piątek, 29 grudnia 2017

A pani to jeszcze żyje?!

Co jakiś czas słyszę lub czytam, że ludzi, którzy wpływają na mnie negatywnie należy
omijać z daleka...
- To pijawki! Nie daj się! - słyszę zewsząd

Od wielu tygodni planowałam zakończyć taką, toksyczną, znajomość.
Wreszcie zdobyłam się na odwagę i weszłam do sklepu tej pani.
- Pani Osiu, jutro chcę rozliczyć się z panią i resztę moich rzeczy odebrać.
- Proszę bardzo, nie ma problemu, zapraszam.

Poczułam ogromną ulgę, bo tym razem nie usłyszałam słów podszytych drwiną,
sarkazmem, ironią. Może dlatego, że miała gościa...
W każdym razie ucieszyłam się, że zakończymy "współpracę". Już ostatecznie!

Muszę zaznaczyć, że próbowałam się od niej odciąć już 2 razy.
Kiedy miałam już dosyć jej marudzenia, kapryszenia, uwag co do mojego wyglądu,
fochów, krytykowania tego co robię,  itp. znikałam na długi czas.
Rok temu koleżanka powiedziała mi, że pani Osia pytała czy żyję...
Omal nie udusiłam się ze śmiechu, bo owa pani odwracała ode mnie wzrok,
gdy spotykałam ją na ulicy. 
Przemyślałam to i postanowiłam "złamać lody" i wstąpić do jej sklepiku, żeby
powiedzieć "dzień dobry".
- Noo, dzień dobry! A pani to jeszcze żyje?! - usłyszałam od kobiety starszej ode mnie
o ok. 20 lat...
- Hmmm... żyję jeszcze.
- No bo mówią, że pani zniknęła... - i tu przytoczyła mi kilka plotek na mój temat.
- Żyję, mam się świetnie i nie zamierzam tego zmieniać! 
I ta odpowiedź ją chyba wkurzyła.
Od października miałyśmy kontakt raptem dwukrotny, ale znowu niesympatyczny,
i to sprawiło, że znajomość tę zakończę w tym roku. Definitywnie.

Nie udało się!
" Sklep nieczynny z powodu choroby. Przepraszamy" - przeczytałam wczoraj na
kartce przyklejonej do drzwi.

- Hmmm... karma?






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz