środa, 15 maja 2019

Lew

Obudziłam się dzisiaj z poczuciem wielkiej ulgi...
Wiele w moim życiu może się zmienić, więc uznałam to przebudzenie
za jakiś znak.
Śniło mi się, że z moimi najbliższymi byliśmy na wakacjach, w egzotycznym
kraju. Wynajęliśmy wielki pokój, żeby być razem.
Pamiętam, że nasze łóżka były rozstawione jak na koloniach, osobno, ...w szachownicę.

Było ciepło... Może nawet nie było tam ścian...

- Zobacz - powiedziałam do brata - jeż przyszedł do nas.
Jacek pogłaskał jeża i śmiał się, że w miarę głaskania jeż rośnie.
Potem zaczęły wchodzić na naszego pokoju coraz większe zwierzęta...
Widziałam, że wchodzą między łóżka śpiących dzieciaków i bałam się
o następstwa!
- Zachowaj spokój! - mówiłam do siebie - Nie są groźne, a dzieci śpią.

Nie miałam nawet możliwości obronić kogokolwiek, bo ilość zwierząt
przeróżnego gatunku zalała nasz "apartament".

Leżałam pod kołdrą, patrząc na moich bliskich, i nie zauważyłam, żeby się
obudzili...

Nagle po obu stronach mojej głowy, na poduszce, w ułamku sekundy pacnęły
dwie wielkie łapy lwa...
- Ojcze mój, który jesteś w Niebie... - zaczęłam się modlić, bo ucieczka nie
miała szans.
Pomyślałam sobie, że właśnie umieram, ale poczułam język lwa na moich
włosach... Lizał je z czułością, ze spokojem, jakby z miłością...
Żegnałam się z życiem, a lew leżał koło mnie, robił mi językiem "fryzurę",
a ja nie byłam pewna czy przeżyję..
Koniec snu był taki, że usiadłam na łóżku i powiedziałam:
- ALLELUJA!

2 komentarze:

  1. W zasadzie przesłanie odczytuję, że nie taki ..lew straszny jak go malują :-) Prawie jak na Arce Noego ?

    OdpowiedzUsuń