środa, 3 maja 2017

Lekcja życia

Zanim wsiadłam do autokaru zapytałam Jemiołuszkę czy ma wszystko pod kontrolą.
Natychmiast odpowiedziała, że oczywiście i że o nic nie muszę się martwić.

Po godzinie znała prawie wszystkich pasażerów-handlarzy. Wymieniali się doświadczeniami, radzili sobie gdzie należy jechać z towarem, opowiadali o sukcesach i porażkach. Jemiołuszka brylowała w tym towarzystwie, a ja obserwowałam zupełnie obcy świat...

O świcie, w Budapeszcie, okazało się, że to nie miasto docelowe i musimy
pojechać dalej pociągiem.
Byłam zmęczona podróżą, ale jakoś się trzymałam zapewniana, że cel jest blisko.
Moja kumpela miała niespożytą energię, więc czerpałam z niej siłę.
- A teraz pojedziemy czerwonym, sportowym Ikarusem i już będziemy na miejscu
- roześmiała się, żeby podnieść mnie na duchu.

Miejscowość, która była naszym celem nazywała się Harkany, czy jakoś tak.
Dojechałyśmy tam o zmroku.
- Błagam cię, prowadź mnie szybko do hotelu, bo potrzebuję łazienki, muszę się
wykapać!
- Zaraz znajdziemy jakiś pokój!
- Co?! To my nie mamy żadnej rezerwacji?! - wkurzyłam się.
- Nie mamy, ale zaraz znajdziemy nocleg - była w swoim żywiole.

Ciągnęłyśmy za sobą wózki z torbami i chodziłyśmy od domu do domu szukając
pokoju.
- Co ja tutaj robię?! - coś we mnie pękło.

Jemiołuszka wydestykulowała dwuosobowy pokój w jakimś niewielkim domku.

Rano obudziła mnie nakazem szybkiego pójścia na bazar.
- Szelmo, mówiłaś, że mówisz trochę po węgiersku, a pokój wynajęłaś na migi.
- No znam - egeszegedre i nemirtem - odpowiedziała zadowolona
Przetłumaczyła mi to jako - "na zdrowie" i "nie rozumiem". Ręce mi opadły!

"Bazar" okazał się betonowym placem, na którym nie było żywej duszy, bo lał
deszcz...
- Ha, ha, ha... i tu mamy zrobić interes życia? - z bezsilności zaczęłam się po prostu
śmiać.
- Zaraz przestanie padać! Rozkładamy towar - zarządziła

Rzeczywiście przestało padać, ale po kilku godzinach. Dopiero wtedy plac zapełnił
się sprzedającymi. Tylko, że kupujących było niewielu...

- Jemiołuszko, podziwiam cię za twoją determinację, ale nie wierzę w sens tego
co robimy...
- Idź po kawę i marudź, będzie dobrze!

Wróciłam z dwoma kubkami podłej kawy i zobaczyłam na jednej z moich koszul
odciśnięty męski but.
- Nie chcę tego ciągnąć dalej! Jutro wracamy!
- Dośka, nie załamuj się!
- Widziałam co Polacy mają do sprzedania. Zrobiłam sobie spacer. Mają męskie
koszule, ale nie białe, tylko kolorowe - w kratkę, flanelowe. Mają szampony familijne,
ale w butelkach, a nie w saszetkach, jak ja.... - wymieniałam to czego nie miałam do
sprzedania.
- Nie martw się, jutro będzie lepiej - usłyszałam od Jemiołuszki
- Jutro to ja jadę do domu!
- Co?! Tyle tego przywiozłaś! Musi....
- Nic nie musi! - przerwalam jej - Wywalam to do pojemnika na śmieci i wracam
do Polski!
- Zrozum, jest jesień. To jest uzdrowisko. Może jutro będzie cieplej i ludzie wyjdą
na zakupy. - Jemiołuszka nie chciała się poddać.
Pokiwałam tylko głową, na znak, że nie wierzę w to co słyszę i dalej siedziałam
na drewnianej skrzynce znalezionej na śmietniku.
Nagle pojawił się facet, który zapytał ile kosztuje mój kryształowy półmisek.
Na kartce napisałam jakąś absurdalnie wysoką cenę, bo nie wierzyłam, że ją kupi.
A ten odliczył forinty i mi je wręczył.....
Zamarłam!
Jemiołuszka, widząc tę sytuację. powiedziała tylko:
- No, widzisz! - i zaśmiała się swoim zaraźliwym śmiechem.

Za tę kasę zjadłyśmy w knajpie kolację i kupiłyśmy tokaj.

W pokoiku na piętrze postanowiłam rozgryźć tajemnicę Jemiołuszki.
- Podziwiam twoją siłę od dłuższego czasu. Wiem, że koloryzujesz niektóre
sytuacje, ale zastanawiam się dlaczego. Namówiłaś mnie do tej "wycieczki"
obiecując wielką przygodę. Siedzimy teraz w pokoju zupełnie obcych ludzi,
nie mamy dostępu do kuchni, a ty jesteś bezustannie wesoła.... Jemiołuszko,
o co chodzi? Twoje dziecko jest właśnie u kogoś na "przetrzymaniu"! Czy nie ma nikogo, kto martwi się o ciebie, jak jesteś poza domem?... - zadałam jeszcze kilka
tego typu pytań.
Śmiała się, próbowała odpowiedzieć żartem, jak zwykle. A ja drążyłam tajemnicę
jej osobowości.
- Czy ty jesteś pancerna?!
- Nie jestem - wydukała, jak nasz tokaj się kończył.
- To dlaczego robisz wrażenie super silnej, panującej nad wszystkim osoby?
- Bo postanowiłam sobie, że osiągnę sukces. Że nie powali mnie krytyka innych,
że będę żyła innym życiem niż środowisko, z którego się wywodzę....

Opowiedziała mi jak bardzo chciała pokonać barierę społeczną, bo jej korzenie
tkwiły w patolicznej dzielnicy miasta. Jak cieszyła się z małżeństwa z ojcem
jej córki, bo mogła zamieszkać w prestiżowej, willowej części miasta.
Wzruszyła mnie do łez opowiadając, że po rozstaniu z mężem musiała szukać
jakiegoś kąta dla siebie i córeczki.. Wspomniała o walce o mieszkanie, które
było pustostanem, a ona je zajęła....

Ta nocna rozmowa przyczyniła się do zmiany mojego myślenia....

- Dośka, ja nigdy się nie poddam, osiągnę to co chcę!

Następnego dnia poszłyśmy na kompromis i dopiero po południu opuściłyśmy Harkany.

Długo po tej "przygodzie" nie miałyśmy ze sobą kontaktu.

Słyszałam coś o jej agencji artystycznej, o organizowanych na całym świecie koncertach gwiazd, ale też o ucieczce przed wierzycielami...

Życzę Jemiołuszcze wszystkiego najlepszego i jestem wdzięczna za lekcję życia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz