Może to błąd, że moja pracownia nie jest dostępna dla zwykłego przechodnia, ale
trudno...
Ponad 10 lat temu drzwi mojego miejsca pracy były otwarte dla każdego.
Przychodzili ludzie z ulicy, żeby się nie nudzić w domu.
Wpadali, podchmieleni pracownicy sąsiadującej firmy, żeby napić się z nimi wódki.
Wchodzili "opowiadacze", żeby się wygadać...
ITD
Miałam różnych gości, którzy odrywali mnie od pracy, żeby poczuć się lepiej.
Kilka lat temu postanowiłam zmienić tę zależność i zaczęłam wybierać osoby,
z którymi chcę porozmawiać, posiedzieć...
Żebyście nie uznali mnie na ekscentryczkę, dam Wam przykład jednej z wizyt:
Nie pamiętam czy było to w maju lub w czerwcu, ale było słonecznie, cieplutko.
Usłyszałam, że ktoś chodzi po korytarzu.
Wyszłam z pracowni i zobaczyłam kobietę wchodzącą do pomieszczenia gospodarczego.
- Czy mogę pani w czymś pomóc?! - zapytałam głośno.
- Ooooo.... - pani cofnęła się ze schodów i powiedziała:
- Szukam pracowni plastycznej.
- Zapraszam, to tutaj - wskazałam jej wejście
Sprawiła na mnie wrażenie jakiejś niespełnionej artystki. Była kolorowo ubrana,
na głowie miała chustę, ...agresywny makijaż
- Dostałam pani adres od (tu wymieniła od kogo) i przyszłam, bo jestem na emeryturze
i mam sporo czasu...
- Proszę się rozejrzeć - byłam grzeczna, chociaż w tym czasie skręcałam kosiarkę do trawy.
Starsza pani rozgościła się u mnie na dobre, jak pudło z częściami kosiarki wyciągnęłam
na korytarz.
Po niemal godzinie ochów i achów, usłyszałam:
- Bo wie pani... ja mieszkam na poddaszu i mam okienko, przez które wpada słońce.
Ono mnie razi. Chciałbym, żeby pani namalowała mi taki obraz, którym mogłabym
zasłonić to słońce w okienku... - Argumenty sypały się z jej ust jeszcze kilka minut.
Wręczyłam jej wizytówkę i poprosiłam, żeby zadzwoniła jak zdecyduje się co chce.
Nie zadzwoniła.... :)
A ja utwierdziłam się w przekonaniu, że moja pracownia jest tylko dla wybranych.
Ps.
- Czuję się tutaj jak w jakiejś kapsule... - usłyszałam wczoraj od Małgosi.
Ha! O to mi chodziło :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz