środa, 26 kwietnia 2017

Lalka

Właściwie nie miałam zamiaru pisać plastra, bo jestem trochę obolała.
Buntują mi się kręgi szyjne.
A może dlatego właśnie przypomniałam sobie o moich lalkach z dzieciństwa?

Miałam ich kilka, ale tylko dwie wzbudzały we mnie emocje.

Pierwsza to piękna brunetka, z długimi warkoczami, ubrana w strój krakowski.
Była duża i majestatyczna. Siedziała dumnie na półce i domagała się zachwytu.
Miała śliczną buzię, duże oczy z ruchomymi powiekami, gęste rzęsy, delikatny uśmiech,
piękny serdak wyszywany cekinami i falbaniastą spódnicę...
Była dla mnie doskonałością!
Przyznam, że bałam się nią bawić. Była, zachwycała i tyle...

Druga, moja ulubiona, była zwykłą szmacianką. Uszytą z płótna, wypchaną czymś miękkim.
Włosy miała z włóczki, oczy i resztę miała wyrysowane przez twórcę.
Aaaaa, była ubrana w zwykłą bawełnianą kieckę i fartuszek w kratkę.

Nie równała się do krakowianki w żadnym razie. Była przy niej wręcz brzydka!

Ale wieczorem, przed snem przytulałam właśnie tę szmacianą, rozczochraną brzydulę.
Nawet przez moment nie pomyślałam, żeby wziąć do łóżka piękną brunetkę, wyglądającą
nieskazitelnie. ...Może się bałam, żeby jej nie zniszczyć?

Przytulałam się do bezpiecznej szmacianki, której na zależało na perfekcyjnym wyglądzie.



U mnie chyba miękkość górą... Hmmm

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz