poniedziałek, 27 lutego 2017

Zrozumienie

O świcie, po 12-ej, postanowiłam uporządkować kolejną część rzeczy przywiezionych w pudłach.

- Jest coraz cieplej, świeci słońce, a ja nie wiem gdzie są wiosenne ciuchy! - zdopingowałam się błękitnym niebem.

Szło mi całkiem sprawnie. W rytmie muzyki odkurzałam, przestawiałam, układałam...

Przypomniało mi się, że mam do załatwienia dwie ważne sprawy - zgłosić serwisowi niesprawny piekarnik i złożyć rezygnację z internetu.

Zadzwoniłam do biura obsługi klienta producenta mojej kuchenki elektrycznej.
Odebrała chyba młoda dziewczyna. (Stare nie pracują na infolinii, nie wiem po co napisałam, że "młoda")
Przedstawiłam się, powiedziałam z jakim problemem dzwonię i ...zaczęło się:
- Kto montował kuchenkę?
- Elektryk z uprawnieniami.
- A ma pani jego oświadczenie z numerem kwalifikacyjnym i pieczątką.
- Tak, mam z numerem i podpisem, bez pieczątki
- Bez pieczątki?
- Tak, bez pieczątki, ale z podpisem
- Dobrze, proszę pani dane... - i tu wymieniła kolejność potrzebnych danych.
Podyktowałam wszystko. Zapisała w komputerze.
- A oświadczenie montażysty ma numer świadectwa kwalifikacyjnego?
- Tak, ma. Już mówiłam.
Zapisała numer świadectwa...
- A na oświadczeniu jest podpis i pieczątka elektryka?
- Jest podpis, nie ma pieczątki - powtórzyłam
- Jak to nie ma pieczątki?
- Nie miał przy sobie, więc jest tylko podpis.
- Dobrze. Proszę podać numer urządzenia, ten po S/N.
Podyktowałam. Chciała jeszcze kod i model.
- A na oświadczeniu jest podpis i pieczątka elektryka?

Pomyślałam, że albo coś przerywa połączenie, albo ja mówię niewyraźnie lub dziewczyna ma zanik pamięci...
- Proszę pani - nabrałam powietrza, żeby zachować spokój - powtarzam, że na oświadczeniu elektryk nie przybił pieczątki, bo jej nie miał przy sobie, podpisał się imieniem i nazwiskiem.

Obrażona rozmówczyni powiedziała tylko, że jutro lub pojutrze zadzwoni ktoś z serwisu, żeby umówić się na oględziny.

Uff... niby prosta rozmowa, ale pieczątka ją trochę utrudniła.

Jeszcze trochę poszalałam z kartonami i wieczorem pojechałam do salonu Orange, żeby zrezygnować z internetu.

Przede mną była jedna osoba, więc uznałam, że nie jest najgorzej.
Na moje nieszczęście jedna z pracownic mnie poznała...
Jakiś czas temu, przy przedłużaniu umowy na telefon popełniła błąd w umowie i musiałam reklamować.
Chyba się nie lubimy. Ja jej za butę, a ona mnie za upór.

Skończyła obsługiwać klienta i przyszła moja kolej.
Dziewczyna demonstracyjnie wstała z krzesła i poszła na zaplecze trzymając telefon w dłoni.
Pomyślałam:
- OK, może musi do kogoś zadzwonić. Poczekam.
Po chwili wyszła z zaplecza, ...a nawet z salonu - na zewnątrz. Przy okazji rzuciła na mnie pogardliwe spojrzenie :)

Uśmiechnęłam się do siebie i stwierdziłam, że i ja nie miałabym przyjemności z nią rozmawiać. Poczekałam na zaproszenie drugiej pani.

Usiadłam przed pracownicą Orange.
- Mam 3 sprawy. Po pierwsze chcę zmienić adres w danych.
- Ale po co? - pani była wyraźnie zdziwiona
- No bo mieszkam pod innym adresem.
- A dostaje pani faktury mailowo, czy pocztą?
- Mailowo.
- To nie widzę sensu.
Trochę się zdziwiłam, że nie chce mojego nowego adresu, bo dane nie będą zgodne ze stanem faktycznym, ale odpowiedziałam:
- Dobrze, nie to nie.
Następna moja potrzeba była jeszcze bardziej dla pani niezrozumiała.
- Chcę kupić coś co będzie ściągało internet z routera na komputer stacjonarny.
I w tym momencie mojej rozmówczyni oczy się nieco powiększyły...
- A ma pani internet od nas?
- Nie. Miałam, ale chcę z niego zrezygnować, bo mam z innej firmy.
- A jakiej?!
- Nie ważne z jakiej. Chcę kupić urządzenie do połączenia komputera za pomocą WI-FI.
- Jakiego komputera? Od nas?
- Nie od was. Mam komputer stacjonarny, takie pudło stojące na podłodze pod biurkiem. A router jest w pokoju obok i chciałabym mieć internet w tym kompie, dlatego potrzebuję jakiegoś odbiornika.
- A internet ma pani z Orange?

- Zwariuję z tym powtarzaniem informacji dzisiaj - pomyślałam

- Proszę pani, miałam internet z Orange, ale nie korzystam już z niego, bo znalazłam tańszego dostawcę, ale u was chcę kupić takie coś do połączenia komputera stacjonarnego z routerem - powtórzyłam.
- A kto jest dostawcą?
- Nie ważne kto jest dostawcą! Niech mi pani sprzeda coś do łączności bezprzewodowej!
- Ale ja muszę wiedzieć kto pani dostarcza internet.
- To nie jest ważne! ...Kończymy temat urządzenia. Chcę jeszcze zrezygnować z waszej uslugi.

Pani zapytała mnie jeszcze jaki abonament będę płacić nowemu dostawcy i jak usłyszała cenę to odpowiedziała tylko:
- To tanio...

Po kilku minutach patrzenia w ekran monitora obsługująca mnie kobieta stwierdziła, że nie mogę teraz rozwiązać umowy - mam przyjść w czerwcu.

A może ja jestem u nich na jakiejś tablicy ze zdjęciami - TYCH KLIENTÓW NIE OBSŁUGUJEMY!

Czasami czyję się jak kosmitka, niezrozumiała dla innych...

Wróciłam do domu, zobaczyłam jak pięknie kwitnie moja roślinka i pomyślałam, że może ludzkość mnie nie rozumie, ale flora i fauna TAK  ... :)




2 komentarze:

  1. No bo Ty jesteś chyba z kosmosu... Chciałam napisać "niedzisiejsza", ale w naszym kraju kochanym zawsze tak było, jest i przypuszczam, że będzie dłuuugo, więc określenie nieadekwatne.
    Czy to na obsłudze telefonicznej, czy face to face - wszystko jedno. Siedzą tam ludzie zaprogramowani. Nic, co poza formularzem komputerowym poprzez odpowiednią zaporę nie trafia do świadomości. Stąd te reakcje. I nie lubią takich nie sztampowych, jak Ty, bo zmuszają do zejścia z taśmy i myślenia... To nie jest komfortowe.
    Jak ja cudem jakimś spotkam człowieka za biurkiem, to jestem tak zdziwiona, że zapominam języka w gębie.

    OdpowiedzUsuń
  2. tak, zaprogramowani... to odpowiednie określenie, Misiu

    OdpowiedzUsuń