środa, 15 marca 2017

Moja oaza

Wczoraj napisałam:
Trafiłam, w końcu na ten, który był najbardziej zapuszczony, ale w cudnym miejscu :)

Tak, miejsce jest wyjątkowe, bo ogródki graniczą z polami, a na horyzoncie rośnie las.

Ale zanim podjęłam ostateczną decyzję zwołałam naradę rodzinną, bo trzeba było
wybrać jeden z dwóch ogródków.
Jeden był totalnie zarośnięty, a drugi był jeszcze bardziej zarośnięty.
Zrobiliśmy sobie spacer po alejkach i pokazałam bliskim "ofertę" prezesa.

Ich miny wskazywały, że spodziewali się czegoś bardziej przypominającego cywilizowaną
działkę, a ja byłam tymi dwoma zachwycona.
Oczami wyobraźni widziałam co można tam zrobić.

Myślałam, że uszczęśliwię mamę, a ona patrząc na stan ogródków wymieniła listę
robót ziemnych, jakie należy tam przeprowadzić... Była przerażona!

Kasia zapytała męża o osteteczną decyzję. Wskazał obecny.

Podjął się sfinansowania nabycia działki, a ja wzięłam na siebie nadanie jej jakiegoś kształtu,
przemianę w miejsce służące całej rodzinie.
- Dzieciaki miały mieć miejsce do zabawy
- Siostra i ja miałyśmy mieć miejsce do opalania
- Adrian miejsce na grilowanie
- Mama miejsce do grzebania w ziemi

Na 300 metrach kw. nie jest łatwo wymagania wszystkich pogodzić, więc jako
projektantka i wykonawca, musiałam solidnie przeanalizować plan działki.

Miałam na to trochę czasu, bo z podpisaniem umowy dzierżawy zwlekał prezes.
Jego wnuczka zastanawiała się czy jej nie przejąć, ale w końcu zrezygnowała.
Właściwie nie dziwiłam się za bardzo, bo ta dzicz wymagała ogromnego wkładu
pracy...
Sama roślinność, nie pielęgnowana, rosnąca przez lata tak jak chciała, nie była dla
mnie problemem. ...Przyznam, że nawet ten gąszcz mi się podobał :)
Wyzwaniem były materiały budowlane zgromadzone przez poprzedniego
użytkownika...
Załamałam ręce na myśl co zrobić z płytami azbestowymi, tysiącami cegieł
z rozbiórki, rurami, prętami, deskami, wannami, pojemniakmi plastikowymi...

Na początku maja podpisałam umowę.
Miły prezes zapytał mnie czym się zajmuję. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
- Tylko niech pani doprowadzi ten ogródek do porządku, bo już tu są tacy, którzy
wzięli i nic nie robią - pogroził mi palcem.
- Czy pan myśli, że jak jestem malarką to przywiozę tam sztalugę i będę malować?!
- No, nie wiem.
- To umawiamy się za rok na wizytację - pewna siebie pożegnałam prezesa podając
mu dłoń.

Ta moja pewność siebie osłabła, jak następnego dnia postanowiłam zacząć roboty.
Stałam po kolana w trawie, patrzyłam na stertę gratów i myślałam od czego mam
zacząć...
Uznałam, że w tym momencie najważniejszy jest kompostownik... muszę gdzieś
składać to co wytnę. A później jak już będzie nawozem wkopię w glebę.

Do ogródka jeździłam codziennie i przez kilka godzin bardzo ciężko pracowałam.
Nie będę Wam wymienić wszystkich czynności,  i ilości ukąszeń kleszczy, szkoda czasu...

W weekendy pomagali mi najbliżsi.
Nie obyło się bez konfliktów z mamą, która ma zakodowany plan ogródka - z grządkami.
Ja miałam inną wizję, inne priorytety, ale też pragmatyzm.
Na działkach nie ma sieci wodociągowej, każdy litr wody trzeba wypompować
z ręcznej studni. Mama do tej pory nie wie co to znaczy przenieść tonę wody, żeby
podlać chociaż część roślin w czasie upału...

W każdym razie po 3 miesiącach uznałam dzieło za skończone :)
Sąsiedzi przyglądali się temu procesowi z uznaniem. Jestem im wdzięczna za
docenienie mojej pracy.

Tamtego lata, maleńka wówczas Ninka była przeszczęśliwa, że może mi uciekać,
kryjąc się za iglakami. Z Agatką i Jasiem mogliśmy zagrać w piłkę. Ja i Kasia miałyśmy
kawał trawnika na leżaki, a mama miała rabaty na kwiaty (ograniczone falą z cegieł!)

Wywróciłam ten kawałek ziemi do góry nogami. Wylałam litry potu, ale nie żałuję.

Za każdym razem, jak wjeżdżam na polną drogę wiodącą do tej oazy, wypinam
pas bezpieczeństwa i myślę - WOLNOŚĆ!
... A potem PIĘKNO, potrzebne mi do życia. Nawet teraz, gdy rośliny jeszcze śpią.


5 komentarzy:

  1. A jaka satysfakcja... Pokaz fotkę skalniaka :)
    Ciekawa jestem, co na to prezes i czy mama trzymała się cegieł ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prezes w ubiegłym roku kazał sąsiadom przyprowadzić mnie na imprezę z okazji Dnia Działkowca... :) Chyba docenił mój trud.

      Usuń
  2. teraz skalniak jest jeszcze smutny... Za miesiąc zarośnie i wtedy zrobię mu fotę. A mam cegieł się na razie trzyma, ale ostatnio powiedziała, że marzy jej się przesunięcie ich o metr... Nie zgodziłam się ze względu na miejsce zabawy dla dzieci i zwiększoną ilość ziemi do podlewania. Nie była zadowolona :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A to jest studnia, czy pompa? Bo piszesz o pompowaniu... Jakby studnia, to można by pompę głębinową wrzucić i nie trzeba nosić... A wtedy dokupić Mamie z pięć hektarów za płotem, niech sobie biedna zrobi grządeczki... :D

    OdpowiedzUsuń
  4. To jest studnia z pompą ręczną. Ponieważ ogródki są na wzniesieniu, w upalne lata wody brakuje. Gdybym wrzuciła pompę głębinową, sąsiedzi by mnie wyklęli... Jest jeden taki pan, i nikt go za to nie lubi. Ja też!

    OdpowiedzUsuń