Z powodu bólu kręgosłupa "plastra z opatrunkiem" dzisiaj nie będzie.
Pozdrawiam!
Albo będzie!
Każdy z nas ma w domu swoje miejsce...
może jest to taboret przy stole w kuchni?
może miękka kanapa?
może krzesło przy biurku?
Nie wiem, ...tak myślę.
Moim ulubionym miejscem jest fotel, zwany uszakiem.
Każdy siedząc na nim odczuwa błogostan i zakochuje się w tym meblu na zawsze.
Dzisiaj zabrał go tapicer do odnowienia, bo wytarło się siedzisko.
Patrzę na pusty kąt i myślę, że byłby cudownym lekarstwem na mój przeciążony kręgosłup...
Wróci do mnie dopiero za kilka tygodni.
Zastanawiam się jakie znaczenie w naszym życiu odgrywają meble.
Czym kierowaliśmy się kupując wyposażenie naszych domów?
modą?
wygodą?
kolorem?
funkcjonalnością?
ceną?
materiałem?
Przeżyłam czasy, kiedy nie było żadnego wyboru.
Za łapówkę kupowało się "kota w worku".
Tym sposobem zdobyte meble kuchenne miałam w pierwszym mieszkaniu.
Jak je zobaczyłam to mnie zemdliło, tak były paskudne.
Ale nie miałam wyboru... Musiałam, dosłownie MUSIAŁAM, cieszyć się, że mam szafki w kuchni.
Na szczęście takie zakupy przeszły w zapomnienie.
Cieszę się również z tego, że moje meble od wielu, wielu lat mnie satysfakcjonują i nie muszę zastanawiać się nad aktualną propozycją handlowców.
Powiem Wam, że nawet firanki mam od ....a nie napiszę od kiedy, te same.
Są bawełniane, niezniszczalne i nie muszę ich nikomu oddawać do naprawy.
Fotel musiałam...
Już za nim tęsknię!
A będą pasować do nowych okien? Rozmiarem...
OdpowiedzUsuńJak się teraz zastanowiłam... to nie mam takiego ulubionego mebla. Są takie najczęściej okupowane z racji swych funkcji, które spełniają, ale nie są ulubione.
Miałam kiedyś ulubione meble kuchenne. Bo wypatrzone, zamówione, własnoręcznie skręcane, ustawiane i wieszane. Wszystko tymi ręcami. Własnoręcznie, bez pomocy aktualnego na tamten czas męża. Takie miałam szczęście do mężów, że inicjowałam remont, sama nadzorowałam, sama meblowałam i... wyprowadzałam się zostawiając wszystko. I znowu musiałam urządzać się od nowa w jakimś wynajmowanym kącie i tak dwa (a właściwie kilka razy, bo przeprowadzki to moja specjalność) razy. Ale nie poddawałam się wg zasady "do trzech razy sztuka".
No i mam trzeciego męża, który jest odwrotnością dwóch poprzednich. Ale weszłam we wnętrza gdzie wszystko (łącznie z domem, w którym mieszkamy i mieszkaniem, do którego planujemy się przenieść w niedalekiej przyszłości) należy do męża i jego dwójki dzieci (po zmarłej żonie), więc jakoś nie czuję się u siebie. I nie mam serca do urządzania. Po prostu mieszkam.
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńTak mnie naszło i policzyłam, ile razy się "instalowałam: na nowych miejscach... Odkąd skończyłam 2 lata i osiem miesięcy. Wyszło 20, a wkrótce czeka mnie 21 przeprowadzka, a co potem... Nie wiem i staram się nie myśleć :) Tiaaa... Przeprowadzka, to moje trzecie imię.
UsuńMisiu, nie wiem co napisać... Życzę Ci przeprowadzki do przytulnego miejsca, gdzie wszystko będzie takie jak chcesz, jak lubisz :)
OdpowiedzUsuńDzięki, <3 ale chyba mi nie sądzone. Taka karma :D Już się właściwie przyzwyczaiłam, tyle że praktycznie nigdy i nigdzie nie czuję się tak do końca bezpiecznie i u siebie.
OdpowiedzUsuń