poniedziałek, 12 marca 2018

Moje sny

Czy jest jakiś sposób na to, żeby nie śnić?!
Może jest jakiś plaster, korek, tabletka... nie wiem co, ale coś skutecznego?

Każdej nocy coś mi się śni. Słowo!
Czasami wyrzucam to z pamięci, żeby nie zastanawiać się przez cały dzień:
- a dlaczego tak?
- a co było przyczyną?
- a może był jakiś powód?
- a co ten sen oznacza?
itd

Opowiedziałam Wam kilka z nich, i do wczoraj najokropniejszy był ten
o torcie czekoladowym, który niosłam i nagle się potknęłam i ...tort gdzieś
poleciał, a ja się obudziłam.

Oj, żartuję. Bywają straszniejsze :)

Wczoraj śniło mi się, że stoję na szczycie jakiejś niebosiężnej budowli.
Nie był to komin, ale ogromnie wysoki budynek z cegły, na planie kwadratu.
Była noc. Obserwowałam światła dużego miasta. Stałam zauroczona tym
widokiem.
Nagle spojrzałam w dół, jak do komina, i zobaczyłam, że trwa burzenie owej
budowli od fundamentów... Stałam na czymś, co powinno runąć!
Kilka metrów pode mną mury były stabilne, chociaż nie powinny, bo trwały
jakby w swojej pamięci... Nie miały podstaw, żeby utrzymywać się w tym stanie,
w powietrzu!
- No, nie! - zaparło mi dech, jak widziałam, że cegieł pode mną ubywa z każdą sekundą.
Ale!
Ale, zauważyłam, że w pionie jest metalowa drabina, sięgająca ziemi.
Na tej drabinie stał jakiś człowiek...
- Mogę zejść? - krzyknęłam, bo był dużo niżej.
- Jutro!
- Jak jutro?! Przecież to się wali!

Za placami ktoś powiedział:
- Leć!

Nie miałam czasu na następne pytanie, bo budowla kruszyła się pode mną w niesamowitym
tempie.
- Ok. Spadam, bo i tak nie mam szans...
Stanęłam na baczność i skłoniłam swoje ciało jak do poziomego upadku.

Nagle poczułam, że lecę...
Leciałam za czymś większym, ale też jak strzała...
To przede mną zataczało spirale i ja też takie robiłam, ale mniejsze...

Miasto błyszczało światełkami, a my szybowaliśmy ku niemu.
Byłam zachwycona tym "lotem"...

Nie zdążyłam "wylądować", bo  się obudziłam w moim łóżku, jak wschodziło słońce.
Ale lotu ze snu nie zapomnę...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz