poniedziałek, 20 marca 2017

Stara róża - cz.1

Dzisiaj, z racji nastania kalendarzowej wiosny, powinnam napisać o nowym życiu, rozkwitaniu, radości...
To będziecie mieli lub już macie na co dzień.

Mam zamiar opowiedzieć Wam o jesieni - jesieni życia.

Kilka lat temu zadzwoniła do mnie starsza pani. Głosem słodkim, uniżonym, pogodnym,
wręcz szczebiotliwym, zapytała mnie czy nie namalowałabym portretu na podstawie
zdjęcia.
- Zanim się zgodzę muszę zobaczyć to zdjęcie, żeby ocenić stopień trudności. Nie wszystko, niestety, potrafię... - zawiesiłam głos
- A czy nie zechciałaby pani przyjść do mnie na herbatkę, bo mam problemy z chodzeniem? - rozmówczyni była dla mnie tak miła, że zgodziłam się bez namysłu.

Pojechałam do starszej pani, która na pierwszy rzut oka wydała mi się wytworną damą.
Rzeczywiście, miała problemy z poruszaniem się, bo była bardzo otyła.

Ucieszyła się jak dziecko z mojej wizyty. Wyściskała mnie na przywitanie :)

W jej mieszkaniu ściany były obwieszone obrazami, głównie portretami...
- Kolekcjonerka - pomyślałam siadając na wskazanym fotelu.

W oczekiwaniu na herbatę przyglądałam się obrazom. Było tam kilka kopii
sławnych dzieł, ale wszystkie miały ze sobą coś wspólnego...
Jakby malowane tą samą ręką.

Pan Zenek - służący pani Janeczki - przyniósł na tacy filiżanki z herbatą. Za nim, z kuchni wyszła pani domu.
- Jestem pod wrażeniem pani kolekcji obrazów - powiedziałam to co myślałam.
- O! Dziękuję! - dama była rozpromieniona
- Czy to dzieła jednego artysty?
- Tak! To moje prace - o mało nie podskoczyła
- Noooo, świetna ręka! - uśmiechnęłam się na znak uznania
- Jest tu kilka obrazów mojego znajomego malarza, ale przmalowałam je,  bo nie do końca
mi się podobały.
- I pani u mnie chce zamówić portret, jak tworzy pani tak piękne obrazy?!
- Oj, jestem już stara. Kiedyś malowałam palcem, ale nie mam już farb... aaaa, stare dzieje.

To malowanie palcem trochę mnie zdziwiło, bo rzęs palcem raczej nie da się namalować, ale nie drążyłam tematu.

Pani Janeczka pokazała mi zdjęcie, uznałam że dam radę, namalowałam wierną kopię portretu.
Była zadowolona.

W niedługim czasie powtórzyła się sytuacja, czyli miałam namalować kolejny obrazek.
Obrazek, tak! Bo to były miniatury wielkośći formatu A4.

Znowu sukces! Byłam ucieszona.
Zapytałam gdzie jest poprzednia moja praca, bo nie widziałam jej wśród portretów
na ścianach.
- Oj, ten portret był tak piękny, że wysłałam mojemu zaprzyjaźnionemu księdzu, koledze
brata.
- Hmmm... To miłe, dziękuję.

Pani Janeczka zaproponowała herbatki środowe. Powiedziała, że czuje się samotna,
że pan Zenek to nie jest towarzystwo dla niej a córka mieszka daleko. I że we mnie
widzi kogoś bliskiego, serdecznego, rozumiejącego jej wrażliwość i potrzeby...

I ja w to uwierzyłam....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz