środa, 1 marca 2017

Piwnica

Właśnie przypomniało mi się, że mam piwnicę!
Powierzchnię ma powalającą, bo ok. 1 m.kw., ale jest.
Rzuciłam wzrokiem na nie rozpakowany "dobytek" i - słowo daję - nie wiem co mam do niej wynieść...
Wszystko jest mi potrzebne w domu.
A może dlatego nie mam nic do wyniesienia, bo nie jestem przyzwyczajona do przchowywania czegoś w piwnicy.

Nawet wiem dlaczego...

Dawno, dawno temu wynajmowaliśmy z Andrzejem mieszkanie od małżeństwa lekarzy.
Oddali nam zupełnie puste i mogliśmy korzystać również z piwnicy. Wskazali tylko która
to jest i zostawili kluczyk do kłódki.
Ponieważ Andrzej był chory, więc to ja któregoś dnia zeszłam, żeby się tam porozglądać.
Okazało się, że nie ma w niej światła. Żarówka paliła się tylko w korytarzu.
Zobaczyłam, że są jakieś stare sprzęty, opony samochodowe, błysnęły mi puste słoiki i jasna,
foliowa torba zawieszona obok drzwi.

- Co w niej jest?! - byłam ciekawa
Włożyłam rękę do reklamówki i namacałam coś twardego, okrągłego, ale z otworami...
Powoli, ostrożnie, żeby nie uszkodzić, wyciągnęłam zawartość.

Dobrze, że mam zdrowe serce...
W dłoni trzymałam trupią czaszkę z kilkoma zębami!

Nigdy do tej piwnicy nie wróciłam!!!!

1 komentarz:

  1. To albo trzeba było ja pochować (tę czaszkę), albo lekko "stiuningować" i zrobić przycisk do papieru. A w chwilach życiowych dylematów coś tam do niej pogadać w stylu to be, or not to be... :D

    OdpowiedzUsuń