sobota, 15 września 2018

Czekolada!

Często zapominam o jedzeniu... Może to zwykła skleroza, nie wiem. W każdym razie, jak sobie o nim przypomnę, to odczuwam niesamowity głód. Wręcz taki, że ugryzłabym lodówkę.
Jednak niejednokrotnie przypomina mi się o jedzeniu w czasie jazdy samochodem. Jakoś auto nie kojarzy mi się z czymś smacznym, więc kieruję się do najbliższego sklepu.
Plan mam zwykle podobny:
- Kupię sobie 10 czekolad! Jedną zjem jeszcze w sklepie, do kasy zaniosę tylko opakowanie.
Rzeczywiście, zrobiłam tak kilka razy, dosyć dawno temu. Ostatnio pomysł mam ten sam, ale jak widzę na półkach dziesiątki czekolad, to ochota mi mija i wychodzę ze sklepu dalej głodna.
Dzisiaj głód również mnie napadł w drodze z galerii. Ale na parkingu pod sklepem zapaliła mi się w głowie czerwona lampka. 
- Przecież mam w torbie galaretki, które kupiłam kilka tygodni temu! Zjadłam jedną i o stoisku z czekoladami zapomniałam  
   Dopiero ok. 23:30, w trakcie malowania pejzażu ze zbożem, przypomniało mi się, że nie jadłam           obiadu. ...Galaretka była śniadaniem  
   Jak znam życie, wstanę o świcie, koło południa i pierwszą myślą będzie kupienie 10-ciu czekolad. 
   W lodówce mam światło i musztardę, więc plan pewnie będzie ten sam... 
   Sklerozo, daj żyć! ...albo jeść, raczej.

piątek, 14 września 2018

Motylek...

Wczoraj na ścianie zauważyłam jakieś maleństwo... Taką centymetrową gąsieniczkę.
- Oj, biedactwo... -  i na skrawku papieru przeniosłam ją na parapet za oknem.
Po godzinie zauważyłam drugą i zrobiłam to samo, bo myślałam, że to przyszły motylek.

Moje papugi przyleciały do kuchni i zaczęły ze sobą gadać głośniej niż zwykle...
Nie wiedziałam o co im chodzi. Siedziały na szafkach, więc podniosłam głowę wyżej
niż zazwyczaj i zobaczyłam co je drażni.
Na suficie było kilkanaście larw podobnych do tych, którym dałam wolność.
- Cheloł, co za dużo, to nie zdrowo!

Wyniosłam ptaki do ich pokoju i wypowiedziałam wojnę temu czego do domu
nie zaprosiłam.
Walka była bezkrwawa, bo zdejmowałam "gąsieniczki" starym kłębkiem wełny
zamotanym na drążku miotły. Ale skuteczna.

Po powrocie z pracowni znowu zobaczyłam "gości" na suficie...
- O nie! Tego już za dużo!
W pierwszej chwili miałam ochotę umyć kuchnię domestosem, ...z sufitem włącznie.
- Spokój! - pomyślałam - Spokojnie podejdź do problemu. Nie panikuj, bo narobisz smrodu
i nie zaśniesz!
W ciągu kilku minut opracowałam strategię...
- Trzeba znaleźć gniazdo! Potem dezynfekcja!
Zaczęłam wymiatać spod szafek to co znalazło się tam całkiem niedawno.
Poza zwykłym kurzem wymiotłam okazałą ćmę... Nieboszczkę zresztą.

Jej dzieci pojawiły się ponownie, po ok. 2-ch godzinach, ale już mniejszej ilości.
Nie myślę już o nich jak o przyszłych pięknych motylkach. Szorstką miotłą zgarniam
z sufitu i wynoszę na balkon. Daję wolność, w pewnym sensie....

Ps. Do tej pory nie wiedziałam dlaczego określenie "larwa" ma zabarwienie
pejoratywne. Od kilkunastu godzin wiem....

czwartek, 13 września 2018

Słowo

Jest zaledwie kilka rzeczy lub sytuacji, których nie lubię.
Są to skupiska ludzi i środki komunikacji publicznej...
Ponieważ oddałam auto do warsztatu musiałam zmierzyć się
z moją apatią.
Przygotowałam się na podróż autobusem tak, żeby nie maszerować
bez sensu przez pół miasta. Znalazłam 677, który miał mnie dowieźć
w okolicę mechanika.
Z domu wyszłam nieco wcześniej, żeby się nie spóźnić.
Rozmawiałam przez telefon z fachowcem, ale spostrzegłam, że
nadjeżdża 677, więc zakończyłam rozmowę i biegłam za autobusem,
który stał już na przystanku.
Czekał na mnie. Podziękowałam podniesioną dłonią i wsiadłam
na pokład.
- Taki kierowca to skarb! Czeka na dobiegających pasażerów... -
pomyślałam kasując bilet.
Usiadłam w dziwnie luźnym otoczeniu pasażerów i stwierdziłam,
że z tą komunikacją nie jest tak źle, jak myślałam. Wyrozumiały
kierowca, pełno wolnych siedzeń... automatyczne zapowiadanie
przystanków.
- Spoko! Jest OK! Myliłam się.

Przy dworcu PKP wysiadła większość pasażerów....
- Hmmm.... To zaczyna być dziwne.
Na tablicy świetlnej ukazał się napis STOP.
A kierowca ustawił się na środkowym pasie jezdni, choć według mnie,
miał skręcić w prawo.
To mnie zaniepokoiło...
Podeszłam do kierowcy i zapytałam czy nie jedzie na Trynek.
- Powinna pani czytać gdzie autobus jedzie - usłyszłam
- Biegłam za pana autobusem... Nie widziałam przedniej tablicy.
677 jeździ na Toruńską, więc wsiadłam.
- Ten kurs nie jeździ! Wyrzucę panią na Piwnej.
- Dziękuję!
Nie wyrzucił mnie dosłownie, ale otworzył drzwi.
Wysiadłam i popędziłam na następny przystanek, żeby dotrzeć
do celu.
W czasie tych kilku minut zastanawiałam się nad słowem "wyrzucę"...
Czy nie mogłam usłyszeć "wysadzę panią" lub "pozwolę pani wysiąść, jak
będę mógł się zatrzymać"?

Hmmm... a może przywiązuję za dużą wagę do słów, które słyszę?

środa, 12 września 2018

Stara lampa

Zadzwoniła do mnie koleżanka i powiedziała, że wyrzuciła dzisiaj rzeczy,
które nie były jej potrzebne przez rok. Przyznałam jej rację.
- Ja też muszę zrobić porządek... - pomyślałam, bo w przedpokoju przeszłam
obok lampy, którą kilka dni temu wyjęłam ze schowka.
Tę lampę kupiłam 25 lat temu... Była zjawiskiem na rynku, bo w żywicę wtopiono
kwitnące trawy. Dla mnie była czymś niezwykłym.
Znalazłam już dla niej miejsce, na najwyższej półce szafy, ale jak miałam ją tam
umieścić, zobaczyłam duże rozwarstwienie na czaszy.
To był znak, że nie ma sensu przetrzymywać czegoś na siłę. Czas zrobił swoje...
Decyzja zapadła - ŚMIETNIK!
Wychodziłam z klatki schodowej trzymając w objęciach wielki klosz mojej ulubionej
lampy i natknęłam się na sąsiada.
- Wyprowadza się pani?!
- Nie! Wyprowadzam tylko niektóre rzeczy.

Ps. Wyrzuciłam lampę... Podobała mi się, przyznaję... Ale chyba od początku była
skazana na niechęć, bo jak ją sobie wybrałam usłyszałam:
- Idź z nią 5 kroków przede mną lub za mną!


środa, 11 lipca 2018

Łapka w górę!

Wieczorem, w drodze do domu, minęła mnie sąsiadka z pierwszego piętra.
- Dobry wieczór!
- O, dobry wieczór! Borys, chodź szybciej, bo chce mi się siusiu! - usłyszałam
w odpowiedzi.
Pani popędzała swojego psiaka, który wyraźnie był zmęczony.
Borys przy krzaczku podniósł nóżkę i sąsiadka się zatrzymała.
- Ha! Jemu też się chciało... - i już razem szłyśmy do klatki schodowej.
- Przeszliśmy dzisiaj parę kilometrów, ale trzeba chodzić. Pogoda odpowiednia,
więc można było polatać.
- Widać to po pani sylwetce.
- Dziękuję! Mam 64 lata, mieszkam sama i martwiłam się o swoje zdrowie.
No to poszłam do schroniska i wzięłam sobie Borysa.
- Brawo! Pani wygląda jak nastolatka, a psiak jest szczęśliwy.
- A co sama miałam chodzić?! Moja jedna koleżanka woli seriale, drugiej
wiecznie coś dolega...
Stanęłyśmy przed windą i już wiedziałam, że nasza rozmowa za chwilę się
skończy.
Poczochrałam po główce Borysa, pożegnałam sąsiadkę i na pierwszym piętrze
w windzie zostałam sama.
- Hmm... - uśmiechnęłam się sama do siebie - Chcę spotykać więcej takich
ludzi i takich zwierząt!!!

Zdjęcie z internetu.

wtorek, 10 lipca 2018

Plan na jutro

Zwykle przed snem robię plan na następny dzień.
Czasami ktoś lub coś mi go rozwala, ale może jutro będzie tak jak sobie zapisałam:
- podziękować Bogu, że się obudziłam zdrowa i sprawna.
- przeczytać Krainę Zielonego Pojęcia.
- dać proso i wodę papugom.
- wymiziać Maka - o tym, właściwie, sam mi przypomni...
- ugotować żurek.
- przekonać mamę do wyprasowania sterty ciuchów.
- spodziewać się deszczu, bo podlewanie ogrodu przekracza moje siły.
- pojechać do pracowni, żeby namalować coś ładnego, mimo, że nikomu
niepotrzebnego.
- wrócić do domu o zachodzie słońca i usiąść na balkonie.
- wykąpać się.
- przeczytać coś mądrego.
- zasnąć.

Mam nadzieję, że nie oczekuję zbyt wiele...
.........................................................................................................................

Jeśli też robicie plany, to proszę, napiszcie.

sobota, 7 lipca 2018

Plaster bez opatrunku, tym razem.

Słyszeliście kiedyś o koncepcji cięcia roślin, czyli wszystkiego co się da, żeby je suszyć,
a potem to spalać, a następnie popiołem posypywać trawnik?
Ja, taką interpretację życia dojrzałych roślin, które podobno trzeba ścinać  (czyli gałęzie winorośli)
uważam za barbarzyństwo. Były cudnie zielone, krzewiły się jak w raju. Zachwycały dorodnością
wielkich liści i gronami owoców.
"Ekspertka" kilka dni temu, stwierdziła, że gałęzie winorośli należy ściąć.
Nie wiedziałam o tej decyzji, bo swego czasu, dałam jej wolność, żeby była szczęśliwa.
Zobaczyłam to co zrobiła dwa dni temu. Ze ściany zieloności został tylko jej konający fragment.
Brązowe liście, kikuty łodyg...  Kikuty były również na płocie. A ten  na sośnie prawie uderzył mnie w czoło...
A pod winoroślą sterta obumarłych gałęzi przeznaczona na popiół.
Następny plan pani "prezes", jak nazywają ją sąsiedzi, to wycięcie kocimiętki, na której siadają setki
owadów.

Szkoda, że "guru ogrodnictwa" nie pomyśli o innych...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ten ogródek miał być radością dla tych, których kocham...
- I znowu mi nie wyszło.


piątek, 6 lipca 2018

Dla Margolette A.

- Tak! Znowu trzeba iść spać! - pomyślałam właśnie.
Zdaję sobie sprawę, że nikt normalny tak nie myśli, ale trudno...

Już tłumaczę dlaczego boję się położyć do łóżka.
To, że miewam dziwne sny, wiecie nie od dziś.
Czasami Wam o nich piszę. Może nie każdego one interesują,
ale przed chwilą Margo, napisała mi, że czyta :)

Otóż wczoraj, po trudnych chwilach, zalana łzami, nad ranem zasnęłam.
Znalazłam się w starym sadzie i zbierałam z ziemi jabłka.
Niemal każdy owoc był robaczywy, co mnie cieszyło, bo wiedziałam,
że jest prawdziwy, zdrowy. Zbierałam te jabłuszka z myślą o upieczeniu
szarlotki dla znajomych.
Pamiętam, że z perfekcją obierałam jabłka i tylko nienaruszone kawałki
wrzucałam do miseczki. Ciasto wyrobiłam na maśle.
Upiekłam pachnącą, rumianą szarlotkę. Wielką, dla kilkudziesięciu osób.
Bardzo cieszyłam się na przybycie moich gości.
Czekałam, czekałam, czekałam...
Goście przyszli, ale szarlotka była już pokryta pleśnią...

czwartek, 5 lipca 2018

Ta historia jest metaforą...

Gdy, jako dziecko, oglądałam bajki Disney,a, chciałam mieszkać w zamku na skale
i widzieć wszystko z góry...
Z biegiem czasu uznałam, że ta skała jest za wysoka, żeby z niej codziennie schodzić
i wchodzić z powrotem do domu. Bo siedzenie w jednym miejscu wydałało mi się jakimś
ograniczeniem.
- Widok piękny, komnaty przestronne, ...ale co dalej? - myślałam.

Upłynęły kolejne lata, dużo się w nich wydarzyło i przyszło dziwne doświadczenie!
- Nie, nie zostałam księżniczką! :) Nie dostałam też zamku na skale...

Niedawno zaproponowałam moim siostrznicom bawialnię, taką w cenrtum handlowym.
Były przeszczęśliwe, a jest wielka, z dużą ilością atrakcji.
Pani przy drzwiach zapytała o wiek mniejszej.
- 3 latka - odpowiedziałam
- To pani wchodzi jako opiekunka dziecka.
- Ok!

Dziewczynki nie wiedziały którą konstrukcję wybrać... Wszędzie chciały wejść
i się bawić.
Nagle Ninka wskazała palcem w górę, czyli na piętrowy zamek.

Pola, oczywiście, podążyła jej śladem, a ja nie miałam innego wyjścia, bo miałam
dbać o bezpieczenstwo malucha, i też wdrapywałam się na górę, chociaż otwory były
przeznaczone dla dzieci.
W końcu stanęłam na wieży zamku i ...zrobiło mi się słabo.
- Nie zjadę po tej rurze! Ani na tej zjeżdżalni! ... Nie skoczę też!
Było zbyt wysoko, żebym nawet skoczyła.

Ogarnął mnie również strach o 3-letnią Polę.
- Nisia da radę, bo jest wysportowana, ale Pola patrzy na mnie... Też się boi.
Uśmiechnęłam się do małej porozumiewawczo. Powiedziałam, że schodzimy, i cyknęłam
zdjęcie z wysokości.


- Zdobyłyśmy wieżę tego zamku? - zapytałam
- Taaaak - usłyszałam z małych usteczek.

Schodziłyśmy tą samą drogą, ale z dużą uważnością na siebie.
Zeszłyśmy z tej cholernej wieży zamku i chyba obie, tymczasem, nie chcemy być
księżniczkami...

-------------------------------------------------------------------------------

Ta historia jest metaforą.
Chcę powiedzieć, mojej koleżance, że da radę "zejść" do normalności, po tym co ją spotkało.
- Gosiu, wspieram Cię! Wiesz to, od dawna. Wygrasz!

poniedziałek, 2 lipca 2018

Konik polny

W polskiej kulturze konik polny bywa symbolem lekkomyślności i braku dbałości o przyszłość... -
wyczytałam w Wikipedii.

Podlewałam ogródek i przyglądałam się roślinom. Niektóre błagały o wodę, te silniejsze jakby
dziękowały... Niby prosta czynność, a dająca wiele do myślenia.

Nagle, na liściu żurawki, zobaczyłam konika polnego.
Pobiegłam po telefon, żeby mu zrobić zdjęcie, bo ...patrzył na mnie z sympatią.
Wróciłam, gotowa do sfotografowania jegomościa, a ten pokazał mi... tylną część ciała.


- O, ty niewdzięczniku! - pomyślałam - Zauważyłam, że jesteś, że żyjesz, podlałam roślinę, na której siedzisz, a ty do mnie dupą?!

Ps. Już zaczynam się gubić, kto z czego, albo co z kogo bierze przykład....


środa, 20 czerwca 2018

Syrena


Uwielbiam te kreatywne dni z dziećmi...
Zapominam o wszystkim, byle sprawić radość dzieciakom.

- Ciociu, chcę być syreną, z długim ogonem.
- Taki wystarczy? - zapytałam po kilku minutach zasypywania nóżek Ninki.
- Nie, dłuższym. Takim wąskim na dole.
- OK

W końcu dostałam akceptację.
- Ale ja nie mam piersi! - usłyszałam.

I to była chwila, której nie lubię.
Nie miałam pomysłu na biust dla 8-latki, siedzącej w piaskownicy....

poniedziałek, 18 czerwca 2018

Ożeszjakjawyglądam?

Po kilku tygodniach czekania na owoc mojej pracy galeria w Katowicach
zaprosiła mnie, bo miała dla mnie kasę. 
Kaskę, raczej. ale bardzo mnie to ucieszyło.
Przed lustrem stałam dłużej, niż zwykle, bo chciałam wyglądać dobrze.
Wybierałam się, w końcu, do wielkiego miasta, gdzie królują sztuczne rzęsy...

Zrobiłam sobie  jednak makijaż po swojemu, taki skromny, i szybko wyszłam
z domu.
Zanim przyjechała winda kichnęłam kilka razy.

Przed wyjściem za auta, w mieście wojewódzkim, skierowałam lusterko
na siebie....
- Ożeszjakjawyglądam?jakjakaśpacynkazapłakana....

Powycierałam się czym mogłam i poszłam po pieniądze.
- Nie przywiozła pani nic? - zapytał szef galerii.
- Nic, bo słabo widzę.  Po ostatnim zapaleniu spojówek wzrok mi się pogorszył
i nie widzę wszystkiego.
- Pani Doroto, niech pani przywiezie swoje prace.
- Panie Marcinie, widzi pan jak ja wyglądam?  Nie widzę nawet siebie!
- Dobrze. I ładne pani pachnie...

Ps. I co Wy na to?





sobota, 16 czerwca 2018

Dojrzewanie

Kolejną noc spędzam przy maszynie do szycia, bo chcę uszyć sukienkę mamie.
Jestem już bliska końca, ale co rusz, opadają mi ręce, bo czuję opór...
Tkanina - jersey jest zbyt "żywotna". Szpilki za grube, Nici za jedwabne... rwą się.
Maszyna nie łapie ściegu...
Walnęłam tym szyciem i postanowiłam posprzątać mieszkanie.

Wzięłam do ręki reklamówkę, która leżała w przedpokoju kilka dni i byłam
zdziwiona, że jest cięższa od innych, złożonych wcześniej...
Wypadł mi z niej ser, o którym zapomniałam.



Jest mięciutki, dojrzały... :)

Dotykałam go przez chwilę i zastanawiałam się czym jest dojrzałość,
...bo podobno, dobry ser musi dojrzeć.

Doszłam do wniosku, że dojrzałość to miękkość w każdej strefie życia:
- w relacjach międzyludzkich
- w ocenianiu tego, co dzieje się wokół
- w cenieniu tego, że możemy usłyszeć, zobaczyć, przeczytać,  poczuć...
- w chęci pomocy tym, którzy nie mają daru walki
- w zrozumieniu, że ktoś, jak ja, nie umie skończyć szycia tej sukienki...





piątek, 15 czerwca 2018

Żal

Wczoraj w second handzie szukałam oryginalnych tkanin.
Udało mi się znaleźć 3 po 9,99 sł, w których zamierzam uszyć coś fajnego.

Okazało się, że w sklepie tym była moja uczennica. Dziewczyna, która miała
u mnie staż po szkole. Po stażu była bez pracy. Błagała mnie ze łzami w oczach,
żeby załatwić jej pracę w firmie.
Pamiętam, że przez kilka tygodni męczyłam prezesa, żeby ją zatrudnił, bo
widziałam w niej potencjał i desperację w dążeniu do celu.
Dostała pracę. ...W sekretariacie firmy.
Cieszyłam się bardzo.

A wczoraj, ta dziewczyna minęła mnie jak kogoś obcego gdy byłam przy kasie....

Ps.
- Pamiętam Twoją twarz, Dziewczyno, pamiętam Twoje imię i nazwisko ( panieńskie)
Pamiętam jak o Ciebie walczyłam...
A Ty dzisiaj, kiedy masz pracę dzięki mojej desperacji, nie potrafisz mi powiedzieć
"dzień dobry" i udajesz, że mnie nie widzisz.
Nic nie kupiłaś w tym second handzie, widziałam :)
Ja, Cię onieśmieliłam, czy zawstydziłaś się tym miejscem, będąc sekretarką prezesa?

środa, 13 czerwca 2018

Asertywność

W trakcie spotkania ze znajomymi zadzwonił mój telefon...
Spojrzałam na wyświetlacz i włożyłam komórkę z powrotem do torebki.
- Odbierz, spoko!
- Nieee... Już nie odbieram telefonów od kogoś, kogo nie znam. A tego numeru
nie mam w kontaktach - uśmiechnęłam się jak jakiś zwycięzca.

Dużo czasu zajęło mi uczenie się ignorowania niechcianych połączeń...
Przez 2 lata usiłowałam sprzedać mieszkanie.
Każdy dźwięk telefonu dawał mi nadzieję na realizację planów.  Naciskałam
zieloną słuchawkę kilka razy dziennie.
Jak z automatu, słyszałam:
- Dzień dobry, nazywam się ...Jakaśtam lub Jakiśtam i chcę zaproponować
pani nadzwyczajną promocję ...czegośtam w supercenie, pod warunkiem, że ...
itd.
Odbierałam te telefony i mówiłam, że nie potrzebuję tych garnków, tego materaca,
tej pościeli, nie mam czasu na degustację wina, nie jestem zainteresowana tym,
...darmowym zegarkiem.
Ostatnia rozmówczyni zachęcała mnie do zbadania jakichś przepływów.
Nie pamiętam skąd dokąd, ale była bardzo miła.
- Proszę pani, zdaję sobie sprawę, że to pani praca i otrzymuje pani za nią
wynagrodzenie, ale ja nie jestem pani klientką. Jestem zdrowa, czuję się dobrze,
i myślę, że przepływy u mnie są sprawne...
- Ale może trzeba sprawdzić! - usłyszałam ton desperacji.
- Nie mam takiej potrzeby. Chcę tylko spokoju. Życzę pani dobrego dnia.
- Dziękuję.



Teraz, jak widzę nieznany numer telefonu, zanim nacisnę zieloną słuchawkę,
sprawdzam w necie kto dzwonił. Czuję się dużo lepiej, mimo  że ktoś nie zrobi planu :)





poniedziałek, 11 czerwca 2018

Wdzięczność

Za mną dobry dzień, jestem za niego wdzięczna.

Ale... nie był taki dla wszystkich.
Wieczorem, przed zachodem słońca mknęłam przez pewną wieś.
W powietrzu unosił się zapach skoszonej łąki.
Zrobiłam duży wdech, żeby nasycić się cudownym zapachem.

I o mało nie udławiłam się tym powietrzem, bo zobaczyłam helikopter,
ratowniczy... "siedzący" w zbożu....  Miał włączone światła ostrzegawcze.

(to zdjęcie jest z internetu)

Szybko zorientowałam się, że dzieje się coś złego, drastycznego...
Na mijanej posesji stał ambulans, a ratownicy medyczni nerwowo kogoś
ratowali ...w ogródku, przed domem.
Nie zatrzymałam się, bo nie chciałam dołączyć do gapiów.
Mijałam grupki sąsiadów, którzy pewnie dopingowali medykom.
- Nie pomogę... Nie znam się na chorobach, wypadkach.... Oby ta sytuacja
skończyła się szczęśliwie.- pomyślałam ze smutkiem.

Pojechałam dalej, już leśną drogą.
Poganiał mnie kierowca TIR-a, ale po kilku minutach zrozumiał, że nie jestem w nastroju
do ścigania się.  Grzecznie jechał za mną i pewnie też myślał o zdarzeniu sprzed kilku
kilometrów...
Może nawet, jak ja, o wdzięczności za to, że możemy jechać drogą przez las i jesteśmy zdrowi, sprawni i ... świadomi?  Nie wiem.

Ja jestem wdzięczna za ten dzień, bo był dla mnie łaskawy i  miałam szczęście minąć nieszczęście...

Jestem wdzięczna TOBIE, i Tobie, i tobie... DZIĘKUJĘ za wszystko!

czwartek, 7 czerwca 2018

Inspiracja

Codziennie obiecuję sobie, że skończę pracę przed północą. Słowo!
Ale, z powodu różnych pomysłów, rzadko mi się to udaje.

Przed chwilą (jest 1:20) skończyłam dwa projekty tunik na upały.
A nawet je wstępnie zrealizowałam... Jestem zadowolona!
Cieszę się, bo będą takie, jak lubię - wygodne, a jednocześnie zwiewne,
takie kobiece.

Zastanawiacie się pewnie skąd czerpię inspiracje...
Ano z ulicy, z obserwacji ubioru pań w mieście.
Przyznaję, że jest ona jakąś odwrotnością tego co widzę, bo czasami
biorę głęboki oddech.

Przykład:
Stałam w korku, a upał był nieziemski.
Patrzyłam na ludzi oczekujących na zielone światło na przejściu dla pieszych.
Oniemiałam, jak zobaczyłam dziewczynę o włosach czarno-błękitnych, ubraną w czarne,
zwiewne ciuchy, "zatopioną" w zimowych kozakach... Takich ciepłych, po łydki.
- Dziewczynko - pomyślałam - te kozaki zdejmij w łazience i umyj nóżki,
zanim temu chłopaczkowi, który jest w ciebie zapatrzony, zaproponujesz
nawet wodę mineralną.
Chłopak obok "gwiazdy" był przygotowany na pracę gruczołów potowych,
więc ubrał się odpowiednio do temperatury.
Co było dalej nie wiem, bo zapaliło mi się zielone światło...

Na następnym skrzyżowaniu zauważyłam kobietę po 50-tce, ubraną w lekką
sukienkę.
- Wygląda super! Mogłaby być matką tamtej dziewczyny, a zwraca pozytywną
uwagę, wręcz podziw... Nie cierpi w tym co nosi, nie musi niczego demonstrować...

I o to mi chodzi!



poniedziałek, 4 czerwca 2018

Ciacho

Zostało ok. 5 minut do wyjęcia ciasta z piekarnika, więc wyszłam na balkon,
żeby podlać rośliny.
W miejscu, gdzie teraz zachodzi słońce zobaczyłam niebo dużo jaśniejsze
niż zwykle...
- Czyżby nasza planeta Ziemia zawróciła i teraz na zachodzie wzejdzie Słońce?! - pomyślałam.
- A co by było, gdyby tak się stało?
- Wracalibyśmy w dobowym rytmie do przeszłości?
- Przeżywalibyśmy swoje życie jeszcze raz, ze świadomością tego co było?
- Nie moglibyśmy niczego zmienić, poprawić... Taki film od tyłu.
- Bylibyśmy coraz młodsi, może ładniejsi, sprawniejsi. Hmm... Ale coraz głupsi,
mniej doświadczeni, naiwni...
- Z czasem też zniknęłyby dzieci, a pojawiły się osoby, które odeszły.

Myślałam tak nad tym odwrotem do momentu, w którym poczułam ciasto
w piekarniku... Na szczęście się nie spaliło!



A wracając do przeszłości, to w tym odwrotnym biegu ziemi, znowu zdarzyłaby
mi się sytuacja sprzed wielu lat:
- Upiekę dzisiaj jakieś ciacho! - krzyknęłam radośnie.
Po czym usłyszałam powolny, niski, męski głos:
- Nieeee... Znowu trzeba będzie wzywać straż pożarną...


niedziela, 3 czerwca 2018

Wolność

Godzinę temu wyprasowałam tę tkaninę, bo mam pomysł na uszycie z niej letniej kiecki.
- Fajna bawełna, taka jaką lubię, i w moich kolorach. - pomyślałam rozkładając ją na podłodze.



Przez kilka minut przyglądałam się "kobiecie", na widok której od 1886 roku serca milionów
ludzi biją szybciej. Wzbudza nadzieję, energię, jest pragnieniem, celem...

- Ładna ona raczej nie jest... 
- Ale jaką ma moc! - odpowiedziałam sobie.

Ps. Dziewczyny, same widzicie, że to nie uroda przyciąga.
To coś, czego nie opiszę, bo muszę iść już spać. Paaaa....

sobota, 2 czerwca 2018

Koniec

Niejednokrotnie, kiedy wyciskam farbę z tuby, tak do ostateczności, myślę:
- najwyższa pora na koniec malowania...
Potem znajduję inne kolory, żeby zastąpić ten wyciśnięty, i maluję dalej.
Ale jest taka biel lub czerń, których nie da się namieszać z innych farb...

Właściwie to tak jak w życiu...
Bez uszczelki nie naprawisz cieknącego kranu
Bez jarzyn nie zrobisz sałatki
Bez benzyny nie pojedziesz
Bez pomysłu nie zrobisz czegoś ładnego
Bez akceptacji tego co robisz rzucasz to w kąt
Bez lekarstwa na dolegliwość poddajesz się i myślisz, że tuba zostala
wyciśnięta maksymalnie i to koniec.


Takie "końce" mam na każdym kroku... Od wieku lat.
Jednak po każdym końcu zaczyna się coś nowego...
Oczywiście to nowe mnie nie zawsze zachwyca, bo często jest substytutem
tego co się skończyło...
Ale, z przykrością, myślę, że substytuty też mi się kończą...

Przed OSTATECZNYM KOŃCEM, chciałabym przeżyć TRZECIĄ POŁOWĘ
ŻYCIA, ... taką bez wyciskanych tub na maksa :)

Ps. Jeśli potrzebujesz Ty też takiego czasu, daj mi znać. Jakoś to przebrniemy :)

piątek, 1 czerwca 2018

Bezczelność

Zaparkowałam pod pracownią i zaniemówiłam...
Między kostką brukową zobaczyłam kwitnącego maka!
Schyliłam się nad nim i po cichu powiedziałam:
- Wiesz co? ...Nie masz prawa tu rosnąć, bo to miejsce nie dla ciebie.
Tu ma być gładko, kamiennie, rośliny na parkingu są niemile widziane,
więc to, że tu wyrosłeś uważam za bezczelność!

Na koniec uśmiechnęłam się do niego i pstryknęłam mu zdjęcie.



W pracowni robiłam sobie herbatę i myślałam o tym maczku.
- Skąd on się wziął w centrum miasta?
- Między kamieniami jest tak mało gleby, że trawa nie ma szans...
- Pewnie zaraz zginie w "tragicznych" okolicznościach.
Itd.

Pomyślałam też, że brakuje mi takiego nieliczenia się z okolicznościami,
warunkami, ...wręcz tupetu, żeby "zasiać się" gdziekolwiek.

Ale może ten mak wyrósł po to, żebym uznała brak bezczelności jako
zaletę? Nie wiem...

czwartek, 31 maja 2018

Dziecko

Pierwszego czerwca, każdego roku, wracam do swoich życzeń, sprzed
wielu, wielu lat...
Najstarsze, jakie pamiętam, dotyczyło zakończenia roku szkolnego
i wyjechania na całe wakacje gdzieś na wieś.
Moje koleżanki i koledzy w podwórka w pierwszy dzień wakacji wyjeżdżali
do dziadków lub wujostwa więc i ja tak chciałam...
Ale nigdy mi się to nie udało.
Pod koniec sierpnia moi rówieśnicy przywozili wspaniałe wspomnienia, których
słuchałam z zapartym tchem.
Moja rodzina mieszkała w promieniu dwóch przystanków autobusowych
więc poza przymusowymi koloniami i wczasami z rodzicami, nie miałam
żadnych złudzeń.

Dorosłam i zapomniałam o tamtych pragnieniach.

Ok. 20 lat temu moja firma zafundowała nam (z funduszu socjalnego)
wyjazd na majówkę do Chorwacji.
Po drodze, patrząc na uroki Słowenii, zaplanowałam sobie przeprowadzenie się
tam na starość. Cudowne widoki i klimat zakręciły w mojej głowie....

W Chorwacji zakochałam się w kamieniach na uliczkach, ....mimo słabej
pogody.
Krążyliśmy od knajpki do knajpki, jedliśmy ryby i piliśmy wino, ale brakowało
nam słońca.

Poprosiłam kogoś o zrobienie zdjęcia półwyspu, z którego wróciliśmy do hotelu
na piechotę.
- Jest już za ciemno!
- Widać półwysep?
- Widać... ale...
- Rób zdjęcie! Kiedyś tam wrócę i zrobię sobie piękne wakacje.
- OK!

.
Zapomniałam o tym pomyśle, bo w międzyczasie wydarzyło się, wiele nieprzewidzianych
wówczas sytuacji....

Dzisiaj jest Dzień Dziecka, i znowu nadszedł czas na wakacyjne plany...
Ale ja dzisiaj marzę, żeby siedzieć w moim domku i nigdzie nie wyjeżdżać :)



środa, 30 maja 2018

Śmierć

W zasadzie śmierci się nie boję...
To moment, w którym przejdę gdzieś, gdzie nigdy nie będę się już bała.
Teraz się boję tylko trzech sytuacji:
- powolnego konania w bólu, na szpitalnym łóżku
- spalenia się w pożarze
i
- UTONIĘCIA!

Sytuacje, kiedy ginę w wypadku samochodowym, mam już "prześnione"
i wstępnie przetestowane na drodze... Jestem kierowcą od prawie 40-tu lat,
wiec wiele przeżyłam i sporo widziałam.

Ta śmierć przez utonięcie bardzo mnie straszy...

Byłam kilkuletnią dziewczynką, jak ojciec stwierdził, że powinnam nauczyć się
pływania. Pokazał mi jak sam pływa, po czym uznał, że jeszcze kilka podstawowych
ruchów "na sucho", przekona mnie do unoszenia się na wodzie.
- Rozumiesz?!
- Chyba tak... - pamiętam, że stałam na pomoście i chciałam uciec z przerażenia.
Nie zdążyłam!
Ojciec popchnął mnie i wpadłam do jeziora!

Tonęłam!
Nie byłam na to przygotowana!
Wodę miałam w ustach, nosie, oczach i uszach... Szłam na dno.

Ostatnia myśl, jaka przyszła mi go głowy, patrząc na bąbelki powietrza, które
unosiły się nade mną, to ruchy rąk i nóg.
Wypłynęłam, cudem!

Nie wspominam dobrze tego zdarzenia, chociaż od tamtej sytuacji, jakoś utrzymuję się
na wodzie.
Uraz został, bo do dzisiaj nie wiem jakie są zasady wdechu i wydechu.

Kilka godzin temu, w aptece, poprosiłam o coś na rozluźnienie śluzu w nosie
i zatokach, bo wentylatory, klimatyzacje, nawiewy, w obecne upały, wysuszają
śluzówkę.
Miła pani zaproponowała mi cztery preparaty, w tym ten, który kupiłam.


Przeczytałam ulotkę, przyjrzałam się rysunkom, i pomyślałam:
- Boże! Nie chcę umierać przez utonięcie! Nie wleję w siebie 240 ml płynu, bo
utonę!

Zastosowałam się do zaleceń producenta i ...przeżyłam. Kolejny raz.

Ale ja już nie chcę tonąć!




poniedziałek, 28 maja 2018

Opór

Pewnie każdy z nas zabiera się, w końcu, na zrobienie czegoś, o czym
myślał od dłuższego czasu...
- Dzisiaj to zrobię! - wstajemy z taką decyzją z łóżka.
Nie ważne czy jest to coś banalnego, w rodzaju wyprasowania rzeczy
wyjętych z pralki, czy wymienienia uszczelki pod zlewozmywakiem...
lub przeczytaniem do końca książki, leżącej na nocnej szafce, czy też
coś, co zrodziło się w głowie i czeka na zmaterializowanie się.

Mnie, wczoraj, udało się zmaterializować wykrój tuniki, jaką sobie
wymyśliłam dawno temu...
Z cięciem tkaniny nie było problemu.
Gorzej było z fastrygowaniem, bo materiał wiotki.
Jakimś sposobem udało mi się złożyć wszystkie elementy i usiadłam
do maszyny. Zszywałam kilka minut.

Przymierzyłam, było prawie OK.

Musiałam zrobić małą poprawkę i usiadłam na kanapie, żeby wyciąć
trochę większy dekolt.

Nagle maszyna zaczęła szyć sobie a muzom.... O ok. 3 metry ode mnie!

- Zwariowała, tak jak ja! - wstałam i odłączyłam ją od prądu.

Patrzę teraz na tę nieskończoną tunikę i czytam napisy na tkaninie...
Może kiedyś uda mi się osiągnąć to co jest na niej wydrukowane.



Ps. Niestety, opór maszyny do szycia, stanowi w tym dużą przeszkodę....

niedziela, 27 maja 2018

?

Pani profesorowa podlewała ogródek, jak wieczorem wychodziłam z pracowni.
- Dobry wieczór! - krzyknęłam na jej widok.
Lubię z nią zamienić kilka słów, bo to miła, dystyngowana kobieta.
- O! Dobry wieczór - odpowiedziała z radością - Tak wcześnie pani dzisiaj
wyjeżdża... Zwykle pracuje pani do późnej nocy.
- Tak, dzisiaj wracam do domu wcześniej, bo nie mam co robić.
- Byłam na pani wystawie, tworzy pani piękne rzeczy!
- Bardzo dziękuję, to miłe - Nie chciałam drążyć tematu "ostatniego ogniwa
w łańcuchu pokarmowym", więc zmieniłam temat na ogródkowy.
Wymieniłyśmy się doznaniami z giełdy roślin.  Uznałyśmy zaangażowanie hodowców,
ich dorobek, determinację w sprzedaży w upale.

Pożegnałam się z miłą sąsiadką.

Ale dręczy mnie pytanie - dlaczego kilogram chałwy waniliowej kosztował tam 120,-zł!

sobota, 26 maja 2018

Cena

Zaczyna się czas jarmarków, targów rękodzieła, artyści wychodzą na ulice...

Czasami coś Wam się podoba i boicie się zapytać o cenę. Ja też się boję,
ale często pytam.
- 10,-zł. - słyszę odpowiedź.
Myślę, że to niemożliwe, bo wykonanie tej rzeczy zajęło twórcy ok. dwóch
godzin. W dodatku jest niepowtarzalna, jedyna taka na świecie!
Oglądam, dotykam...
- Oddam za 8,- złotych...
Kładę banknot i mówię, że nie chcę reszty.


Wzrok twórcy BEZCENNY!

Polecam to doznanie!




piątek, 25 maja 2018

Fotografia artystyczna

Od kilku godzin boli mnie głowa... Wiem z jakiego powodu!

Wieczorem byłam na wystawie cudnych zdjęć ukraińskiego artysty
Romana Gerynowicza.
Kilka dni temu dostałam zaproszenie i jak zobaczyłam zdjęcie wiodące,
wiedziałam, że jestem zainteresowana.

Pamiętam z dzieciństwa, że ojciec próbował mieć w domu ciemnię fotograficzną,
ale po kilku próbach odpuścił ze względu na warunki mieszkaniowe.
Pewnie sama się do tego przyczyniłam, bo jako kilkuletni malec, chciałam
wiedzieć co się dzieje w łazience, skoro jest tak starannie strzeżona...

Byłam nastolatką i zamarzyło mi się być fotografką.
Wtedy czas był łaskawy dla tych, którzy mieli "znajomości" lub "wejścia".
Moi rodzice takich nie mieli, więc musiałam zapomnieć o pracy w tym
zawodzie. Praktyki były głównym wymogiem...

W końcu kupiłam sobie sama najlepszy aparat,  jaki był dostępny.
Zdobyłam też dodatkowy obiektyw i "strzelałam" foty miejsc, które chciałam
uwiecznić.
Oczywiście, po wywołaniu zdjęć, wiele nie spełniało moich oczekiwań,
i darłam je na kawałeczki. Zostało tylko kilka, które przechowuję :)

Teraz, w dobie elektroniki, nie ma tamtego stresu - "czy aby dobrze wyszło?..."
Natychmiast widzimy czy zdjęcie jest dobre. Możemy powtórzyć, poprawić.
...I to mi się podoba!

Pociesza mnie fakt, że artyści fotografii robią tysiące zdjęć, a spośród nich
wybierają TO JEDNO.

Szkoda, że nie zapytałam pana Romana jaki procent jego prac mogliśmy
podziwiać na wystawie...

Cieszę się, że mogłam kupić kilkanaście wspaniałych zdjęć w małym formacie.
Teraz na nie patrzę i ...słucham jaką opowiadają historię.



środa, 23 maja 2018

Dziki bez

Dowiedziałam się dzisiaj o cudownym działaniu dzikiego bzu.
Właściwie dzięki mamie, bo wsiadła do samochodu z kilkoma
kwiatami.
W drodze do ogródka zachwalała tę roślinę, ale zastrzegła, że
musi być z terenów ekologicznych. Pomyślałam, że skoro to
taki skarb, pojadę polną drogą.
Znalazłyśmy jeden krzew, do którego był dogodny dostęp,
i mama zerwała kilkanaście kwiatów.



Przed chwilą sprawdziłam na YouTube jakie zalety ma ta roślina.
W wyszukiwarkę wrzuciłam "dziki bez".
Jako pierwszy otworzył mi się filmik pani Magdaleny M.
Usłyszałam, że  działa:
- moczopędnie
- napotnie
- przeciwgorączkowo
- wykrzuśnie
- zewnętrznie
- przeciwzapalnie
Cytuję dalej:
" Napary leczą nam nieżyty i stany zapalne dróg oddechowych.
Do przemywań zewnętrznych stosujemy przy zapaleniu skóry
i wypryskach. Płuczemy nim gardło i jamę ustną. I jednocześnie
...PIJEMY TEŻ DOUSTNIE..."

Ufff... Co za ulga, że można też pić doustnie! :)

wtorek, 22 maja 2018

Retrospekcja

Biegłam na pocztę, ale na moment zwolniłam, bo zobaczyłam "siebie"
sprzed wielu lat...
Na przeciwko mnie, wolnym krokiem, szła młoda kobieta. Miała może 35 lat.
Ubrana była w elegancką sukienkę, taką w moim stylu, beżowo czarną.
Buty miała z wysokiej półki... Na niewielkim obcasie.
Włosy nie za długie, praktyczne... ale kobiece.
- Jakaś "wysoka" urzędniczka - pomyślałam - Może menadżerka, której
podnoszą wymagania i straszą zwolnieniem jak nie zrobi planu.

Spojrzałyśmy na siebie z jakimś podziwem...
Ona smutnym wzrokiem ogarniała moje dżinsy i koszulę, a ja z podobnym
smutkiem patrzyłam na jej ubranie.
Nie było w jej oczach współczucia. Właściwie mogłabym powiedzieć,
że przyglądała mi się z nutką zazdrości. ...Mnie, kobiecie dużo starszej.

Minęłyśmy się w końcu i poczułam zapach jej drogich perfum.

Szłam na tę pocztę i myślałam, że kiedyś byłam taka sama...
Elegancko ubrana, pachnąca i myśląca o tym jak przetrwać.

Teraz też myślę jak przetrwać, ale w luźnych ciuchach i lżejszym
zapachu perfum :)


niedziela, 20 maja 2018

Czerwony

Co mój umysł ma wspólnego z czerwonym kolorem, ...nie wiem.
Wiem, natomiast, że jakoś podświadomie, gromadzę przedmioty
w tym kolorze.
Zauważyłam to już kilka lat temu, i część tej "kolekcji" wyrzuciłam.
Ale wciąż znajduję coś czerwonego...

Może to pozostałość z dzieciństwa, kiedy, nosiłam czerwone lakierki
i plisowaną spódniczkę, i słyszałam:
- o, jak ładnie ci w czerwonym!

Dziś wiem, że nie ładnie mi w czerwonym!
Staram się unikać tego koloru, jak ognia.

Jakieś 2 lata temu spróbowałam zmienić moje myślenie i włożyłam
czerwone spodnie na pewną imprezę.
- Ty, w czerwonym?! - zapytała mnie siostra, która nie wierzyła własnym
oczom.
- No tak, te spodnie pasowały mi do wisiora z ceramiki.

To był ostatni raz, kiedy ludzkość widziała mnie w czerwieni.

Ten kolor kojarzy mi się chyba z agresywnością, z natarczywym
wpływem... ale też z drastycznym nakazem, jak światło na skrzyżowaniu...
To nie ja! Nie utożsamiam się z tym kolorem, ...chociaż go podziwiam.

Dzisiaj zrobiłam remanent w moich ciuchach i znowu znalazłam
czerwony "skarb".
To sportowe spodnie 3/4 dla 10-ciolatka!

Nie wiem jak trafiły do mojego pudła ze spodniami, bo nie pamiętam...
Może kupiłam je dla Jaśka, żeby miał zapasowe jak zmoczy się pod
fontanną... Nie wiem.
W każdym razie nie myślałam o sobie, bo to spodnie dla dziecka.


Ja definitywnie kończę z kolorem czerwonym, więc jeśli ktoś chciałby te pumki,
to proszę o kontakt mailowy.

Pozdrawiam, CzarnoSzaroBeżowa.

środa, 16 maja 2018

Zarzut

Jeszcze dwa dni temu, po powrocie z pracowni, wychodziłam na balkon,
żeby podlać rośliny w doniczkach...
Dziś wyszłam, żeby sprawdzić czy nie pływają, bo ciągle pada.

W ubiegłym roku, kwiaty "gotowały się" w słońcu. Nie mogłam patrzeć
na ich omdlałe liście...
- A mogłam wsadzić do skrzynek rośliny skalne, odporne na słońce,
takie, które nie potrzebują wilgotnej gleby i rosną w każdych warunkach.

No i w tym roku tak zrobiłam...
Posadziłam różowe goździki, żeby było ładnie i pachnąco.
I właśnie zastanawiam się czy zrobiłam dobrze, bo obawiam się, że mają
za mokro.


- Eh!

Ciągle mam sobie coś do zarzucenia...
- a mogłam wsadzić lilie wodne
- a mogłam mieć dwie opcje...
- a mogłam przewidzieć
- a mogłam zrobić inaczej
- a mogłam nie zaczynać
- a mogłam nie kończyć
- a mogłam przemilczeć
- a mogłam...











piątek, 11 maja 2018

Lubię to!

Czwartkowe popołudnie spędziłam z Ninką i Polą, w ogródku.
Pogoda była piękna, więc buty zrzyciłyśmy zaraz po wejściu na trawę.
- Ciociu, no to w co się bawimy? - zapytała Ninka z szelmowskim uśmiechem.
- Zaraz wymyślę w co, ale teraz bolą mnie plecy i muszę chwilę odpocząć.
Rzeczywiście kręgosłup bolał mnie okrutnie.
Kilka dni stania przy sztaludze, z paletą w ręce lewej, a pędzlem w prawej,
bez żadnych podpórek, nie dało o tym wysiłku zapomnieć...
- Nooo, ale długo jeszcze?
- Zaraz zacznie działać tabletka i się bawimy - odpowiedziałam, chociaż
nie wierzyłam w tak szybkie działanie pigułki.
"Najpierw -- powoli -- jak żółw -- ociężale" ruszyła ciocia do gonienia
dziewczynek po ogródku. Potem był berek, później propozycja postawienia drabiny.
Na chwilę odetchnęłam z ulgą na leżaku, bo zostałam mianowana publicznością
pokazów akrobatycznych.
Ale po kilku minutach podeszła do mnie Pola i ze znudzona powiedziała:
- Mama, babcia, nie! Dosia! - baw się!
"Baw się" oznaczało "ruszaj się, nie siedź!".
Najzdrowszym dla mnie pomysłem była zabawa w ciepło-zimno, bo nie wymagała
drastycznych ruchów...
Chwilę zastanawiałyśmy się jaką rzecz możemy chować.
Kilka propozycji nie uzyskało wspólnej akceptacji. Aprobatę uzyskały żelki!
Okazało się, że przegrałam tę grę, bo nie wzięłam pod uwagę umieszczenia ich
na drzewie!
Krążyłam długo, słysząc - ciepło, ciepło, ale szukałam na ziemi...

Żeby odwrócić uwagę od mojej porażki, zaproponowałam dziewczynkom spacer
na plac zabaw.
Szłyśmy sobie spokojnie, wspominając ubiegłoroczne lato...
Ninka pamiętała karmienie rybek, malinowy ogród, ...gdzie kradłyśmy malinki,
poziomki na alejce, itp.

Pola stanęła oniemiała na widok piastkownicy, po czym popędziła do niej jak
szalona.
Miała 2 latka, jak pierwszy raz robiła w niej babki... :)

Weszłyśmy do mokrego piasku i spojrzałyśmy na siebie. Czułyśmy, że przyszło lato.

- Ciociu, a pamiętasz, jak byłaś syreną w zeszłym roku?

Tego bałam się najbardziej... Bo bycie syreną odchorowałam.
- Nisiuniu, ten piasek jest za mokry, żeby mnie nim przykrywać. Poczekajmy jak będzie
cieplej...

Żeby uchronić się od reumatyzmu wymyśliłam skok w dal.
Nie był to dobry pomysł, bo ja również musiałam rywalizować z dziewczynkami.

Zdobyłam co prawda II miejsce, ale tylko dlatego, że Pola ma 3 latka.

Ps. Jakby moja babcia widziała, że robię takie rzeczy, ubrana w krótkie spodenki,
z 60-tką na karku... popukałaby się w głowę!

wtorek, 1 maja 2018

Moje "perły"

Nie pamiętam słów Beaty Tyszkiewicz dokładnie, ale sens był dla mnie jasny...
Cytuję z pamięci " Jeśli kupujesz perły za duże pieniądze to myślisz, że masz coś cennego. Ale jak
chcesz je sprzedać, to mówią ci, że perły przynoszą łzy..."

Kilka lat temu, gdy otwierałam galerię, kupiłam wiele dobrych prac.
Oglądający byli pod wrażeniem, a ja cieszyłam się, że za pracę artystom zapłaciłam gotówką.

Do końca życia nie zapomnę transakcji z wybitną, młodą malarką...
Wystawiła na allegro 3 obrazy. Były przemyślane, piękne kolorystycznie, ze swoistym
"charakterem", abstrakcyjne... Kliknęłam "kup teraz" i mailowo nawiązałam kontakt z artystką.
Umówiłam się z nią, że odbiorę prace osobiście.

Pod wskazanym adresem przywitała mnie cudowna, młoda kobieta, ale...
Ale, mimo że była uśmiechnięta, wręcz promienna, była w niej jakaś gorycz.
Uprzejmie poprowadziła mnie do mieszkania na pietrze, ...domu teściów,
i pokazała swoje obrazy.
- Czy pani pokazała je światu? - zapytałam z zapartym tchem.
- Nie, mam dwoje małych dzieci i nie mam możliwości i czasu, żeby się promować.
Nie znam nikogo, kto mógłby mi pomóc. Mąż jest grafikiem, ale nie ma czasu...

Wiedziałam jaka jest cena trzech obrazów wystawionych na aukcjach, ale chciałam kupić
jeszcze dwa, które mi pokazała, więc zapytałam o cenę tych pięciu.
Podała mi ją, z ...błaganiem o litość w oczach.

Mój umysł działa dość szybko i analizuje to, co do niego dociera.
- Ta dziewczyna ma ogromny talent, ale teściowie, u których mieszka, oczekują
efektów...- pomyślałam.
Zapłaciłam młodej, rokującej artystce ze stuprocentowym napiwkiem...
O mało nie uniosła się nad podłogą, ze szczęścia.
Rzuciła mi się w ramiona i pożegnałam ją z ulgą, że została doceniona.

Nie wiem jak toczy się jej życie...
Czy dalej maluje?
Czy jej obrazy znajdują odbiorców?

Ja, w każdym razie z tych pięciu "pereł" sprzedałam dwie. Trzy obrazy są moją
własnością, wiszą w galerii w Katowicach.
..............................................................................................................................
Po doświadczeniu z kupowaniem od artystów prac, mogłabym dojść do wniosku,
że to błąd. Że trzeba brać w komis i czekać na klienta. A jak się praca nie sprzeda,
to do zwrotu i kropka.

Minęło kilka lat, moja cudna galeria padła, a ja dalej uważam, że nie popełniłam
błędu kupując prace uzdolnionych artystów.
Ośmielam się mieć pewność, że dodałam im wiary w siebie, dałam im szczyptę
godności.
A może dzięki transakcji ze mną napełnili sobie lodówkę?

czwartek, 26 kwietnia 2018

Fragment mojego snu...

Mieszkałam w wielkim apartamencie, w starej kamienicy.
Pokoje były ogromne...
W jednym z nich nocowała moja koleżanka.
Zauważyłam, że chce wyjść z domu prawie naga. Była tylko w figach.
- Nie możesz tak wyjść na miasto! Jesteś goła!
- Zasłonię się - odpowiedziała ze smutkiem.
- Weź jakąś kasę z mojej portmonetki i kup sobie coś.

Do mieszkania wchodzili ludzie, których znałam. Byli kiedyś sławnymi osobami.
Cieszyłam się, że widzę ich po latach. Oni byli szczęśliwi, że znowu  są uwielbiani.
W moim apartamencie był niesamowity rozgardiasz...

Nagle zobaczyłam przyglądającą się temu, skuloną, nadal prawie nagą koleżankę.
Siedziała na swoim łóżku i jadła kanapkę.
- Smakuje ci to?! - zapytałam ze zdziwieniem, bo gryzła tabliczkę czekolady
posmarowaną białym serkiem...
- Bardzo...  - odpowiedziała zapatrzona w gości.

To, oczywiście, fragment mojego snu.
Real jest odwrotny.

Ale może i lepiej?


środa, 28 marca 2018

Kto szuka ten zajdzie...

Wiem, że zaniedbuję ostatnio Plaster z opatrunkiem, ale też opatrunku mi brakuje...
Na bieżąco jestem na FB. Zapraszam :)
https://www.facebook.com/dorota.sliwa1

sobota, 17 marca 2018

Nie lubię tabletek!

Nie lubię przemocy!
Nie lubię zimna!
Nie lubię biedy!
Nie lubię próżności!
Nie lubię... Bardzo nie lubię być oszukiwana!

Obejrzałam właśnie "Botoks" Patryka Vegi i potwierdziły się moje przypuszczenia na temat "medyków".
Kto mnie zna, ten wie, że stronię od lekarzy.
Nie znaczy to, że nie szanuję ich zawodu, absolutnie.
Wiem, że mogą zrobić dla chorego bardzo wiele, czasami
wszystko co potrafią. I takim chapeau bas!
Ale, ponieważ miałam swego czasu, bliską styczność z "doktorami", to wiem, że nie wszystkim
chodzi o wyleczenie pacjenta... Bardziej zależy niektórym na leczeniu, nieustannym wręcz, leczeniu chorego. ...Czasami nawet zdrowego.

Przemysł farmaceutyczny jest potęgą. Zarabia na naszym stresie, jakiejś niemocy, niedoczynności, jakiejkolwiek dolegliwości, jaką wyznamy lekarzowi.

W piątek ktoś na ulicy dał mi ulotkę o darmowym badaniu
piersi mammografem.
Wrzuciłam kartkę do najbliższego kosza na śmieci i pomyślałam:
- Spadajcie na drzewo! Jestem zdrowa! Nie mam żadnych dolegliwości, ani zmian na ciele, które są uciążliwe dla mojego życia. Nie wmawiajcie mi żadnych chorób, bo mam zamiar jeszcze trochę pożyć!
Z resztą nie mam czasu na przychodnie, nie mam ochoty wysłuchiwać znudzonych osób, które w kolejce do lekarza pragną komuś opowiedzieć swój życiorys... Nie mam na to czasu. Wolę cieszyć się, że wstałam z łóżka, zrobiłam to co zaplanowałam i że mogę zasnąć w moim domu, a nie w szpitalu.

Nie pamiętam kiedy, ale może 2 lata temu, moja koleżanka zadała mi pytanie:
- Kiedy robiłaś badania na osteoporozę?
- Nigdy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Jesteśmy w takim wieku, że kości mają niedobór wapna i przy złamaniu może być duży problem.
- Niedawno spadłam ze schodów i poza bólem nic się nie stało...
- Mam bezpłatne zaproszenie na takie badanie. Idziesz ze mną!
Potulnie przyjechałam na miejsce badań i poddałam się skanowaniu.
Pan obsługujący urządzenie wręczył mi wydruk ze słowem:
IDEALNE

No i inne badania byłyby podobne.
Więc po co mam łykać talk lub cukier puder w tabletkach?

poniedziałek, 12 marca 2018

Moje sny

Czy jest jakiś sposób na to, żeby nie śnić?!
Może jest jakiś plaster, korek, tabletka... nie wiem co, ale coś skutecznego?

Każdej nocy coś mi się śni. Słowo!
Czasami wyrzucam to z pamięci, żeby nie zastanawiać się przez cały dzień:
- a dlaczego tak?
- a co było przyczyną?
- a może był jakiś powód?
- a co ten sen oznacza?
itd

Opowiedziałam Wam kilka z nich, i do wczoraj najokropniejszy był ten
o torcie czekoladowym, który niosłam i nagle się potknęłam i ...tort gdzieś
poleciał, a ja się obudziłam.

Oj, żartuję. Bywają straszniejsze :)

Wczoraj śniło mi się, że stoję na szczycie jakiejś niebosiężnej budowli.
Nie był to komin, ale ogromnie wysoki budynek z cegły, na planie kwadratu.
Była noc. Obserwowałam światła dużego miasta. Stałam zauroczona tym
widokiem.
Nagle spojrzałam w dół, jak do komina, i zobaczyłam, że trwa burzenie owej
budowli od fundamentów... Stałam na czymś, co powinno runąć!
Kilka metrów pode mną mury były stabilne, chociaż nie powinny, bo trwały
jakby w swojej pamięci... Nie miały podstaw, żeby utrzymywać się w tym stanie,
w powietrzu!
- No, nie! - zaparło mi dech, jak widziałam, że cegieł pode mną ubywa z każdą sekundą.
Ale!
Ale, zauważyłam, że w pionie jest metalowa drabina, sięgająca ziemi.
Na tej drabinie stał jakiś człowiek...
- Mogę zejść? - krzyknęłam, bo był dużo niżej.
- Jutro!
- Jak jutro?! Przecież to się wali!

Za placami ktoś powiedział:
- Leć!

Nie miałam czasu na następne pytanie, bo budowla kruszyła się pode mną w niesamowitym
tempie.
- Ok. Spadam, bo i tak nie mam szans...
Stanęłam na baczność i skłoniłam swoje ciało jak do poziomego upadku.

Nagle poczułam, że lecę...
Leciałam za czymś większym, ale też jak strzała...
To przede mną zataczało spirale i ja też takie robiłam, ale mniejsze...

Miasto błyszczało światełkami, a my szybowaliśmy ku niemu.
Byłam zachwycona tym "lotem"...

Nie zdążyłam "wylądować", bo  się obudziłam w moim łóżku, jak wschodziło słońce.
Ale lotu ze snu nie zapomnę...




wtorek, 27 lutego 2018

Księżniczka

Koniec zimy usprawiedliwia nas z marudzenia, tak mi się wydaje...
Tęsknimy za światłem, ciepłem i ...lekkimi ciuchami.
Ulgę przynosi nam narzekanie na klimat i tak było chyba zawsze.

Dawno temu, jak pracowałam na etacie, takie chłody zniechęcały nas do
latania (w czasie pracy) po sklepach, załatwiania prywatnych spraw,
w ogóle wychodzenia z firmy - bo było zimno.
Jedną "ofiarę" wysyłało się do cukierni po ciastka dla wszystkich
i robiło się kawę.
Towarzystwo znudzone brakiem pracy (bo takie to były czasy) zasiadało
przy stole i zaczynało się marudzenie.

Ble, ble, ble... Zimno, puste półki... ble, ble, ble...

W pewnym momencie nasza najładniejsza koleżanka rzuciła:
- Ja to powinnam się urodzić 100 lat temu, jako księżniczka!

Wszyscy podziwialiśmy jej urodę, świetną sylwetkę i pewność siebie.
Powodziło jej się świetnie. Była szanowaną żoną inżyniera Huty Katowice.
Miała piękne mieszkanie, pieniądze, ...coś dziwnego w oczach, co otwierało
jej wszystkie drzwi.

- Danusiu, ale mogłabyś się wtedy urodzić również jako wieśniaczka...-
powiedziałam cicho.

- Kto?! Ja?!

Strzeliła focha i było po imprezie.
Nie odzywała się do mnie przez tydzień.
Nie przyjmowała przeprosin.

A ja nie chciałam jej urazić.
Pomyślałam tylko o rachunku prawdopodobieństwa!

Ps. Czasami coś palnę i nie wiem co dalej z tym zrobić....



poniedziałek, 19 lutego 2018

Sąsiedzi

Zwykle, jak sprzątam pokój moich papug, zastanawiam się co zrobić z ziarenkami, które wpadają na dno ich klatki...
Moje ptactwo jest kapryśne, więc kupuję im karmę nie najtańszą.

Wyrzucając śmieci, zauważyłam, że różne ptaki grzebią w kontenerach, szukając pożywienia.
Pomyślałam, że ucieszą się, jak wysypię im na trawnik, przy śmietniku, smakołyki moich papug.

Nie spodziewałam się zobaczyć ich radości, ale też nie spodziewałam się tego co usłyszałam od sąsiadów z bloku.

Zostałam zaatakowana prymitywnymi zarzutami.
Moje wyjaśnienia, że nie wyrzucam na trawnik śmieci, tylko
ziarna, które ptaki zjedzą w pół godziny, nie docierały do rozwścieczonych małżonków.
Rzeczowo odpowiadałam na zarzuty.
Nawet poczekałam na wezwanie policji, którym zagroził mi
pan sąsiad...
Nie wybrał numeru 112, bo chyba uznał, że ośmieszyłby się
wezwaniem policjantów, więc poszłam w swoją stronę.
Krzyczał do mnie coś w rodzaju:
- Przeczytaj tę kartkę na drzwiach!
Minęłam drzwi z kartką i usłyszałam za plecami:
- Co?! Nie umiesz czytać?!

Znoszę wiele, ale jak dużo młodszy ode mnie ...szmaciarz,
mówi mi na "ty", to wstępuje we mnie Hiszpan.
Odwróciłam się i krzyknęłam:
- Proszę się ode mnie odczepić!

- No pewnie, najlepiej powiedzieć odczep się - wykrzykiwał.
- Powiedziałam: Proszę się ode mnie odczepić!
Usłyszałam:
- Won! ...Idź już!

Nigdy wcześniej nie usłyszałam słowa "Won!"...
Dla mnie jest to ostateczne wygonienie kogoś/czegoś z życia.

Ps. Ta sytuacja kosztowała moją psychikę wiele...
Ale też nauczyła mnie, że potrzebujących należy wpierać
w ukryciu.


Oni to docenią, a reszta niech się... pławi w swojej złości.