytyczna JA
- Ale jest mi gorąco!
Włączyłam najwyższą moc nawiewów i w głowie usłyszałam:
- Chcesz być chora?! Zwariowałaś?!
W moim małym autku zrobiło się zimno i przypomniała mi się utrata głosu.
Wyłączyłam klimę, otworzyłam okna i poczułam powiew letniego powietrza.
- Ok - pomyślałam - czas na zgodę.
Zgodziłam się, że nie mogę szafować swoim zdrowiem, nawet gdy jest mi gorąco.
Zgodziłam się, że nigdy już nie będę miała 20-tu lat.
Zgodziłam się, że nie mogę nosić letnich sukienek.
Ale po chwili namysłu zapytałam moją "krytyczną":
- DLACZEGO NIE?!
Przecież nigdy już nie będę młodsza!
Przecież już za tydzień będę miała więcej zmarszczek, niż mam dzisiaj!
Przecież to nie PESEL decyduje o moich wyborach!
Nie chciałam jechać w tamten upał, ale pojechałam.
Znowu sprawdziła się reguła, że nic nie dzieje się bez powodu...
Podjęłam decyzję, że oddam do naprawy maszynę do szycia i za rok nie będzie mi już tak gorąco jak teraz.
Uszyję takie kiecki, że mój wiek nie będzie miał ABSOLUTNIE, ŻADNEGO ZNACZENIA!
MAM CEL!

środa, 9 sierpnia 2017

Prawy sierpowy

Kiedyś moim wymarzonym prezentem były ...rękawice bokserskie i worek treningowy.
Słowo daję!
Myślałam, że jak będę umiała boksować dyndający wór, to będę miała odwagę dać w mordę przeciwnikowi w realnym życiu...

Potem przyszedł czas na zastanowienie się o myślących inaczej niż ja, ze współczuciem i troską.
Nie dlatego, że mogłabym zrobić im krzywdę swoim ciosem, ale dlatego że są tak ubodzy, ograniczeni, wściekli, zazdrośni, leniwi, ...bez wyobraźni.

Wczoraj weszłam z siostrą i siostrzenicami do dużego sklepu.
Wzięłyśmy wózek na zakupy i rozglądałyśmy się po regałach.
Małym dziewczynkom zaczęło się nudzić i rozszalały się trochę.
Pan ochroniarz patrzył na mnie, jako opiekunkę, nieprzychylnym wzrokiem.
- Człowieku, ty też kiedyś byłeś dzieckiem... - pomyślałam i "posłałam" tę myśl w jego stronę.
Zadziałało chyba prawo grawitacji, bo po kilku minutach, zaproponował mi posadzenie Poli z wózku z siodełkiem.
- Po co pani dźwiga dziecko, jak nasza kierowniczka sprowadziła 10 wózków dla klientów z dziećmi.
- Nie powiedział mi pan o tym jak rozmawialiśmy tuż po wejściu do sklepu... - zaznaczyłam. 
Ale również podziękowałam z wskazanie miejsca z tymi wózkami.

Po tej krótkiej konwersacji oczy ochroniarza przestały wysyłać "pociski", a moje przestały "zakrywać się rękawicami bokserskimi", tuż przed atakiem.

Nigdy nikomu nie powiedziałam, że zamierzałam być bokserką.
Prawdopodobnie boksuję wzrokiem, dlatego uznałam, że nie ma sensu używać siły fizycznej.

Nie ukrywam, że czasami mam ochotę komuś walnąć z prawego sierpowego...



niedziela, 6 sierpnia 2017

Obrót

24 godziny temu, już w domu, kończyłam pracę wziętą z pracowni.
Staram się nie zabierać roboty do domu, ale sytuacja była wyjątkowa.
Żeby dać chwilę odpoczynku oczom poszłam na balkon, żeby powiedzieć
moim roślinkom, że są śliczne, że cieszę się że tak bujnie rosną, żeby je pogłaskać...
Patrzyłam również na księżyc, który chmury odsłoniły na chwilę.
Przyglądałam się kilka minut jak mija czas...
Księżyc w końcu zniknął i wróciłam do pracy w kuchni.
W głowie kłębiły mi się różne myśli.
Najważniejszą, którą zapamiętałam była ta, że się kręcimy... 
Księżyc kręci się wokół Ziemi, Ziemia wokół Słońca...
Wszystko się kręci!
Dochodziła już godzina 4-ta, jak postanowiłam skończyć "dłubanie".
Byłam bardzo zmęczona.
- Wanna i lóżko! - wydałam sobie polecenie

Spojrzałam na to co dzieje się za oknem i oniemiałam...
Wstawał nowy dzień!


- Jeszcze "chwilę" temu była noc, z blaskiem księżyca między chmurami!
Był to tak piękny spektakl płynnego "kręcenia" się życia, że nie umiem tego
opisać.


Myślę, że również tak obracają się nasze sprawy.
Po nocy przychodzi dzień!

czwartek, 3 sierpnia 2017

Podaj dalej...

Bardzo podoba mi się powiedzienie "podaj dalej" w odpowiedzi na "dziękuję".
To chyba jedyny tzw. "łańcuszek", który lubię.

Kilka lat temu miałam okazję być świadkiem jak pewna starsza pani wręczała jakieś zawiniątko znajomemu. Uśmiechała się przy tym serdecznie i szeptała mu coś do ucha. Nie pamiętam co działo się dalej, ale wtedy dowiedziałam się, że ma na imię Gienia i ma "złote serce".
- ...Ona wszystkim pomaga.
Po jakimś czasie zobaczyłam panią Gienię na targowisku.
Ponieważ było już późne popołudnie właściciele straganów "zwijali" swoje towary, sprzątali po sobie i ładowali skrzynie do samochodów.
Pani Gienia biegała wśród nich i co chwilę ładowała jakąś "darowiznę" na swój wózek, taki dziecięcy. Nie liczyłam ile miała na nim toreb, ale wózek ledwo trzymał się pionu...
- Hmmm... Przecież pani Gienia jest emeryturze, nie ma nikogo na utrzymaniu, to po co jej tyle jedzenia?! - pomyślałam.

Minęły może 2 lata, jak w centrum miasta musiałam zejść z chodnika, bo pani Gienia jechała wężykiem swoim wózkiem.
- Dzień dobry - ukłoniłam się, bo myślałam, że mnie pamięta.
- Aaaa... Dzień dobry! A skąd ja panią znam? - u starszej pani pojawiły się iskierki w oczach.
- Z Barlickiego - odpowiedziałam
- O! Właśnie! A co słychać u pana Leona?
- Nie wiem, nie widziałam go kilka miesięcy.
- Będzie pani jutro u siebie? Mam dla pani coś pięknego!!!
Ups... Zaskoczyła mnie....
- Tak, będę.
- Kochaniutka, przyjdę po południu. - wydawała się przeszczęśliwa.
Rzeczywiście, pani Gienia, przyszła zgodnie z obietnicą i przyniosła mi ...buty.
- Pani Gieniu, dziękuję, ale mam buty...
- Te są piękne! Niech pani przymierzy!
Z grzeczności spróbowałam je włożyć, ale były za małe.
- To nie mój rozmiar, pani Gieniu. Dziękuję za pani troskę, ale mam w czym chodzić.
Była rozczarowana, że nie chcę sobie ich zostawić. Próbowała mnie nawet namówić, żebym je komuś dała, ale odmówiłam, bo nie znam żadnego "Kopciuszka".
- To dam pani banany! - i wyciągnęła z torby garść prawie brązowych już bananów.
Uśmiechnęłam się i również odmówiłam.
Pani Gienia nie mogła się napatrzeć na moje miniaturki wiszące na ścianie. Powiedziała, że opiekuje się jakąś starowinką, która kiedyś malowała i że ta babcia ma już ponad 90 lat i że ucieszyłaby się z takiego malutkiego obrazka...
Zdjęłam ze ściany, wręczyłam i podziękowałam za wizytę mojemu gościowi.

Temat "dobrego serca" wrócił przy okazji spotkania ze znajomym.
- Kilka lat temu, gdy nie miałem pracy, pani Gienia, co jakiś czas przynosiła mi jedzenie. Dużo jej zawdzięczam. Chciałbym mieć jej operatywność. Nie jest już młoda, ale ma aktywność nastolatki...
- Taaak, zauważyłam to co najmniej dwa razy!
- He, he, he... Ona taka jest. Przyniosła mi kiedyś kilka konserw i powiedziała, że są przeterminowane, ale dobre. Spojrzałem na datę i odczytałem, że to data produkcji, a nie ważności. Zgarnęła je wtedy z powrotem do torby i dała mi coś innego...
- No, nie! Poważnie?! - nie mogłam w to uwierzyć.
- Ja właściwie nie chcę, żeby ona mi coś przynosiła, bo czuję się zobowiązany. Każda jej wizyta kończy się oczekiwaniem czegoś w zamian. A to przydałby się jej płyn do mycia, który finansuje moja obecna firma, a to papier toaletowy... Zimą oczekiwała
zastępstwa odśnieżania pod kościołem, bo obiecała  proboszczowi, a nie ma siły. Itd.
Straciłam wtedy wiarę w bezinteresowność pani Gieni.

Wczoraj usłyszałam, że pani Gienia znowu odwiedziła Leona.
- Przyniosła mi tym razem szarą koszulę, całkiem porządną. Podziękowałem.
- O!
- Ale jak ją przymierzyłem, to zmieniła zdanie i dała mi inną, beżową... i siatkę ziemniaków z Lidla.

Prezent, w postaci ziemniaków od pani Gieni, dostałam ja - na zasadzie PODAJ DALEJ.

Ugotowałam sobie kilka na obiad. No bo co miałam zrobić z takim prezentem?

Ps. Wdzięczności nie odczuwam, bo smak ziemniaków przechowywanych w lodówce mi nie odpowiada. Są za słodkie. (...)
Nie podam dalej!

wtorek, 1 sierpnia 2017

Powstanie Warszawskie

Prawie wyszscy myśleliśmy dzisiaj o rozpoczęciu Powstania Warszawskiego.
73 lata temu w Warszawie zostali starcy, kobiety, dzieci i trochę młodzieży.
Jedyną sprawczą siłą byli wtedy młodzi ludzie... Poszli walaczyć z okupantem pistoletami, granatami,  pewnie deskami i głowami  pełnymi błyskotliwych pomysłów na chociażby chwilowe otumanienie najeźcy...
Ponieśli klęskę, ale nigdy nie zapomnimy ich desperacji w nierównych walkach.
Nie mieli strategów, bo ich ojcowie, w większości oficerowie, zostali uwięzieni w sowieckich lagrach.
Oni poszli na calość - wolność, życie, Polska, Ona, On... albo strzał - i ...byli ponad wszystkim.

O to było 73 lata temu i ja składam  na Ich pamięci wielki bukiet podziwu....