sobota, 18 marca 2017

Może jutro...

Weekend kojarzy się zwykle ze zwolnieniem tempa, z poluzowaniem fizycznym i psychicznym.

Jednak miniona sobota była dla mnie trudnym dniem.
Powodów mojego zwinięcia się w kłębek, jak to określam, było kilka.
Ale nie będę Was tym zanudzać. 
Niewątpliwie miała na to wpływ pogoda.
To ona pokrzyżowała plany nie tylko moje.

Przez cały dzień pobolewała mnie głowa.
Ok. godz. 14-ej miałam ochotę położyć się i przespać deszcz.
Pojechałam do pracowni i zajęłam się precyzyjnym wycinaniem, bo z malowania nic by nie wyszło. Albo wyszłoby coś co trzeba by było zamalować.

Pisałam Wam kiedyś o wpływie otoczenia na nasze życie... Na moje życie, raczej.

Łapię się na tym, że zbyt dużo słów, wyrazów, gestów, obrazów, temperatur, kolorów wpływa na moje samopoczucie. Zdecydowanie za dużo. Chłonę je jak gąbka i reaguję.

Staram się być obojętna, bardzo się staram. Nie zawsze z sukcesem.

W nocy, wyjeżdżając z pracowni, zobaczyłam maciupeńkie pączki iglaka przy bramie.
- Nareszcie zielone, mimo że jest zimno, pada deszcz i wieje...


- Może jutro będzie lepsze? Zieleńsze?


2 komentarze:

  1. Każde jutro będzie zieleńsze... A potem każde będzie bardziej żółte, bardziej brązowe, bardziej ponure... Taka życiowa choroba... dwubiegunowa... Może i dobrze, bo przynajmniej człowiek bardziej docenia te chwile zielone, kolorowe...

    OdpowiedzUsuń