czwartek, 13 września 2018

Słowo

Jest zaledwie kilka rzeczy lub sytuacji, których nie lubię.
Są to skupiska ludzi i środki komunikacji publicznej...
Ponieważ oddałam auto do warsztatu musiałam zmierzyć się
z moją apatią.
Przygotowałam się na podróż autobusem tak, żeby nie maszerować
bez sensu przez pół miasta. Znalazłam 677, który miał mnie dowieźć
w okolicę mechanika.
Z domu wyszłam nieco wcześniej, żeby się nie spóźnić.
Rozmawiałam przez telefon z fachowcem, ale spostrzegłam, że
nadjeżdża 677, więc zakończyłam rozmowę i biegłam za autobusem,
który stał już na przystanku.
Czekał na mnie. Podziękowałam podniesioną dłonią i wsiadłam
na pokład.
- Taki kierowca to skarb! Czeka na dobiegających pasażerów... -
pomyślałam kasując bilet.
Usiadłam w dziwnie luźnym otoczeniu pasażerów i stwierdziłam,
że z tą komunikacją nie jest tak źle, jak myślałam. Wyrozumiały
kierowca, pełno wolnych siedzeń... automatyczne zapowiadanie
przystanków.
- Spoko! Jest OK! Myliłam się.

Przy dworcu PKP wysiadła większość pasażerów....
- Hmmm.... To zaczyna być dziwne.
Na tablicy świetlnej ukazał się napis STOP.
A kierowca ustawił się na środkowym pasie jezdni, choć według mnie,
miał skręcić w prawo.
To mnie zaniepokoiło...
Podeszłam do kierowcy i zapytałam czy nie jedzie na Trynek.
- Powinna pani czytać gdzie autobus jedzie - usłyszłam
- Biegłam za pana autobusem... Nie widziałam przedniej tablicy.
677 jeździ na Toruńską, więc wsiadłam.
- Ten kurs nie jeździ! Wyrzucę panią na Piwnej.
- Dziękuję!
Nie wyrzucił mnie dosłownie, ale otworzył drzwi.
Wysiadłam i popędziłam na następny przystanek, żeby dotrzeć
do celu.
W czasie tych kilku minut zastanawiałam się nad słowem "wyrzucę"...
Czy nie mogłam usłyszeć "wysadzę panią" lub "pozwolę pani wysiąść, jak
będę mógł się zatrzymać"?

Hmmm... a może przywiązuję za dużą wagę do słów, które słyszę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz