poniedziałek, 16 stycznia 2017

Ostatnia prosta

Od wielu miesięcy "katuję" Was moim problemem mieszkaniowym...
Dzisiaj ogłaszam KONIEC!

Przeszłam kawał kamienistej drogi, z walącymi się na mnie, co jakiś
czas kłodami... Musiałam odkręcić niedbalstwo poprzednich właścieli,
bo stan prawny przez dziesiątki lat nie był zgodny ze stanem faktycznym.
Za mną niezliczona ilość zabiegów, żeby doprowadzić do rzeczywistego
wpisu w księdze wieczystej. Aaaaa... nie będę Was tym męczyć.
Łatwo nie było, kropka!

Wiecie, że nie mam w domu ogrzewania.
Ratowałam się ciepłymi ciuchami i tekstylnymi botkami z futerkiem.
Przetrwałam, trochę przeziębiona, kaszląca, kichająca... ale żyję :)

Za mną bardzo trudna noc, nie mogłam spać...
W końcu musiałam wstać spod ciepłych kołder i założyć te okropne
kozaki, żeby pójść do łazienki.
Wkładając je pomyślałam:
- Nie! Nie wytrzymam tego dłużej! Jestem wykończona tą sytuacją!
Jak dzisiaj nie nastąpi finał, to zwariuję!

Poczłapałam do przedpokoju, zdjęłam buciory, włożyłam czerwone, lekkie
pantofelki i kozaki wpakowałam do kosza na śmieci.
- Koniec tego! Jak umrę z zimna to w czerwonych papućkach!

Przez cały dzień nie działo się nic szczególnego... Pękałam psychicznie.

Wieczorem, kolejny raz sprawdziłam konto... FINAŁ!
Rozryczałam się.

Pojechałam kupić sobie góralskie, futrzane kapcie i ...złotego bażanta.
Już mi cieplej :)



Ps. W czwartek oczekujcie na zdjęcie ciepłych kaloryferów!

2 komentarze: