niedziela, 8 stycznia 2017

Karuzela zdarzeń

Nie do wiary, że to mi się dzieje naprawdę...

Wieczorem zadzwoniła do mnie sąsiadka:
- Dorotko, nie mamy prądu. To znaczy powtórzył się problem sprzed kilku dni i znowu raz mamy, raz nie mamy, a jak mamy to częściowo. W mojej kuchence nic poza piekarnikiem nie działa. Dziwne to, ale z pewnością nie jest to awaria w mieście tylko w naszym budynku - zdrętwiałam po tych słowach - Wezwałam fachowca - mówiła dalej Agnieszka - i okazało się, że mamy spalony jeden z bezpieczników głównych. Jak będziesz wracała w nocy nie zdziw się, że nie ma światła w korytarzu. Elektryk nie miał takiego bezpiecznika, kupi go rano i zamontuje.
- Agnieszko, dziękuję Ci za informację - powiedziałam ostatkiem sił, bo nieźle się wystraszyłam - może z łazienki pociągnę kabel do grzejnika... O ile w łazience mam prąd, jak wcześniej -  podziękowałam jeszcze raz.

- No to siedzę w pracowni do oporu, bo tu jest ciepło... - pomyślałam wyłączając telefon.

Zajęłam się wisiorami ceramicznymi.
Postanowiłam nie myśleć o zimnym mieszkaniu.

Nagle w mojej głowie zawył alarm!
Przecież jest prawie 20 stopni mrozu i z każdą minutą szanse na odpalenie auta maleją...
(W niedzielę musiałam wzywać taksówkarza z kablami do akumulatora)

Zbliżała się chyba godzina 2:00. Środek nocy. Zimno, więc w razie draki nawet taksówki mogłoby nie być...

Szybko opracowałam plan:
1. Jak najprędzej muszę wyjść z pracowni, żeby odpalić "żabę" (do pracowni pojechałam drogą dużo okrężną w celu doładowania akumulatora)
2. Jak najpóźniej muszę dojechać do domu, bo tam nie ma prądu

Wniosek - muszę jeździć z godzinę po województwie, żeby nie zmarznąć i doładować akumulator!

Z wiarą, że to się uda wyszłam z pracowni. Najdłuższy przedłużacz miałam w reklamówce.

Zastanawiałam się na jakiej kretyńskiej karuzeli ja siedzę, że muszę tak kombinować.

"Żaba" odpaliła!
- No to teraz muszę trochę pojeździć, żeby jutro odpalić... A jutro kupię sobie nowy akumulator
i problem zniknie :)

Nie zdążyłam wjechać na dwupasmówkę, jak za mną pojawił się radiowóz policyjny...
Śledził mnie, czułam to. Minęliśmy 3 skrzyżowania i był ciągle za mną!
Jak w lusterkach zobaczyłam sygnały na dachu, wiedziałam, że muszę się zatrzymać.



- Dzień dobry - usłyszałam od dwóch młodych policjantów
Odpowiedziałam uprzejmnie, ale pomyślałam ...niegrzecznie.
- Proszę chuchnąć do alkomatu - ten prawej wysunął w moim kierunku coś plastikowego. Zrobiłam co kazał.
- Dziękuję. Proszę teraz prawo jazdy i dowód rejestracyjny.
Wyjęłam z portfela te dokumenty i podałam przez okno.
- A aktualny przegląd techniczny pani ma? - całkiem spokojnie ze mną rozmawiał..
(akurat takiego pytania się spodziewałam, bo mam do wymiany dowód rejestracyjny, ale ze względu na zmianę adresu tego do tej pory nie zrobiłam)
- Tak, proszę - podałam mu dokument z września
- Ale na zmianę jest 30 dni....
- Przepraszam, będę zmieniała adres i wstrzymałam się z wymianą...
Uznałam, że bez sensu jest opowiadanie mojej historii mieszkaniowej.
- Oooo, to panią upominamy!
- Przyjmuję upomnienie, wymienię dowód lada chwila.
- A ubezpieczenie ma pani aktualne?
- Tak, aktualne - odpowiedziałam i zaczęłam szukać w portfelu dowodu wpłaty.
Wyciągnęłam plik papierów... Stare przeglądy techniczne, faktury za naprawy, jakieś rachunki...
W aucie za jasno nie było, trochę trwało jak przejrzałam wszystko.
- Czego pani szuka? - zapytał rozbawiony sytuacją policjant
- No, dowodu wpłaty składki szukam!
- Ale dowód wpłaty mamy, był w dowodzie rejestracyjnym...
Czułam, że robią sobie ze mnie "jaja". Dorwali krasnoludkę o 2-ej w nocy i się bawią...
- No to co mam wam dać?!
- Polisę proszę znaleźć.
Dobra, jeszcze raz przewertowałam te papierzyska złożone na 4 razy. Nie mogłam znaleźć z 2016 roku. Podałam pierwszą lepszą z logiem PZU.
- Ale to jest polisa z 2014 rokuuuuuu - przeciągnął stróż porządku publicznego.
- Ale pan ma w rękach dowód wpłaty na 2017 rok, czyli kontynuację... - ostatkiem sił udowodniłam panu policjantowi, że ubezpieczenie mam.
- No dobrze, to my panią dzisiaj upominamy i wpiszemy w bazie danych, że została pani pouczona i że ... ble, ble, ble....

Oddali mi moje dokumenty. Powiedzieli DOBRANOC i pojechali...
Ja nie miałam już ani siły ładować akumulatora jeżdżeniem po województwie, ani ochoty na następne takie spotkanie.

W domu pociągnęłam przedłużacz z łazienki do sypialni, żeby mieć prąd .... I WAM NAPISAĆ CO MNIE SPOTKAŁO!!!


Ps. nie wiem co będzie dalej... jest 5:01

4 komentarze:

  1. Ty to jednak jesteś nieużyta. Chłopaki po nocy jeżdżą, Limit mandatowy muszą wyrobić, zatrzymali wreszcie podejrzaną, a tu nic - ani promili, dokumenty w porządku polisa wykupiona, auto sprawne... Doczepić się nie ma za bardzo czego. No chociaż twarz musieli zachować. Dowartościować się troszkę. Akumulatorki na dalsze nocne godziny doładować. Nie dość, że nieużyta, to jeszcze bez cienia empatii... A ciągle dostajesz kolejną szansę, żeby się poprawić ;P Heh...

    OdpowiedzUsuń