sobota, 8 kwietnia 2017

Nikt nie jest doskonały

Muszę Wam się przyznać do jednej z moich nieudolności...

Odkryłam ją w szkole podstawowej, na lekcjach muzyki.
Nie znosiłam "plumkania" na pianinie naszej nauczycielki!
Była piękną kobietą, bardzo elegancką, wręcz wytworną, podziwiałam jej wygląd. 
Ale jak zaczynała grać miałam ochotę uciec z sali.
Może po prostu mam wadę słuchu, to jest bardzo możliwe...

Nie pamiętam w której klasie nasza pani zarządziła posiadanie
fletu prostego.
Mama kupiła mi instrument i cieszyłam się z jego kształtu i ...zapachu.
Mniej interesowały mnie dźwięki, jakie może wydawać.

Na pierwszej lekcji nauki gry na flecie myślałam, że zwariuję!
Każde dziecko dmuchało w instrument jak w gwizdek, nauczycielka
nie umiała tego opanować.
Pomyślałam wtedy, że muzykiem na pewno nie zostanę...

Uczyła nas z anielską cierpliwością gry prostych melodii, ale nie odniosła sukcesu.
Lekcje muzyki były dla mnie prawdziwym stresem...

Któregoś dnia, podczas przerwy w ćwiczeniu w domu, flet skulał się ze stołu i upadł na podłogę. Miałam nadzieję, że pękł i będę zwolniona z "grania".
Niestety, nic mu się nie stało.
Wzięłam mój los - nieudolnego muzyka w swoje ręce - walnęłam fletem o blat stołu tak, że pękł. 
Stał się bezużyteczny!
(Ale nadal był ładny i pachnący)

Dzięki uszkodzonemu instumentowi zostałam zwolniona z nauki grania.
Cóż to była za ulga...

Moja niechęć do lekcji muzyki jednak się nie skończyła.
Pani zaczęła nas uczyć czytania z nut.
- Znaczki mogę rysować, ale jak je mam czytać! - to było dla mnie nie do pojęcia...

Do tej pory, nie mogę zrozumieć jak można czytać nuty! Podobnie jak nie mogę zrozumieć przepływu prądu albo na przykład działania telewizora.

Pod koniec szkoły podstawowej zostałam wcielona do zespołu wokalnego.
Uwierzcie mi, że chodziłam na próby z płaczem. Zastanawiałam się, dlaczego muszę robić
coś czego nie potrafię.

Mój koszmar skończył się w VIII klasie.
Mogłam już tylko słuchać muzykę, taką jaką chciałam i nie byłam jej żałosnym twórcą.

Mój brat, jako nastolatek, zakochał się w grze na gitarze. Byłam pełna podziwu jak szybko się uczy
i gra coraz lepiej.
Kiedy zauważył, że podziwiam jego talent powiedział:
- Siadaj, nauczę cię grać.
Wstydziłam się przyznać do mojego beztalencia, więc pokornie usiadłam przy Jacku i ujęłam gitarę tak, jak on to robił.
- Musisz obciąć paznokcie! - zwrócił uwagę, że mam długie, babskie.
- O, NIE! Nie ma mowy! - odpowiedziałam oddając mu instrument.
Uff... :)

W piątek Jacek przysłał mi zdjęcie gitary, którą zrobił. Napisał, że pięknie brzmi.
Jej wygląd jest dla mnie rewelacyjny!


Pewnie też super brzmi, ale ja nie jestem odpowiednią osobą do oceniania dźwięku... Taką mam nieudolność.

No cóż, nikt nie jest doskonały...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz