sobota, 7 lipca 2018

Plaster bez opatrunku, tym razem.

Słyszeliście kiedyś o koncepcji cięcia roślin, czyli wszystkiego co się da, żeby je suszyć,
a potem to spalać, a następnie popiołem posypywać trawnik?
Ja, taką interpretację życia dojrzałych roślin, które podobno trzeba ścinać  (czyli gałęzie winorośli)
uważam za barbarzyństwo. Były cudnie zielone, krzewiły się jak w raju. Zachwycały dorodnością
wielkich liści i gronami owoców.
"Ekspertka" kilka dni temu, stwierdziła, że gałęzie winorośli należy ściąć.
Nie wiedziałam o tej decyzji, bo swego czasu, dałam jej wolność, żeby była szczęśliwa.
Zobaczyłam to co zrobiła dwa dni temu. Ze ściany zieloności został tylko jej konający fragment.
Brązowe liście, kikuty łodyg...  Kikuty były również na płocie. A ten  na sośnie prawie uderzył mnie w czoło...
A pod winoroślą sterta obumarłych gałęzi przeznaczona na popiół.
Następny plan pani "prezes", jak nazywają ją sąsiedzi, to wycięcie kocimiętki, na której siadają setki
owadów.

Szkoda, że "guru ogrodnictwa" nie pomyśli o innych...
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Ten ogródek miał być radością dla tych, których kocham...
- I znowu mi nie wyszło.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz