wtorek, 20 grudnia 2016

Poczta Polska

Mam przygotowanych kilka przesyłek do wysłania i ciekawa jestem co wydarzy się tym razem na poczcie.
Czas przedświąteczny zmusza mnie do stania w kolejkach...
Nie znoszę tego!
Lubię załatwiać sprawy bez przyglądania się w jakim tempie pracują urzędnicy.

O mało "nie wyszłam z siebie" w piątek.
Byłam umówiona z siostrą, że przywiezie mi Ninkę i Polę.
Kasia miała zajęcia na uczelni.

Czasu miałam niewiele, ale utknęłam w kolejce na poczcie.
Okienek 8, a tylko 2 czynne.

- muszę zdążyć, muszę! - pomyślałam - ale muszę też wysłać ten list polecony!

Jakaś "paryżanka" w słusznym wieku wysyłała pieniądze przekazem.
Wszyscy słyszeli jak literowała swoje nazwisko. Nie było trudne, ale pani chyba chciała obwieścić światu jak ładnie się nazywa... Kilkukrotnie je powtarzała sylabami, literami...
Kobieta w okienku w końcu powiedziała, że właśnie tak napisała i dama umilkła.
Potem jeszcze kilka pytań o to czy adres jest prawidłowy i termin odbioru przez adresata...

W okienku obok przyjmowała pani, która się uczyła i co chwilę prosiła koleżankę o pomoc.

Na zewnątrz było zimno, więc klienci w kurtkach, czapkach, szalikach.
Wewnątrz temperatura pokojowa.
Kolejkowicze, między nimi ja, zgrzani, zdenerwowani...

"Paryżanka" załatwiła sprawę, pakowała się jeszcze ponad minutę, poprawiła kruczoczarną fryzurę
i poszła wreszcie.
Ufff... Wszyscy odetchnęli z ulgą!

- teraz pójdzie szybciej - jakby ta sama myśl pojawiła się w głowach oczekujących.

...Jakże myliliśmy się!

Urzędniczka wyszła na zaplecze.
Czynne było tylko okienko pani uczącej się.
Ta bidulka widziała kilkunastoosobową kolejkę zniecierpliwionych ludzi, ale pewnie bała się zawołać tę doświadczoną koleżankę do okienka obok.

Wszyscy widzieli jej bezsilność, więc staliśmy cierpliwie...
Dziewczyna stojąca za mną też się spieszyła. Wywracała oczami, nie wiedziała czy ma wyjść,
czy czekać... Jakaś matnia!

Nagle z zaplecza wyszły dwie "stare wygi" z koszykiem kopert, długopisów... i na regale, na środku sali, wśród kolejki zaczęły to sobie spokojnie układać.....

No nie! - nie wytrzymałam i podeszłam do nich.
- czy te koperty są ważniejsze od klientów?! - zapytałam głośno.
- zaraz drugie okienko będzie czynne - odpowiedziała starsza. Z drwiną ze mnie spojrzały na siebie.

Było mi gorąco, miałam świadomość, że siostra z dziećmi stoi pod drzwiami pracowni...
Ale byłam też pierwsza w kolejce, a list polecony jako priorytet musiałam nadać tego dnia.

Przyszła wreszcie pani urzędniczka Poczty Polskiej.... Zasiadła w boksie. Żuła jeszcze jedzenie w ustach...
- ok, głodna, ale dlaczego nie wystawiła tabliczki, że przerwa czy coś tam?  - też byłam głodna.

Nadałam list, bez żadnych uprzejmości typu "proszę", "dziękuję"...

Wyszłam z poczty ze złością, że jako klienci zostaliśmy potraktowani jak zło konieczne.

- pensja urzędnikowi na konto wpłynie... - pomyślałam - a przecież koperty na regale układa się łatwiej, niż przykleja znaczki, kasuje pieniądze... I zjeść coś co chwilę można.

Oj, będę teraz złośliwa... polecam takim urzędnikom działalność gospodarczą - ŻYCZĘ,
WŁAŚCIWIE!



2 komentarze: