sobota, 7 stycznia 2017

urodziny

Wczoraj miała urodziny moja siostrzenica, Ninka.
To było fajne popołudnie. Bawiłam się z nią, ale i myślałam o tamtej nocy, kiedy się urodziła... Od 7-miu lat kochamy się jak wariatki.

- Ciociu, a czy ty jesteś stara?
- Tak, jestem już stara.
- Ale bardzo?
- Nie aż tak bardzo, bo na przykład babcia jest ode mnie starsza... - cóż miałam odpowiedzieć?
- Nooo, ale trochę jesteś!
- Tak, trochę jestem. Każdy jest coraz starszy. Ty też kiedyś będziesz miała tyle lat co ja...
- Hmmm... - wyraźnie była niezadowolona :)

Może kiedyś pokażę jej moje zdjęcia z dzieciństwa, na dowód tego, że nie zawsze byłam stara :)




3 komentarze:

  1. Moja wnuczka będąc dziecięciem (wtedy akurat 12 letnim), zjeżdżała z Katowic do mnie i męża na trochę wakacji. Miała swój pokoik, gdzie gościła czasem koleżeństwo, zjeżdżające na sąsiednią działkę. Weronikę (swoją rówieśnicę) i jej brata Igora (może ze 2 lata młodszego). Wtedy też wpadli, bo pogoda nie była najlepsza.
    Zajęta pichceniem w sąsiadującej kuchni słyszę, że dzieciarnia ogląda fotki, które Julka miał na tablecie, czy telefonie... Nie pomnę. Wśród różnych komentarzy słyszę głos Weroniki:
    A ta babka z Tobą, to kto?
    No to przecież moja babcia!
    Która babcia?
    No ta babcia...
    TA babcia?
    No ta..
    Nie, no co ty, TA babcia?
    No ta, ta...
    SERIO?!!! TA babcia?!
    Ojeej, no ta!
    W życiu bym nie poznała.
    Igor się wtrąca – też bym nie poznał.

    Fotka była chyba z 2003 lub 2004r. Był to okres, gdy słyszałam ciągle, że nie wyglądam na swoje lata. Miałam ich 52, ważyłam 59 kg, fajnie się ubierałam i miałam zawsze super obcięte przez Synusiową włosy. Bardzo się lubiłam w tym czasie.
    Przez internet poznałam mojego obecnego męża. Po roku wirtualnej znajomości i jednym spotkaniu w realu, zjechałam do niego w 2004 r. z Katowic do Narostu z wizytą na „powitanie Unii” w gronie jego znajomych. No i się zasiedziałam. Do dzisiaj.
    Mieszkamy w chacie za wsią, nad jeziorem, gdzie ludzie zjawiają się na sezon letni lub spędzają tylko weekendy na swoich działkach, a potem jesteśmy tu całkiem sami. Do wsi prawie 2 km. A do najbliższego sensownego miasteczka 20.
    No i zgnuśniałam, rozleniwiłam się, postarzałam o 20kg (obiadki, wypieki i różniste smakołyki dla męża, bo jak mieszkałam sama, to nie miałam czasu, ani ochoty spędzać czas w kuchni).
    Nic dziwnego, że mnie dzieciarnia nie poznała.
    Ja sama patrząc w lustro się nie poznaję, to co się im dziwić?
    Ale i tak stara nie jestem, heh... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. JESTEŚ SZCZĘŚLIWA!!!! i to jest najważniejsze :)
    Cudna historia!

    OdpowiedzUsuń