czwartek, 28 grudnia 2017

Poczta niedoręczona...

Kończy się rok i myślę o tym co w nim się wydarzyło...

Nie będę tego wymieniać, bo jak czytacie mój "plaster", to wiecie prawie
wszystko. Szkoda czasu mojego i Waszego.

Jednak napiszę o tym czego nie wiecie:
Dwa dni temu rozmawiałam z moją przyjaciółką i doszłam do wniosku,
że zrealizował się jeden z moich planów...
- Wiesz, to coś niezwykłego, jak nie pracujesz miesiąc z powodu choroby
(pęknięcia kostki) a pieniądze wpływają ci no konto!

Pośmiałyśmy się trochę, chociaż gorzko, z czasu jaki nas dopadł, ale cieszyłam się,
że chociaż jej jest lepiej.

Wracając do planu, to ja też miałam zamiar ustabilizować swoje dochody, ale
...nie udało się. Trudno!
Żyję jak korek na wodzie, ale są wspaniali ludzie, dzięki którym nie głoduję.

Natomiast, jeśli chodzi o prace, których bym nie podjęła, to jest kilka:
- w sierocińcu, bo wzięłabym te dzieciaki do domu
- w schronisku dla zwierząt, bo przygarnęłabym je wszystkie
- w domu dla bezdomnych, bo jak Hiszpan, walczyłabym o mieszkania dla nich
- i jeszcze kilka innych bym nie podjęła dla swojego przeżycia...

Do tej listy dopiszę jeszcze jedną posadę - czytacza niedoręczonej poczty...


Pewnie zadręczyłabym Was "plastrami z opatrunkiem", bo odpowiadałabym tu na każdy list.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz