To, że byłam wczoraj w sądzie wiecie, bo pokazałam Wam zdjęcie pięknej klatki schodowej sądu w Gliwicach na FB.
Nie poszłam tam, żeby podziwiać architekturę (chociaż jest godna podziwu) ale żeby złożyć zeznanie w obronie mojej koleżanki.
Ponad godzinę czekałam na wezwanie sędziego i w tym czasie obserwowałam co dzieje się na korytarzu.
Kilkanaście metrów dalej siedziała grupa ludzi. Chyba krewnych lub znajomych, bo prowadzili półgłosem zażartą dyskusję... Ich nerwy sięgały zenitu.
W końcu poszli na salę rozpraw.
Z innej sali wyszedł facet zakuty na nogach w łańcuch, na rękach miał kajdanki.
Towarzyszyło mu dwóch policjantów.
Nie, nie był jakiś zwykły kryminalista...
Miał świetne buty, eleganckie, z miękkiej skóry, w kolorze grafitowym.
(Mam chopla na punkcie butów, więc zwracam na nie uwagę)
Oskarżony był w białej koszuli i markowych, garniturowych spodniach.
- Hmmm... Jakaś gruba ryba - pomyślałam
Kręciło się wokół niego dwóch adwokatów. Szeptali mu coś na ucho, ustalali coś między sobą. Policjanci stali i obserwowali sytuację wycierając sobie pot z czoła (pot z czół - raczej)
Potem wyszła z sali pierwsza grupa, która mnie zainteresowała i usłyszałam donośny głos ich mecenasa, który stał w środku zainteresowanych.
- ... Ale przy prędkości 90km/h ... pasy niezapięte... ten chłopak ma rację...
Nie słyszałam szczegółów, ale pewnie chodziło o jakiś wypadek samochodowy.
Pomruczeli jeszcze chwilę i poszli.
Na korytarzu został tylko ich adwokat, który wykonał telefon to jakieś kobiety...
- Dzień dobry, mecenas "Jakiś Tam", miałem nieodebrane połączenie....
Chwilę z kimś porozmawiał, po czym wykonał telefon do swojej asystentki (jak przypuszczam)
- Tak, byłem na sali... No dobrze... A co?... A ta kobieta żyje?...
Albo do pracowni, bo tam jest spokój.
Wytrzymałam tę gęstwinę problemów, wiszącą w powietrzu, ale nie chcę już nigdy do niej wracać, nigdy!
Nawet ze względu na zabytkowe wnętrze, NIE CHCĘ!
!!! Druga strona medalu (życia)...
OdpowiedzUsuńtak, ta której nie widzimy...
OdpowiedzUsuń