wtorek, 4 kwietnia 2017

Gotowość

- Zawieziesz mnie do Cieszyna, bo spóźniłam się na PKS? - usłyszałam w telefonie głos koleżanki.
Był sobotni poranek, miałam zamiar trochę poleniuchować po tygodniu tyrania.
- Jasne! Gdzie jesteś?
- Na dworcu.
- Ok, będę za pół godziny.
Studiowała zaocznie i nie chciała opuścić zajęć.


- Dosieńko, wiem że nie masz czasu, ale dzisiaj mam wizytę u pulmonologa... Pojedziesz ze mną?
- Tak, oczywiście! - nigdy nie odmówiłam mamie Andrzeja.
Siedziałam potem w poczekalni ponad godzinę, bo wdała się w dyskusję o polityce z lekarzem. Byłam głodna jak wilk, ale czego się nie robi dla bliskich...

- Kupiłem auto, trzeba je przyholować. Ja cię pociągnę.
- Ale jest już ciemno, nie wiem czy dam radę!
- Dasz radę!
Pojechaliśmy po kupionego grata.
Wsiadłam za kierownicę i po kilku minutach usłyszałam:
- Jesteś gotowa? Nie zapalaj silnika, włącz tylko światła.
Byłam gotowa do "prowadzenia", ale mój stres sięgał zenitu...
Nagłe szarpnięcie autem oznaczało, że muszę panować nad czymś co jest dla mnie zupełnie obce.
Lał deszcz. Włączyłam wycieraczki, a one zaczęły się wyginać w różne strony.
- To już po mnie! Nic nie widzę!
Dojechaliśmy jakimś cudem do celu, dziś już nawet nie pamiętam gdzie.

Ale pamiętam, że wysiadając z tego grata pomyślałam:
- Do jasnej cholery, czy ja jestem jakimś pogotowiem ratunkowym?! Dlaczego nie potrafię odmówić pomocy? Przecież nie muszę być na każde zawołanie.

Przypomniały mi się też słowa psychologa, który robił mi test:
- Proszę częściej mówić "zastanowię się", a nie działać od razu.

- ZASTANOWIĘ SIĘ CZY NAPISAĆ JUTRO PLASTER Z OPATRUNKIEM! O! :)

2 komentarze: