Przyznam szczerze, że nie jest mi za wesoło...
Kilka tygodni temu liczyłam na, oczekiwaną od jesieni, piękną pogodę.
Nie dopuszczałam myśli, że w kwietniu będzie zimniej niż w marcu.
Ale nie o pogodzie chcę dzisiaj napisać.
Chcę napisać o wpływie otoczenia, w pełnym tego słowa znaczeniu, na nasze postrzeganie świata. Właściwie na moje postrzeganie świata.
Muszę stworzyć wokół siebie jakąś skorupkę - to nie ulega wątpliwości.
Jestem zbyt czuła na obrazy i głosy otoczenia. Wiem, że jest to moją wadą.
Niepotrzebnie przeżywam plamki na kwiatuszkach wiśni, z przesadą martwię się o skrzywdzonych ludzi, zbyt mocno utożsamiam się, z tym o czym czytam... itd.
Pomyślałam, że wzorem do naśladowania może być dziewczyna, którą poznałam bardzo dawno temu...
Była beztroska, nieustannie uśmiechnięta, drwiąca z wszelkich problemów.
Przyznam, że chciałam traktować życie tak jak ona.
Do czasu jak namówiła mnie na wycieczkę handlową na Węgry...
CDN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz