Walentynki...
Za moich, zielonych lat, nikt w Polsce o takim święcie nie miał pojęcia!
Był stan wojenny, puste sklepy, kartki na żywność, ale ...były randki
Jednej z nich nie zapomnę nigdy...
Za moich, zielonych lat, nikt w Polsce o takim święcie nie miał pojęcia!
Był stan wojenny, puste sklepy, kartki na żywność, ale ...były randki

Jednej z nich nie zapomnę nigdy...
Młody oficer, po krótkiej znajomości, zaprosił mnie na kolację do kasyna.
- Oooo, wreszcie zjem coś dobrego!
- Oooo, wreszcie zjem coś dobrego!
Ładnie się ubrałam, żeby nie przynieść mu wstydu, i wygłodniała
pobiegłam na umówione miejsce.
Do kasyna nie mieli wstępu zwykli śmiertelnicy, więc czułam się wyróżniona.
pobiegłam na umówione miejsce.
Do kasyna nie mieli wstępu zwykli śmiertelnicy, więc czułam się wyróżniona.
Wnętrze obiegało od mojego wyobrażenia, ale przełknęłam ślinę i usiadłam przy stoliku.
Podeszła kelnerka.
- Co nam pani może zaproponować do zjedzenia? - zapytał mój partner.
- Jest bigos i fasolka po bretońsku.
( No to zapowiada mi się "prawdziwa uczta" - pomyślałam w ułamku sekundy)
- Co nam pani może zaproponować do zjedzenia? - zapytał mój partner.
- Jest bigos i fasolka po bretońsku.
( No to zapowiada mi się "prawdziwa uczta" - pomyślałam w ułamku sekundy)
- A CO TAŃSZE? - zapytał oficer
O mało nie spadłam z krzesła!!!
- Fasolka.
- To proszę 2 razy bigos!
- To proszę 2 razy bigos!
Ps. To się nazywa GEST!
A jakie "poczucie humoru"...
Na bigosie, droższym od fasolki, zakończyła się nasza znajomość.
A jakie "poczucie humoru"...
Na bigosie, droższym od fasolki, zakończyła się nasza znajomość.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz