wtorek, 7 marca 2017

Reklamacja

Chyba nie należę do osób roszczeniowych, ale mam odwagę składać reklamacje
jak nie jestem zadowolona z zakupu...

Nauczyłam się tego jako 20-latka, kiedy do pierwszego samodzielnego mieszkania
kupiłam komplet wypoczynkowy.

Kto pamięta słynne Kon Tiki, ten wie jak były to wygodne fotele.
Mój zestaw był wygodniejszy i ładniejszy. Nazywał się BOHUS...

Fotele i kanapa składały się w profilowanych poduch.
Ojciec mi poskręcał części drewniane, a ja szczęśliwa zakładałam poduchy.
Myślałam, że zemdleję jak okazało się, że jednej brakuje...
- I co teraz?! Jak udowodnię, że nie było jednego oparcia?!
Tata nie potrafił mi odpowiedzieć...

Pojechałam do salonu meblowego, w którym komplet kupiłam, ale nic nie wskórałam.
- Mieliśmy tylko jeden taki zestaw. Wszystko zostało zawiezione do pani. - usłyszałam.
Coś mi jeszcze pani próbowała wmówić, że może gdzieś mi się zawieruszyła, takie
absurdy...
Jak mogła mi się zawieruszyć rzecz wielkości oparcia fotela?!

Nie pozostało nic innego jak napisać do producenta.
Na szczęście były to czasy polskiej produkcji.

"Szanowny Panie Dyrektorze
Kilka dni temu kupiłam mój wymarzony komplet wypoczynkowy BOHUS
i okazało się, że nie dowieziono mi...." Zakończyłam list ogromną prośbą
o przesłanie brakującego elementu.

Wyobraźcie sobie, że dostałam to oparcie, chociaż nadziei raczej nie miałam.

Następna moja reklamacja dotyczyła ręczników.
Kupiłam 2 przepiękne ręczniki plażowe. Byłam nimi zachwycona! Cudne kolory,
niebanalny wzór, mięciutkie... Fantastyczne!
A ponieważ mam zwyczaj prania przed użyciem rzeczy do higieny osobistej,
wrzuciłam ręczniki do pralki.
Wyjęłam coś wypłowiałego, bez kontrastu we wzorze, już nie tak delikatnego
w dotyku jak było wcześniej... Byłam rozczarowana.
Suche ręczniki ułożyłam w kostkę, włożyłam do pudełka, a z nimi list do producenta.
"Szanowny Panie Dyrektorze... "
Napisałam, że na metce powinna być informacja o zakazie prania, bo po nim następuje
zniszczenie pięknych ręczników, jakie wypuszcza na rynek.

Po kilku dniach odebrałam pakę z chyba ośmioma ręcznikami (już nie takiej urody)
i listem od szefa z przeprosinami.

Doszłam do wniosku, że reklamacji nie należy się bać.
Jeśli coś jest niepełnowartościowe należy to zwrócić, a nie wyrzucać.
Ja też swego czasu domalowywałam wąsy portretowanemu Yorkowi, bo właścicielka
stwierdziła, że trzech na obrazie brakuje... No to domalowałam.

Był taki okres, że namiętnie chrupałam chipsy.
Kasia poleciła mi takie z zieloną cebulką znanej firmy. Kupiłam. Wysypałam na
półmisek i zdębiałam.... Na niemal co drugim talarku była czarna plamka.
Odkładałam te brzydkie i nastęnego dnia spakowałam je w paczuszkę i z listem
zaczynającym się;
"Szanowny Panie Dyrektorze....
...Smakują mi chipsy, które Pańska firma wytwarza, ale to wstyd, żeby robić je
z ziemniaków najgorszej jakości..." Itd.

Po kilku dniach ostrzymałam wielkie pudło w chipsami i listem przepraszającym
za marny produkt.

Szczęsliwie przez długi czas nie musiałam niczego reklamować.

W sobotę postanowiłam upiec zaległy tort urodzinowy z orzechów.
Pomagała mi Ninka. Szło nam całkiem nieźle do momentu rozgrzania piekarnika.
Okazało się, że piekarnik nie działa.

- Szlag! - pomyślam - Nowa kuchenka, znowu reklamacja...

Zadzwoniłam do biura obsługi... Pisałam Wam o tym kilka dni temu.

Pan serwisant przyjechał wczoraj.
Już widziałam puste miejsce w mojej kuchni, już zastanawiałam się na czym
coś ugotuję, jak zabierze kuchenkę...
A on nacisnął 3 guziczki i powiedział:
- Miała pani ustawiony tryb awaryjny. Literka A na wyświetlaczu nie pozwala
działać piekarnikowi.  Wprowadzę pani aktualną godzinę i wszystko będzie OK.

Jak serwisant  rzekł tak uczynił i piekarnik ożył....

A ja się dziwiłam dlaczego na kuchenkowym zegarze mam godzinę 79: 63...


2 komentarze:

  1. Też reklamuję, jeśli coś nie jest tak... Ponieważ mam daleko do sklepów, w których robię zakupy, to przeważnie spożywki nie reklamuję. Ale do producenta piszę. Na Dawtonę obraziłam się śmiertelnie i niczego z tej firmy nie kupuję. Bo na mojego emila z info i zdjęciami zawartości, że kupiona kukurydza w puszkach ich firmy w ilości sztuk trzech poszła do śmieci (kukurydza była brązowa), nawet nie odpisali. Natomiast Bakaland chciał mi wysłać reklamowany towar (masę kajmakową), ale chyba zapomniałam im potem adres wysłać.
    A jeśli chodzi o Twoją kuchenkę, to mnie by się coś takiego raczej nie przydarzyło, bo... uwieeeelbiam czytać instrukcje. Rozsiadam się z taką cieńszą lub grubszą książeczką i czytam od deski do deski. Dopiero potem biorę się za sprzęcik z tą instrukcją pod ręką. Wiem, że to mało popularne podejście, ale mnie przeczytanie tej instrukcji i poznanie pełnych możliwości wymarzonego sprzętu sprawia autentyczną przyjemność. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja nienawidzę czytać instrukcji. W dodatku miałam/mam do przeczytania więcej niż jedną...

    OdpowiedzUsuń