środa, 5 kwietnia 2017

Problem

Dręczą Was czasami nieprzemyślane decyzje?

Mnie spędza sen z oczu prawie każda.

Przez ostatnie 2 tygodnie myślałam o pochopnie złożonym zamówieniu.

Sąsiad-działkowicz zapytał mnie czy nie potrzebuję ziemi, bo będzie zamawiał dla siebie.
- Jest okazja, żeby sprowadzić całą ciężarówkę, ale ja tyle nie potrzebuję, więc może pani skorzysta.
- Hmmm... no może...
- To ile metrów sześciennych pani zamówić?
- A ile to jest metr sześcienny? - nie potrafiłam sobie wyobrazić w tak szybkim tempie.
- No, to takie 2 wory na gruz.
Oooo, wór na gruz pozostał mi w pamięci po remoncie mieszkania, więc odpowiedziałam:
- 2 metry sześcienne proszę.
- Super, to jeszcze kogoś poszukam do spółki.

Pan Paweł (bo podobno tak ma na imię) nakrył mnie kiedyś na zrywaniu malin z jego krzewów. Gałęzie wystawały poza ogrodzenie, więc przykucnęłam żeby poczęstować się malinkami wiszącymi poza działką.
- O! złapałem panią na szabrowaniu! - usłyszałam głos sąsiada.
- Przepraszam, ale tak apetycznie wyglądają, że nie mogłam się powstrzymać - tłumaczyłam zawstydzona.
- Nie ma problemu, proszę jeść jak pani smakują - zaśmiał się.

Żyłam z ciężarem kradzieży do następnego lata, kiedy to sąsiad podszedł do mojego ogrodzenia
i powiedział:
- Ogórki pani obrodziły...
- Pora na rewanż - może pan zerwać sobie ile pan chce, za te maliny - otworzyłam furtkę.
- Nieeee, proszę mi dać kilka, będę zadowolony.
Nazrywałam mu kilka kilogramów i poczułam się lepiej.

Jesienią sąsiad wymieniał dach w swojej altanie.
Jak zobaczyłam ten bałagan w jego ogródku, bez namysłu krzyknęłam:
- No i co najlepszego pan narobił?!
Odpowiedział śmiechem.

Był późny listopad, kiedy pojechałam ostatni raz na działki i zobaczyłam, że pracuś siedzi na dachu
i mocuje papę.
- Oooo...widzę, że zimę zamierza pan spędzić na łonie przyrody... - o mało nie rzucił we mnie wiertarką. Ale kultura nakazała mu zachować spokój. Pogroził mi tylko palcem.

W minioną sobotę, na ogródkowym parkingu, zobaczyłam wielką stertę ziemi...
- Ups!

Wielodniowe przemyślenia na temat sensu zamówienia przeze mnie 2 metrów sześciennych ziemi dobiły mnie ostatecznie.
- Po co mi tyle ziemi?!
- Mam nią przysypać wyrastające już kwiaty?!
- Jak mam to przetransportować z parkingu do ogródka?! Przecież nie mam nawet taczki?!
Dręczyły mnie pytania...

Prawie łzy stanęły mi w oczach na myśl, że będę musiała ziemię nosić w wiadrach.
- Przecież nie mam na to siły!!!

Pewnie, uprzejmy sąsiad, zaoferowałby pomoc w transporcie, ale wystarczy, że zobowiązał się odwozić moją mamę do domu, gdyby była taka potrzeba.
Nie mam ochoty na długi wdzięczności... Są zbyt drogie.

Wczoraj zastałam sąsiada ładującego ziemię na taczkę.
- Nie wiem jak mam to panu powiedzieć, ale...
- No co?
- Przepraszam, ale nie przemyślałam mojej decyzji o zamówieniu tak dużej ilości ziemi...
Nie pozwolił mi skończyć.
- Nie ma problemu, proszę się nie martwić. Moja działka przyjmie każdą ilość.
Kamień, spadł mi z serca. ...Właściwie sterta ziemi mi spadła z serca.
Podziękowałam za wyrozumiałość i w podskokach pobiegłam do swojego ogródka.

Pół godziny później, w drodze powrotnej, znowu zastałam umęczonego sąsiada przy
ładowaniu ziemi do taczki.
- Do widzenia - zaświergotałam - Przyjemnej pracy!
Kilkanaście sekund potem usłyszałam za sobą głos:
- ZŁOŚLIWA! Zrewanżuję się! He, he, he....
Odwróciłam się, żeby potwiedzić że usłyszałam groźbę i odpowiedziałam:
- I tego się obawiam!
Po chwili już mnie nie było.

No i znowu muszę się bać...
Przysięgam, że nie ukradnę mu ani jednej maliny i nie będę drwiła z jego wysiłku!
Może mnie ułaskawi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz