sobota, 11 marca 2017

Alergia

Już tak bardzo pragnę, żeby obudziła się roślinność, że od kilku dni maluję kwitnące łąki.



W trakcie pracy coś zaszczypało mnie w nosie. Zaczęłam kichać raz za razem.
- O co chodzi? Przecież to co maluję jest antyalergiczne! - zadałam sobie pytanie.
Kichałam przez kilka minut.
Ponieważ jestem alergikiem takie reakcje zdarzają mi się często jak jestem poza miastem.
Ale żeby katar dopadł mnie nad obrazem... moim, w dodatku?!

A może ja mam jakieś psychiczne skrzywienie?

Kiedyś ktoś mnie namówił na zrobienie testu alergicznego.

Pielęgniarka zrobiła mi ok. 10-ciu nakłuć na przedramieniu i zaaplikowała do wyciekającej krwi jakieś substancje. Wokół nakłuć pojawiały się czerwone rumieńce. Swędziało okropnie...
- Ma pani jakieś zwierzęta w domu? - zapytała
- Mam papugi. Niech pani nie robi na nie testu, bo i tak się ich nie pozbędę!
Zobaczyłam na jej twarzy szczery uśmiech.
Po zabiegu wręczyła mi karteczkę z listą na co jestem uczulona:
- roztocze
- pleśń
- grzyby
- pyłki drzew
- pyłki traw
- mleko
- banany
- kacze pierze
.... Aaaa, nie chce mi się szukać tego spisu, bo znowu zadam pytanie:
- Boże, jak ja przeżyłam tyle lat?! Przecież powinnam się udusić... chodząc z dziadkiem po łąkach, śpiąc na tradycyjnej poduszce lub zjadając na raz kilogram bananów?!

Pomyślałam znowu o mojej łące na obrazie, że skoro można dostać kataru od tego co nie jest alergiczne, można też NIE dostać od tego co JEST alergiczne... :)

Oświadczam, że jako totalny alergik, czekam na kwitnące krzewa, krzewy i trawy.
Przeżyję!
Z poważaniem...

2 komentarze: