sobota, 4 listopada 2017

Wybór

Monikę poznałam ponad 20 lat temu, zupełnie przypadkiem, jakby mimochodem.
Obie znalazłyśmy się w sytuacji, kiedy to nie wiadomo co ze sobą zrobić, bo wkoło
dziesiątki osób, a nikogo się nie zna...
Widziałam, że snuje się w tłumie jakby nieobecna, więc podeszłam i powiedziałam,
że ma fajną torbę.
- Szyta ręcznie? - zapytałam, chociaż znałam odpowiedź
- Tak, sama ją uszyłam. - uśmiechnęła się
Przedstawiłam się, ona również i poczułyśmy się nieco lepiej w tej gromadzie.

Doceniłam jej wygląd, bo wyróżniała się zdecydowanie.
Była ubrana w lniane ciuchy nałożone na cebulę. Zawsze podobał mi się taki styl.
Monika słuchała moich słów uznania jej stylu z ewidentnym zdziwieniem.
Absolutnie nie byłam zaskoczona, bo wtedy pracowałam na "ważnym" stanowisku
i ...wyglądałam jak pracownica wyższego szczebla. Garsonka, biała bluzka, szpilki...

Próbowałam przełamać jakąś barierę, która jednak była między nami.
Nie potrafiłam znaleźć "klucza" do tej dziewczyny. Każdy jej uśmiech gasł szybciej
niż powinien.

- Ok, to do następnego spotkania - podałam jej dłoń, bo postanowiłam wrócić do domu.
- Jak wychodzisz, to ja też.

Szłyśmy razem kilkanaście minut.
Po drodze, żeby ją rozbawić, zaproponowałam, żebyśmy zamieniły się ciuchami.
- Wiesz, ja ze swoją przyjaciółką Iwonką, robiłyśmy to nagminnie. Kiedyś zamieniłyśmy się
butami, lewymi. Kupiłyśmy sobie ten sam fason, tylko w innych kolorach. Ja miałam czerwone,
a Iwona zielone, albo na odwrót, nie pamiętam... W każdym razie zamieniłyśmy się lewym
butem i ludzkość była zdezorientowana... - plotłam, żeby ją jakoś wyzwolić ze smutku.
- Ja nie umiem chodzić w szpilkach...  Poza tym mam większą stopę od ciebie.

Zaciągnęła swój kapelusik w stylu safari na oczy i chciała się ze mną pożegnać.
- Poczekaj! - zatrzymałam ją - Powiedz, co cię gnębi.
- Aaaa... nie ważne.
- Mów!
- Mieszkam z mamą, w starej kamienicy. Mieszkanie ogrzewamy węglem, a ja pracuję
na pół etatu na ksero. Matka kupuje jedzenie z swoje grosze, a ja płacę rachunki ze swojej
pensji. Zastanawiam się skąd wziąć pieniądze na węgiel na zimę... Taka proza...

Stanęłam jak wryta przed piękną, atrakcyjną kobietą i zapytałam:
- Nie masz swojej rodziny? Męża, dzieci?
- Nie mam.

Później spotkałyśmy się jeszcze raz, bo chciałam jej jakoś pomóc.

Wczoraj widziałam Monikę oczekującą na zielone światło na skrzyżowaniu.
Nosi dalej swój kapelusik, ubiera się nadal na cebulę, ma już siwe włosy i tamtą
smutną minę...

- A może tak chce? Nie wiem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz