poniedziałek, 19 lutego 2018

Sąsiedzi

Zwykle, jak sprzątam pokój moich papug, zastanawiam się co zrobić z ziarenkami, które wpadają na dno ich klatki...
Moje ptactwo jest kapryśne, więc kupuję im karmę nie najtańszą.

Wyrzucając śmieci, zauważyłam, że różne ptaki grzebią w kontenerach, szukając pożywienia.
Pomyślałam, że ucieszą się, jak wysypię im na trawnik, przy śmietniku, smakołyki moich papug.

Nie spodziewałam się zobaczyć ich radości, ale też nie spodziewałam się tego co usłyszałam od sąsiadów z bloku.

Zostałam zaatakowana prymitywnymi zarzutami.
Moje wyjaśnienia, że nie wyrzucam na trawnik śmieci, tylko
ziarna, które ptaki zjedzą w pół godziny, nie docierały do rozwścieczonych małżonków.
Rzeczowo odpowiadałam na zarzuty.
Nawet poczekałam na wezwanie policji, którym zagroził mi
pan sąsiad...
Nie wybrał numeru 112, bo chyba uznał, że ośmieszyłby się
wezwaniem policjantów, więc poszłam w swoją stronę.
Krzyczał do mnie coś w rodzaju:
- Przeczytaj tę kartkę na drzwiach!
Minęłam drzwi z kartką i usłyszałam za plecami:
- Co?! Nie umiesz czytać?!

Znoszę wiele, ale jak dużo młodszy ode mnie ...szmaciarz,
mówi mi na "ty", to wstępuje we mnie Hiszpan.
Odwróciłam się i krzyknęłam:
- Proszę się ode mnie odczepić!

- No pewnie, najlepiej powiedzieć odczep się - wykrzykiwał.
- Powiedziałam: Proszę się ode mnie odczepić!
Usłyszałam:
- Won! ...Idź już!

Nigdy wcześniej nie usłyszałam słowa "Won!"...
Dla mnie jest to ostateczne wygonienie kogoś/czegoś z życia.

Ps. Ta sytuacja kosztowała moją psychikę wiele...
Ale też nauczyła mnie, że potrzebujących należy wpierać
w ukryciu.


Oni to docenią, a reszta niech się... pławi w swojej złości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz