środa, 31 maja 2017

Dzień Dziecka

Z okazji Dnia Dziecka życzę sobie, żeby..
- moja pamięć mnie nie opuściła (mam na myśli tylko dobre wspomnienia)
- moje oczy widziały rzeczy niezwykłe (tzn. żebym nie używała szkła powiększającego)
- moja skóra nie starzała się zbyt szybko (dopuszczam marszczenie, ale ewolucyjne)
- moje mięśnie były sprawne (...bo muszę gonić się z maluchami)
- moja praca była potrzebna (chociaż odnoszę wrażenie, że robię "babki z piasku")
- moja wiara w dobre relacje nie kończyła się rozczarowaniem (zwłaszcza finansowym)
- moje pomysły na ładniejsze otoczenie owocowały pięknem (rośliny na balkonie chyba wiedzą
o co mi chodzi...)
- moje słowa były zrozumiane (bo czasami nie chcę kontynuować rozmowy gdy rozmówca "nie łapie" mojej myśli)
itd.

I jeszcze żebym nie straciła naiwności dziecka, że można kogoś przytulić.
Tak, po prostu... - bo się go lubi.

wtorek, 30 maja 2017

Droga

Wczoraj nieźle się wkurzyłam, bo zamknęli mi ulicę, którą dojeżdżam do domu, z powodu przebudowy mostu na rzece.

Było już po 2-ej w nocy, a mnie zagrodził drogę znak zakazu ruchu...
Objazd miał tylko kilkaset metrów, ale po wielu godzinach pracy i tak wydawał się stratą czasu.

Dzisiaj pojechałam inną trasą, tą na której jest 6 czy 7 "świateł".
Nie chciałam tamtędy jeździć, bo bałam się stania na czerwonym.

I cóż się okazało?
Ano okazało się, że szybciej dojechałam do domu niż moją ulubioną...
W nocy działają czujniki ruchu i gdy dojeżdżałam do skrzyżowań zapalało mi się zielone światło. Na wszystkich! Nie zatrzymałam się nawet na sekundę!



Hmmm...
Czasami złościmy się, że "nasza stara droga się zamyka", ale wtedy mamy szansę odkryć "nową drogę" ...dużo lepszą.

poniedziałek, 29 maja 2017

Pomożecie?

Kilkanaście dni temu zostałam zaproszona na Festiwal Kobiet, pierwszy jaki się odbędzie.

Oj, poczułam się zaszczycona... Tym bardziej, że nie będę tam gościem, a kobietą która dzieli się swoją pasją z innymi paniami.

Jestem już po rozmowie z jedną z organizatorek i mam w głowie burzę... z piorunami!

- Którą dziedzinę twórczości mam pokazać, a jednocześnie zrobić prezentację, jak niemal każda wymaga ubrania roboczego?! - ta myśl szczególnie mnie dręczy, bo zaproszone panie będą pięknie ubrane i nie chciałabym ich zniechęcić "brudną robotą".

Malowanie obrazu odpada, bo plamy farby mogą być "śmiertelne" dla stroju. Poza tym ręce trzeba myć często, a moja tzw. baza raczej nie będzie w łazience...
Lepienie z gliny jest niewskazane na ekskluzywnej imprezie...
Metaloplastyka zmusza do pracy narzędziami raczej męskimi i powoduje hałas, więc też odpada...
Efekt w decoupage jest możliwy do osiagnięcia dopiero po kilku dniach...

Jedyną techniką odpowiednią na prezentację w ciągu kilku godzin wydało mi się filcowanie na sucho.
Nie brudzi, nie trzeba co chwilę myć rąk, cieszy.

Pomysł mam! Plastry z opatrunkiem przygotuję, bo pewnie krew się z palców poleje...

Przygotowałam już kilka wzorcowych prac, ale potrzebuję Waszej pomocy.

Proszę o zdjęcia kapeluszy, najlepiej damskich.


Nie zamierzam nikogo kopiować, chcę mieć tylko inspirację. Plissss!

sobota, 27 maja 2017

Los?

Kilka dni temu, późnym wieczorem, zadzwoniła do mnie pani Ala.
Właściwie nie byłoby sensu opowiadać o tej rozmowie, gdyby nie coś co szczególnie mnie zastanowiło...

Panią Alę poznałam wiele lat temu. Trafiła do mojej pracowni, bo dowiedziała się,  że maluję na zamówienie. Przyniosła ramkę, do której chciała mieć namalowane nasturcje.

Po kilku zdaniach nawiązała się między nami jakaś bliskość.
Zaczęłyśmy rozmawiać o życiu prywatnym, o oderwaniu się od problemów, o dążeniu do swobody, o tego typu sprawach...
Moja pracownia była wtedy w innym miejscu i pani Ala była wyraźnie zatroskana warunkami wokół.
Nie miałam wtedy innej alternatywy, więc próbowałam bronić tego co mam.

Po jakimś czasie pani Ala zechciała ponownie spotkać się ze mną. Odetchnęła z ulgą, że przeprowadziłam się w czarowne miejsce i przyleciała do mnie prawie na skrzydłach.
W wygodnym fotelu poczuła się dobrze... Zrobiłam jej herbatę w starej filiżance i odniosłam wrażenie, że tego potrzebowała.
Opowiedziała mi o zamiarach przeprowadzenia się do Krakowa...
Byłam tą decyzją trochę zdziwiona, więc dopytywałam DLACZEGO?!

Okazało się, że doszła do wniosku, że ok. 20 lat temu popełniła błąd, że który teraz "płaci".

Była młodą matką, która po rozwodzie, samotnie wychowywała córkę i pracowała również w nadgodzinach.
Zwrócił na to uwagę jej szef, bo to go zaniepokoiło...

Pani Ala była wdzięczna dyrektorowi, że rozumie jej troskę o normalne dzieciństwo córeczki i pozwala jej dorabiać.
Nie trwało to długo, ponieważ szef poszedł na emeryturę.

Pani Ala nie miała już możliwości nadgodzin, bo zmieniło się kierownictwo.

Emerytowany dyrektor pojawił się w jej życiu po jakimś czasie...
- Alu, owdowiałem.

Pani Ala, wdzięczna z to co dla niej zrobił, zaprosiła go na obiad.
Potem, na następny... Później sama ugotowała, w jego domu, jak był chory...
Poczuła się odpowiedzialna za wygodę starego człowieka.
Dzieci, rówieśnicy z resztą, zapomniały o ojcu... Gotowała, prała, sprzątała duży dom, dbała o ogród... Wszystko z wdzięczności ze życzliwość.

Przyszedł czas, że prawie 90-letni pan, znalazł się w szpitalu.
Pani Ala była przy nim codziennie. Powiedziała mi, że była tą opieką bardzo zmęczona, ale nie mogła go zostawić samego.

Wtedy on, umierający...
powiedział:
- Wyjdź za mnie.
- Proszę?!
- Jeśli będziesz moją żoną to dostaniesz po mnie emeryturę!
- Ale... - pani Ala nie była zdecydowana, bo traktowała byłego dyrektora jak przyjaciela.
- Jestem chory cieleśnie, a nie umysłowo... Opiekujesz się mną ponad 20 lat! Swoją emeryturę masz lichą. Jak będziesz moją żoną, to przejmiesz moją emeryturę!

Pani Ala nie mogła się zdecydować na powiedzenie "TAK"

Następnego dnia przy łóżku chorego zastała urzędnika stanu cywilnego.

Wzięli ślub.

Niebawem jej mąż zmarł.

..............

I wtedy pojawili się spadkobiercy!
Sądy, akty notarialne...

Pani Ala zrzekła się wszystkiego, ale gorycz pozostała...

Stara się nie pamiętać o przeszłości w Gliwicach i żyje nowym mieszkaniem i ogrodem w Krakowie.

Hmm....



czwartek, 25 maja 2017

Dzień Matki

Matki, Mamy, Mamusie... tego Dnia Wam zazdroszczę!
Będzie to pewnie jeden z najmilszych dni w roku.
Otrzymacie wiele serdeczności i ciepłych słów, ale nie myślcie,
że te gesty są wymuszone Waszym świętem.
Dzieci kochają Was bez przerwy!
Pewnie nie okazują tego na codzień, ale wiem z własnego doświadczenia, że to jedyna miłość, która potrafi przetrwać wszystko.

Każdy człowiek jest dzieckiem, bez wyjątku!
Każdy ze słowem Mama wiąże czułość, bliskość, opiekę, wsparcie, ...korzeń, z którego wyrósł. Nie byłoby nikogo z nas, gdyby nie Ona.

Przed chwilą obejrzałam filmik, który nagrał dojrzały mężczyzna.
Mówił o wdzięczności do swojej Matki, która odeszła jakiś czas temu, ale pozostawiła mu lekcję pokory. Nie chciała być na pierwszym planie do tego stopnia, że w ostatnich dniach życia czekała na swoich najbliższych ze śmiercią, żeby nie zakłócać ich rytmu życia... Zmarła mając obok łóżka swoje dzieci i wnuki. Mężczyzna podziwiał swoją Matkę za decyzję życia na drugim planie.
Czyż to nie jest prawdziwa, służalcza miłość Mamy?

Oczywiście, zdaję sobie sprawę, że taka postawa nie jest regułą...
Słyszałam o matkach, które uważają, że po to urodziły dzieci, żeby mieć opiekę na starość... Nie mam do nich szacunku!

Piszę ten tekst, bo mam dzisiaj prośbę do Mam:
- Drogie Mamy, to że Wasze dzieci mają czasami inne zdanie niż Wy, nie oznacza że Was nie kochają!
Więc:
- Jeśli dziękują za drugi i kolejny kawałek upieczonego przez Was słodziutkiego ciasta, to może chcą ograniczyć cukier w diecie...
- Jeśli nie chcą przyjechać na rosół z kaczki, to może nie lubią tłustych potraw...
- Jeśli krzywią się na prezenty w stylu retro, to znaczy że mają swój styl należy to uszanować...
- Jeśli ubierają się nie tak, jak Wy oczekujecie, pozostawcie to bez komentarza...
- Jeśli eksperymentują z roślinami w doniczkach, w skrzynkach balkonowych, ogródkach, dajcie im szansę na wybór...
- Jeśli mówią, że nie przyjadą do Was konkretnego dnia, to mają poważny powód...
- Jeśli uważają, że podejmujecie złą decyzję, przemyślcie ją jeszcze raz...
- Jeśli...
itd.



W Dniu Matki, matką nie będąc, wierzę że miłość dziecka jest miłością ABSOLUTNĄ!

wtorek, 23 maja 2017

Popularność

W wywiadzie Wacława Krupińskiego ze Zbigniewem Wodeckim przeczytałam:
cyt: "Wie pan, kiedyś bardzo mnie to bolało, ponieważ ludzie myśleli, że skoro ten facet śpiewa "Chałupy" i "Maję", to znaczy, że nie grał Czajkowskiego, Beethovena, Bacha, Karłowicza. Że nie zdobyłem 10 nagród głównych za własne kompozycje i aranżacje na festiwalach…"

Ta wypowiedź potwierdziła moje myślenie o zdobywaniu popularności.
Pewnie też nie znałabym Wodeckiego gdyby nie zaśpiewał tych przebojów...
Nie wiedziałbym, że był artystą w pełnym tego słowa znaczeniu.
Kiedyś przyznał się, że pszczółka Maja pozwoliła mu żyć na wysokim poziomie przez długie lata...

Z pewnością wielu znakomitych aktorów żyje z reklam telewizyjnych, bo etat w teatrze przynosi marne dochody. Niewykluczone, że muzycy grają chałtury "do kotleta", bo z koncertów nie mogą się utrzymać. Może teksty disco polo piszą wybitni literaci, ponieważ nie mogą znaleźć czytelników swojej twórczości? A wiem na pewno, że niektórzy utalentowani malarze zarabiają na życie malując guślarskie obrazki "na szczęście"...

Oj... mam ochotę westchnąć, że takie czasy... i doklejać 4-ty listek do koniczyny, żeby znaleźć się na tak zwanym "rynku" i z tego żyć...






niedziela, 21 maja 2017

Dobroczynność

Nigdy nie przechodziłam obok kogoś proszącego o parę groszy obojętnie. Często dawałam na dzienne wyżywienie, bo wiem, że nie każdemu życie się udało.

Było tak do czasu kiedy znajomy opowiedział mi o swoim doświadczeniu.
Szedł z żoną główną ulicą miasta i zwrócił uwagę na mężczyznę stojącego z kartką, na której opisał swoją beznadziejną sytuację życiową.
Pan Zbyszek przeczytał, że facet nie ma pracy, kilkoro jego dzieci głoduje, żona śmiertelnie chora... itd.
Zatrzymał żonę i zwrócił się do mężczyzny:
- Dam panu pracę przy porządkowaniu działki wokół domu. Po budowie jest tam sporo roboty, zapłacę godziwie.
- Panie, spier...j pan, bo mi klientów odstraszasz - usłyszał od żebraka.
Byłam w szoku...

Po wysłuchaniu tej historii przypomniał mi się śmiech mojego ojca, kiedy usłyszał moje pretensje o obojętne przejście obok człowieka bez nóg, który błagał o grosze do czapki.
- Dziecko, ja go znam od dziecka. On ma dwie kamienice z lokatorami! Pewnie zbiera na następną... Ma na chleb, nie martw się i nie wierz w jego cierpiącą minę.
- Ale on nie ma nóg!
- Wiele osób nie ma nóg, ale nie naciągają innych na swoją niepełnosprawność.
- To znaczy, że on kłamie?
- Kiedyś pokażę ci gdzie i jak mieszka... - ojciec śmiał się ze mnie, a ja nie wiedziałam dlaczego.

Zapomniał o jednym z podstawowych przykazań na życie - ZANIM POMOŻESZ SPRAWDŹ!

Dzisiaj przeczytałam o nieludzkiej perfidii.
Mam chyba za małą głowę, bo to w niej się nie mieści...


Tekst cytuję w oryginale:
"Dlaczego żebracy trzymają śpiące dziecko? Czy kiedykolwiek się zastanawiałeś…? Zaczeliśmy węszyć już bardzo dawno temu....
Proszę, przeczytaj go… i zastanów się kilka razy za nim włożysz 1e do kubka
Obok banku siedzi kobieta w nieokreślonym wieku. Jej włosy są poplątane i brudne, jej głowa pochylona w smutku.
Kobieta siedzi na brudnej podłodze, obok niej stoi kubek. Do kubka ludzie wrzucają pieniądze. W rękach kobiety śpi dwuletnie może trzyletnie dziecko. Jest w brudnej czapce i brudnych ubraniach. „Madonna z dzieckiem” – jakaś liczba przechodniów podaruje pieniądze. Ludzie naszego pokroju – zawsze czujemy współczucie dla tych, którym gorzej się powodzi. Jesteśmy gotowi oddać im ostatnią parę majtek, ostatniego grosza z własnej kieszeni i nigdy nie myślimy o innej stronie medalu. Pomaganie jest jak „wykonałeś super robotę.”
Mijałem żebraków miesiącami. Nie dawałem im pieniędzy wiedząc, że to sprawka gangu i pieniądze zebrane przez żebraków zostaną przekazane osobie kontrolującej ich w tej okolicy. Ci ludzie posiadają po kilka luksusowych nieruchomości i samochodów. Och, żebracy też coś oczywiście dostaną, butelkę wódki wieczorem i doner kebab albo kawałek kiełbasy i chleba. Około Miesiąc później, minąwszy żebraczkę, nagle mnie to uderzyło. Stoję na ruchliwym skrzyżowaniu (w Limerick) gapiąc się na dziecko ubrane jak zwykle – brudne ubrania. Uświadomiłem sobie, że coś jest nie tak z dzieckiem przebywającym na brudnej ulicy od rana do wieczora… To dziecko spało. Nigdy nie łkało ani nie krzyczało, zawsze spało chowając swoją twarzyczkę w kolanach kobiety, która była jego MATKĄ.
Czy ktoś z Was, drodzy czytelnicy, posiada dzieci? Przypomnijcie sobie jak często one śpią w wieku 1-2-3 lat? Godzinę, dwie, maximum trzy i to jak jest cicho (rzadko bez przerwy) popołudniowej drzemki i ponownie – poruszenie. Przez cały miesiąc, każdego dnia kiedy przechodziłem tą ulicą, nigdy nie widziałem tego dziecka nie śpiącego! Spojrzałem na tego maleńkiego chłopca z buzią schowaną między kolanami matki, później na żebraczkę i moja podejrzliwość przybrała na sile.
-Dlaczego on ciągle śpi? Zapytałem jej, gapiąc się na dziecko. :(
Żebraczka udała, że mnie nie rozumie. Spuściła oczy i ukryła twarz w kołnierzu nędznego płaszcza. Powtórzyłem pytanie. Kobieta spojrzała ponownie. Spojrzała gdzieś za moimi plecami, zmęczona I zupełnie zirytowana. Wyglądała jak kreatura z innej planety.
- Odpieprz się…w jeżyku angielskim wymamrotała.
-Dlaczego on śpi?! Prawie krzyknąłem (lub: prawie się rozpłakałem)
Ktoś za mną położył mi ręke na ramieniu. Spojrzałem do tyłu. Jakiś starszy mężczyzna patrzył na mnie z dezaprobatą:
- Czego od niej chcesz? Nie widzisz jak ciężko ma w życiu? Ech…
Wyciągnął z kieszeni kilka monet i wrzucił je do kubka żebraczki.
Żebraczka wykonała ręką znak krzyża w powietrzu, przybierając twarz upokorzenia I przejmującego smutku. Mężczyzna zabrał rękę z mojego ramienia i oddalił się . Założę się, że w domu będzie opowiadał jak obronił biedną, zrozpaczoną kobietę od bezdusznego mężczyzny na ulicy.
Następnego dnia zadzwoniłem do kolegi. To śmieszny facet z oczami jak oliwki, Rumun. Udało mu się ukończyć zaledwie 3,5 roku edukacji. Kompletny brak edukacji nie sprawił, że nie przemieszcza się on ulicami miasta bardzo drogimi zagranicznymi autami oraz że nie mieszka w wielkim domu z niepoliczalną ilością okien i balkonów. Od mojego przyjaciela dowiedziałem się, że ten biznes, pozornie „spontaniczny”, jest dobrze zorganizowany. Jest nadzorowany przez zorganizowane gangi żebraków. Dzieci są wypożyczane z rodzin alkoholików lub zwyczajnie porwane.
Potrzebowałem odpowiedzi na pytanie dlaczego dziecko śpi? I otrzymałem ją. Mój przyjaciel cygan wypowiedział zdanie zupełnie zwyczajnym, spokojnym głosem, które wprawiło mnie w zdumienie, tak jakby opowiadał o pogodzie:
- są na heroinie albo wódce.
Zgłupiałem. „Kto jest na heroinie? Kto na wódce?!"
Odpowiedział: - dziecko, żeby nie krzyczało. Kobieta będzie siedziała z nim tam cały dzień, wyobrażasz sobie jak mogłoby się nudzić?
Aby dziecko spało cały dzień, faszerowane jest wódką lub narkotykami. Oczywiście ciałko małego dziecka nie jest w stanie znieść takiego szoku. Dzieci często umierają. Najbardziej przerażające jest to, że dzieci czasami umierają w czasie „dnia pracy”. A kobieta udająca matkę musi trzymać martwe dziecko na rękach do samego wieczora. Takie są zasady. A przechodnie będą wrzucać pieniądze do torby i wierzyć, że ich zachowanie jest moralne. Pomagają samotnej matce.
Następnego dnia przechodziłem obok tej samej kobiety. Przybrałem maskę dziennikarza i byłem gotowy na poważną rozmowę. Ale rozmowa nie wypaliła, stało się to co następuje:
Kobieta siedziała na podłodze, a w rękach trzymała dziecko. Zapytałem jej o dokumenty dziecka i, co najważniejsze, gdzie jest dziecko z wczoraj, co ona po prostu zignorowała.
Moje pytanie nie zostało jednak zignorowane przez przechodniów. Powiedziano mi, że zwariowałem, bo krzyczę na biedną żebraczkę z dzieckiem. Koniec końców, zostałem odeskortowany w poniżeniu. Jedyna rzecz która mi pozostała to zadzwonić na policję. Kiedy policja przybyła, kobieta z dzieckiem zniknęła. Zostałem z poczuciem „walczę z wiatrakami”.
Jeśli zobaczysz w metrze, na ulicy lub gdziekolwiek kobietę z dzieckiem, żebrujących, pomyśl zanim twoja ręka sięgnie po pieniądze. Pomyśl o tym, gdyby tysiące ludzi nie wyciągało do nich rąk, ten biznes by nie istniał. Umarłby biznes, a nie dzieci napompowane wódką lub narkotykami. Nie patrz na śpiące dziecko ze współczuciem. Zobacz horror… Jeśli czytasz ten artykuł to wiesz już dlaczego dziecko w rękach żebraka śpi.
P.S. Jeśli skopiujesz ten artykuł na swoją tablicę lub choćby klikniesz “udostępnij”, Twoi przyjaciele również go przeczytają. A kiedy kolejny raz zdecydujesz się otworzyć swój portfel aby wrzucić żebrakowi monetę, przypomnij sobie, że ta dobroczynność może kosztować kolejne dziecko życie."

http://wawalove.pl/Dzieci-zebraczek-odurzane-sa-heroina-lub-alkoholem-a10856


sobota, 20 maja 2017

Opalenizna

Mam kilka zapachów, które lubię. Pomijając dobre perfumy, uwielbiam zapach skóry małych dzieci, zaparzanej kawy, koszonej trawy, rozkwitającego bzu, zadowolonej z miziania papugi, plasterków świeżego ogórka... i jeszcze kilku.
Ale wśród nich jest zapach mojego opalonego ciała.
Uwielbiam się opalać!
Nie muszę leżeć na leżaku, chociaż lubię, ale BYĆ w promieniach słońca kocham.
Mam jasną karnację, więc żeby opalić się na lekki brąz muszę przeżyć czas "czerwieni".
Te kilkanaście - czasem kilkadziesiąt, godzin zaczerwienionej skóry powoduje, że usuwam się
z życia publicznego, bo wzbudzam zainteresowanie graniczące ze współczuciem...
A ponieważ nie chcę, żeby ktoś popukał się w głowę na mój widok staram się kryzys przetrwać w ukryciu.
Właśnie tkwię w takiej "izolacji", bo w piątek bezchmurne niebo i czas spędzony w ogródku, sprawiły że jestem trochę opalona.
Opalona, to dobre określenie, bo pochodzi od palenia.
Jednak ja lubię zapach mojej spalonej skóry, czuję że jest mi ciepło... Czuję działanie słońca.


Ale...
Kilka lat temu spróbowałam ten zapach wywołać na siłę, lampą kwarcową.
Wiosna była zimna, jak w tym roku i brakowało mi zapachu spalenizny mojego ciała.
Wzięłam sprawę w swoje ręce i kupiłam kwarcówkę.
Przeczytałam instrukcję i pomyślałam, że przesadzają z tą ostrożnością i wyznaczaniem minut opalania.

Koniecznie chciałam chodzić w spódniczce, więc uznałam, że opalenie nóg jest priorytetem. Nakręciłam pokrętło na maksa i przez 15 minut obracałam się w niewielkiej odległości od substytutu słońca.
Po kilku godzinach skóra na moich nogach nie była tylko czerwona, była spalona i naprężona jak pergamin!
Może nie uwierzycie, ale nie potrafiłam chodzić!
Wiele godzin spędziłam w łóżku z mokrymi bandażami na łydkach, które były tak gorące jak kurczaki zdjęte z rożna...

Cierpiałam jeszcze kilka dni. Stanie w miejscu było katorgą. Zachowywałam się jak dziecko chcące siku... Dramat!

Nigdy więcej tej lampy nie włączyłam.
Chętnie oddam komuś, kto zastosuje się do instrukcji.

Ps. Artystom nie oddam, a nawet nie sprzedam! Nie ma mowy!  Bo poparzą się tak jak ja...

piątek, 19 maja 2017

Zdjęcie

Po cudnym dniu w ogródku, późnym wieczorem dziewczynki wysłuchały kilku powtórzeń kołysanki i zasnęły.
Patrzyłam na zamykające się oczka i myślałam o pędzącym czasie...

- Ciociu, oglądałam twoje zdjęcia - usłyszałam od Ninki przed południem.
- Jakie zdjęcia?
- Te z szuflady - powiedziała to z zawstydzeniem zmieszanym z jakimś podziwem... może niedowierzaniem.

Rzeczywiście, za "chwilę" dojdzie do tego, że papierowe zdjęcia będą czymś zjawiskowym, dziwnym zapisem, który można zobaczyć bez potrzeby włączania komputera....

Wieczorem Ninka przyniosła mi małe zdjęcie z fantazyjnym brzegiem, na którym ktoś uwiecznił mój pierwszy wózek.... Biały, głęboki, z wielkimi kołami, podobno najładniejszy jaki był w sklepie...
- Ciociu... - pokazała mi archaiczne zdjęcie.
- O! To stare zdjęcie! Proszę, o co chodzi?
- Co to jest?
- Zdjęcie wózka, w którym leżałam jako noworodek.
- Naprawdę? Ale gdzie ty jesteś?

I tu mnie "zapowietrzyło".
Zmieniłam temat na bardziej bezpieczny....

Jednak to, że 7-latka chce oglądać papierowe zdjęcia sprzed dziesięcioleci dało mi chęć do drukowania fajnych momentów dzieciństwa dzieciaków.

Może jak Pola za kilkadziesiąt lat zobaczy to zdjęcie powie:
- Miałam prawie 2 latka i w tym momencie byłam bardzo szczęśliwa... Pamiętam!



czwartek, 18 maja 2017

Stres pourazowy

Z tym, że co cię nie zabije to cię wzmocni, to ja się jakoś nie mogę zgodzić.

Stres pourazowy zostaje na długo...
Nie dotyczy on tylko ludzi, dotknięte są nim również rośliny.

Szłam z dziewczynkami do piaskownicy, ale przystanęłam na alejce, bo zachwyciłam się kwitnącym drzewem. Może jabłonią, nie jestem pewna.

Kwiaty tryskały radością ze słońca i ciepła. Wyrywały się do życia z objęć zmarzniętych, pokaleczonych liści...




Nie sądzę, że rośliny, których nie zabił mróz się wzmocniły.

Będę mogła sprawdzić to na moich hortensjach. Obawiam się, że kulistych kwiatostanów nie będzie...

Obym się myliła.

wtorek, 16 maja 2017

Klient

Właściwie powinnam już twardo spać, jak Wy, ale zdecydowałam się napisać coś banalnego, a może jednak ważnego...

Wczoraj miałam ochotę na coś słodkiego..

Podeszłam do czegoś w rodzaju przyczepy kampingowej z reklamami lodów,
gofrów oraz  innych łakoci i poprosiłam o gofra z bitą śmietaną i truskawkami.



- Nie ma truskawek, jest konfitura - usłyszałam od dziewczyny w budzie.
- Dobrze, proszę z konfiturą.

Przypomniały mi się gofry z sopockiego monciaka i ślina napłynęła do ust.

Na chwilę pani zniknęła z moich oczu, ale pojawiła się jak usłyszała rodzinę
wybierającą lody.
Przyjęła zamówienie na różne wariacje lodów, a ja cierpliwie czekałam na gofra.
Jak już wydała kilka porcji lodów zainteresowała się mną.
Po kilku minutach w milczeniu podała mi "smakołyk".
- Czy mogę prosić o serwetkę? - zapytałam
- Tu pani ma - burknęła, wskazując wzrokiem pudełko.

W lewej ręce trzymałam tackę z gofrem, w prawej plastikową łyżeczkę...
- Ok. Jakoś sięgnę do pudełka z serwetkami, mimo że jest na wysokości moich
oczu. - pomyślałam.
Włożyłam łyżeczkę do śmietany na gofrze i prawą  ręką próbowałam wyjąć
serwetkę w pudełka.

Okazało się że chyba byłam pierwsza w tej czynności, bo nie było żadnego
"punktu zaczepienia" i pudełko stojące pionowo przewróciłam, co spowodowało
wywrócenie się słoika z żelowymi łapkami.
Przeprosiłam.
Nadęta pani sprzedająca nie była zadowolona i poinformowała mnie, że należało
tylko wyciągnąć...

- Można wyciągać jak jest za co chwycić...- Ale tego już jej nie powiedziałam.

Odeszłam, z zapaćkanym jakąś konfiturą i pseudo śmietaną gofrem, i pomyślałam,
że to ona powinna wyciągać WNIOSKI z reakcji klientów.
Albowiem... TO KLIENT JEST JEJ PRACODAWCĄ!

Ja nie wrócę po gofra... Odradzę każdemu, kto będzie miał zamiar coś tam kupić.

Sprawdzona zasada mówi, że zadowolony klient przyprowadzi 1-go do 3-ech - następnych klientów.
Niezadowolony - zniechęci 30-tu...


niedziela, 14 maja 2017

Matka - cz.2

Zaproponowałam herbatę i przegadałyśmy jeszcze ponad godzinę.

Dowiedziałam się, że syn ma 28 lat, jest żonaty, ma dwoje dzieci i pracę w agencji ochrony.

Zapytałam dlaczego załatwia w jego imieniu takie sprawy. Odpowiedziała, że on ma niską samoocenę i nie potrafi się promować.
Pani Ola zobaczyła na mojej twarzy uśmiech i "puściły jej nerwy".
- O co jest złego w tym, że rodzice torują drogę dzieciom, pani Doroto?! Przecież to rodzice odpowiadają za dorosłe życie swoich dzieci! Szkoda, że zrozumiałam to tak późno... Moja mama nie widziała we mnie potencjału, odkąd pamiętam krytykowała mnie na każdym kroku. Doszło do tego, że jej milczenie traktowałam jako pochwałę... Od dzieciństwa próbowałam zasłużyć sobie na słowa "pięknie", "podoba mi się to co zrobiłaś", "cieszę się,  że mam tak zdolną córkę", "jestem z ciebie dumna", itp.

Słuchałam jej w milczeniu.

- Wie pani, że ostatni raz na kolanach matki siedziałam jako 5-latka? Właściwie to chciałam chwilę posiedzieć i przytulić się do niej... Ale po kilku sekundach usłyszałam - "zejdź mi z kolan, ty stara krowo!".
Ze łzami w oczach mówiła dalej:
- Wtedy coś się we mnie złamało, runęło! Postanowiłam być dobra we wszystkim, żeby zasłużyć na przytulenie. Nic z tego nie wyszło... Słyszałam, że jestem leniem, czasami nawet śmierdzącym... i podobne.

( Rozmowę cytuję z pamięci, ale dobitne określenia zapamiętałam dokładnie)

- Pani Olu, może pani mama była zmęczona jak w ten sposób panią nazywała? - nie wiem dlaczego, ale próbowałam bronić matkę.

- Pani Doroto, nie ma usprawiedliwienia dla takich określeń w stosunku do swojego dziecka!
Nie ma!!!
- Ma pani absolutną rację!
- Zdaję sobie sprawę, że nie wszyscy rodzice mogą przekazać swoim dzieciom dziedzictwo materialne. To jasne. Nie dostali, nie dorobili się, nie mogą dać fundamentu fizycznego...
Ale mają obowiązek dać fundament psychiczny!
I ja taki daję mojemu synowi.
- Nie krytykuje go pani?
- Krytytuję tylko jeśli chodzi o jego brak wiary w siebie.
- Jest pani wymarzoną mamą, pani Olu.
- Jestem tylko taką mamą, jaką chciałabym mieć...
- Pani matka żyje?
- Tak, ma prawie 80 lat i zamienia się w dziecko... Jest coraz mniej sprawna fizycznie i umysłowo, ale jej krytyczny stosunek do mnie zwiększa proporcjonalnie do wieku.
- Nie ma pani ciągle w niej wsparcia?
- Tylko w przebłyskach wyobraźni, bo wie, że w razie niemocy lub choroby może liczyć tylko na mnie.
- A rodzeństwo?
- Starsza siostra sama potrzebuje opieki...
- A siostra była podobnie traktowana w dzieciństwie?
- Podobnie, ale Zuza ma inną wrażliwość. Była odporna na uwagi, nic sobie z nich nie robiła. Podziwiałam ją za kąśliwe odpowiedzi i "tumiwisilizm".
- Czyli na pani spoczywa obowiązek zatroszczenia się o mamę w razie potrzeby?
- Tak, na mnie. Nie ukrywam, że trochę się tego boję, bo wady nasilają się podobno pod koniec życia. Ojciec zmarł 20 lat temu, więc jest sama. Pewnie zabiorę mamę do siebie, bo mieszka kilkadziesiąt kilometrów stąd. Sama mam prawie 60 lat i siły mi się kończą...
- Pani Olu, wrócę do pani syna... Czy pani troska o niego jest wynikiem pani doświadczeń?
- Tak, zdecydowanie! Chciałabym nadrobić to czego nie dostałam...
- Można nadrobić braki ze swojego życia przekazywaniem tego czego się nie otrzymało?
- Pani Doroto, można!
- Jak?!
- To proste - dać odczuć dzieciom i wnukom, że są zauważone, jedyne, wyjątkowe...
- Piękne...

Umówiłyśmy się na następne spotkanie.

Jednak przeniosłam wkrótce pracownię w inne miejsce.

Na skrzyżowaniu pani Ola była przygarbiona, smutna.
Nie wiem co wydarzyło się w ciągu ostatnich 5-ciu lat, ale z jej postawy wynikało, że "dołowania" był ciąg dalszy.